"Krwawe rytuały" Jim Butcher
Dresdena nie da się dawkować. Współczuję wszystkim, którzy zbliżają się do końca (na dzień dzisiejszy) ostatniego wydanego w Polsce, szóstego tomu Akt Dresdena - będzie boleśnie… Jednocześnie zazdroszczę tym, którzy rzucili się na nowo wydane tomy i już zdążyli się pogodzić z chwilowym (uf!) rozstaniem. Kogo Butcher zdobędzie "Frontem burzowym", zostawi nienasyconego po "Krwawych rytuałach". Harry Dresden to bohater fantastyczny w swoich talentach, przywarach i szeroko pojętym magnetyzmie; mag zwalczający zło na równi z walką z własnymi, ludzkimi demonami; człowiek otoczony ludźmi, których chciałoby się mieć za plecami. Akcja Akt Dresdena pędzi co tom, czyniąc tę naszpikowaną dobitnymi dialogami i specyficznym humorem serię fantasy dochodzeniem wartym każdej nieprzespanej nocy.
Zaryzykowałam pisanie o każdej części Akt oddzielnie z pobudek czysto egoistycznych - przeżywałam od pierwszego tomu i czułam potrzebę dzielenia się wrażeniami, które wzbudzała we mnie każda kolejna powieść. Podsumowując całość, łatwo coś pominąć, a mi tak zależało… Dziękuję wszystkim wytrwałym, którzy ponad miesiąc słuchali moich dresdenowskich wynurzeń i znosili absolutnie anormalną fascynację głównym bohaterem. Szczególnie wdzięczna jestem tym nielicznym, którzy przeczytali każdą recenzję - coś czuję, że ktoś gdzieś tam moje zaaferowanie rozumie…
Wamipry emocjonalne
"Krwawe rytuały" znowu kręcą się wokół wojny z wampirami, których wpływy sięgają chicagowskiego porno-biznesu. Można marszczyć czoło ze zdziwienia na myśl o takiej kombinacji, ale czy to pierwszy raz Butcher spaja takie niewyobrażalne zestawienia…? Harry Dresden dostaje fuchę asystenta producenta, żeby pod przykrywką ochraniać nietuzinkowy projekt filmowy. Szybko wychodzi na jaw, że ktoś rzuca na ofiary wyjątkowo paskudną odmianę czarnej magii - klątwę entropijną. Brzmi bardzo serio. Jej rezultaty mogą jednak przywołać na myśl "Oszukać przeznaczenie"… W butcherowskim stylu, ma się rozumieć. I tak, nasz mag, dążąc do istoty klątwy, trafia na tropy, które zdradzą mu o nim samym więcej, niż kiedykolwiek miał nadzieję się dowiedzieć.
Dresden oczywiście nie działa sam. Jego ekipa i tym razem pozostawia wiele do życzenia, pomijając porucznik Murphy. Ani najemnik Kincaid nie jest wystarczająco ludzki, ani nauczyciel Harrego nie zachowuje się do końca jasno. 'Zawodową' konfrontację tych ludzkich anomalii Butcher ubarwia wampirami z Białego i Czarnego Dworu. Te obezwładniająco piękne żerują na emocjach, te obrzydliwe przypominają Draculę Stokera. Krew krąży w różnych częściach ciała, albo zwyczajnie zalewa dostępne powierzchnie. Aluzje do wyobrażeń (pop)kulturowych są jawne, nie odbiera to jednak smaczku całości. Postacie po raz kolejny są zdecydowane, niektóre nawet żałosne, inne obdarte z ludzkich emocji, a nieliczne wręcz do tego stopnia wiarygodne, że niektórym trudno nie współczuć. Co tu dużo mówić… "Krwawe rytuały" to dla Dresdena tylko kilka dni, a dla czytelnika kolejna sposobność do wyostrzenia szarości, rządzących jego światem. Degustacja dająca natychmiastowe doznania i pozostawiająca posmak nie do pomylenia. Brawo, Butcher. A MAGa poproszę o bis…!
Dresden ad acta - paratexterska dygresja
Podsumowania nadszedł czas… Moja przygoda z Butcherem zaczęła się od opowiadania, które teraz nawet boję się kartkować, żeby nie spotkać spojlerów. Sam Dresden ujął mnie gotowością do działania bez względu na ilość (nie)przespanych godzin, znikomym talentem do gryzienia się w język oraz ilością usterek charakteru, która koresponduje ze stanem technicznym jego Chrabąszcza. Może właśnie dlatego aż chce się wiedzieć, jak to wszystko się skończy. Imaginacyjna i językowa brawura Butchera gwarantuje rozrywkę, która - nawet jeśli niezapamiętana w szczegółach - szybko porwie jego fanów w następnych częściach Akt Dresdena - a niech ich będzie i naście.
Wydawnictwo MAG planuje od stycznia 2016 wydawać kolejne tomy - to dobra wiadomość. Gorsza jest taka, że końca nie widać, choć i to nie najgorsze, bo lepsze powroty niż rozstania… Tylko teraz zaczną się dawno zapomniane dylematy, np. czeka na mnie m.in. "Piętnaście pierwszych żywotów Harry'ego Augusta" (ostatnia zasłyszana ocena to 10 gwiazdek). Ale jak tu pozbyć się z głowy Dresdena, skoro w moich rankingach awansował na fantastycznego Harry'ego numer 1…?! Kryminał wydaje się być teraz o jedno śledztwo za dużo, powieść oparta na faktach za rzeczywista, wspomnienia zbyt wzruszające… Powiem tylko: strzeżcie się mistrzowskich serii.
+
- mały (czworonożny) psychopata/świrek,
- wredne suki światowej klasy,
- bohaterowie, po których można się spodziewać więcej, a Butcher i tak zaskoczy,
- zupełnie nie na temat: podziękowania (biorę do siebie!/mojego bloga…),
-
- gruchot kości i kręcone karki, no wzdryga...
Jeżeli ktoś dotarł aż tu, przeczytał szóstą recenzję z rzędu i dalej się zastanawia, czy skusić się na Akta Dresdena, to chyba nie mam daru przekonywania. W razie przypadkowej wizyty polecam przeczytać pierwszą i jestem przekonana, że fani specyficznych odmian fantasy trafią w swój gust. Nie polecam (znowu) niecierpliwym, wzdrygającym się ściekającą krwią lub na samą myśl o fantastycznemu wyobrażeniu rodziny Borgiów, choć do Targaryenów butcherowskiemu odpowiednikowi (na szczęście?) daleko. Dresdena albo się wielbi, albo od pierwszego wejrzenia ma za wroga - co do drugiego to zastanowiłabym się, po czyjej stronie leży wina… Ale co mogę wiedzieć ja, która ubóstwia Butchera i jego maga?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz