"Labirynt duchów" Carlos Ruiz Zafón
Zafón wspiął się na wyżyny, wręcz góry - sięgnął literackiego nieba. A widok stamtąd zapiera dech, choć to i tak za mało powiedziane. Nie znalazłam właściwych słów i nadal nie wiem, czy znajdę, co mi się rzadko zdarza. Egoistycznie zamknęłam się w sobie, odraczając ostatnią stronę, ile zniosłam (do przed chwilą), i delektowałam się śladami, które "Labirynt duchów" po sobie pozostawił. Żeby jak najbardziej przedłużyć ten moment... Przyjemność płynąca z lektury ostatniej części serii o Cmentarzu Zapomnianych Książek spotęgowała i tak już niebotyczną radość z (niecierpliwość?) oczekiwania. To fenomenalne, że nawet w XXI w. pisane są powieści, które potrafią wzbudzić tak niepowtarzalne emocje; książki, których nie chce się kończyć przez świadomość, że podobne wrażenie może się już długo (nigdy?) nie powtórzyć. "Labirynt duchów" to powieść roku, dekady, a może i pokolenia.
Dla niektórych może to być powieść, którą czyta się dla postaci. Dla mnie? Książka czytana dla każdego kawałka swojej historii. Ta powieść Zafóna jak mało która inna wyraża na wielu poziomach to, czym jest literatura, i zapada w pamięć jako ścieżka, którą każdy czytelnik przebył sam, obserwując, zapamiętując, czując i wyobrażając sobie coś, do czego tylko on jest zdolny. Każdy na swój sposób, dając kawałek siebie i otrzymując coś w zamian. Choć sprowadzanie lektury takiej klasy do czegokolwiek wydaje się faux-pas. Niektóre rzeczy trudno wyrazić słowami, ale nawet mistrzowskie pióro - sam Zafón w "Labiryncie duchów" - przyzna, że trzeba je uwewnętrznić, przeżyć samemu i doświadczyć na własnej duszy, żeby stały się dziełem kompletnym.
Zafónowe zatracenie
Dorosłego już i ustatkowanego Daniela nawiedzają sny o Cmentarzu Zapomnianych Książek i historii, która musi zostać opowiedziana. Mekka koneserów literatury podejmuje nowe pokolenie. Na wejście do "Labiryntu duchów" Zafón wybrał jednak przejmujący, pełen grozy i naznaczony nieoczekiwanym wyzwaniem powrót Fermina do Barcelony w czasach hiszpańskiej wojny domowej. Jeden z bohaterów, dla których chce się wręcz połykać tę powieść (i poprzednie części), spotyka na swojej drodze dziewczynkę, która zmieni jego życie. Właściwa akcja powieści osadzona jest na przełomie lat 50-tych i 60-tych: znika minister Valls, cieszący się w Hiszpanii reżimu generała Franco opinią osoby światłej, oczytanej, kulturalnej w najlepszym tego słowa znaczeniu. Do jego odnalezienia zaangażowana zostaje tajna madrycka komórka śledcza, specjalizująca się w skomplikowanych sprawach, działająca na własną rękę za pozwoleniem samego generała, ku dobremu imieniu Hiszpanii. Jej najzdolniejszą agentką jest Alicia Gris - sierota wojenna, kulejąca wskutek odniesionych ran, kobieta nieprzystępna, o nieugiętym charakterze i zdolności do dostrzegania w poszlakach znaków, na które inni są ślepi.
Jej ostatnie zadanie ma być zwieńczeniem długoletniej kariery, pożegnaniem i długo oczekiwanym wyrwaniem się z nadopiekuńczych skrzydeł Leandra Montalvo - człowieka, o którego przeszłości wiadomo tak niewiele, jak o prawdziwych powodach sukcesu poszukiwanego Vallsa. Alicii przydzielony zostaje partner, stary policyjny wyga, któremu zaufać dużo kosztuje. Mimo że niejasności i wątpliwości mnożą się co krok, Vargas wnosi w dochodzenie trzeźwość, której głównej bohaterce brakuje - bo ją ścigają własne, nikomu nieznane koszmary, przez które kara się samotnością i wyalienowaniem każdego dnia swojego krótkiego życia.
Ścieżka szybko zmierza ku Barcelonie i księgarni rodziny Sempere… Żaden z bohaterów, nowych czy już znanych, nie spodziewa się, jak zniknięcie Vallsa i to, co się za tym kryje, sięgając poprzedniego pokolenia, wpłynie na ich dalsze losy. Zafón zręcznie lawiruje między uliczkami Barcelony, prowadząc czytelnika w zakamarki ludzkich dusz i tropiąc pilnie strzeżone historie Hiszpanii, które nigdy nie powinny wyjść na jaw. Pierwszy niedosyt braku Barcelony i rodziny Sempre szybko zastępuje narastająca ciekawość, jak tu wpleść aktualny wątek w wydarzenia opisane w "Cieniu wiatru", "Grze anioła" czy "Więźniu nieba". Poza tym, że światło dzienne ujrzą tajemnice, które jakimś cudem nie umarły razem z ich strażnikami, a więzy rodziny Sempre i jej najbliższych przyjaciół poddane zostaną próbom wytrwałości, o fabule więcej wiedzieć nie trzeba.
Zafón zabiera czytelnika w podróż w nieznane, opartą na wzajemnym zaufaniu. Autor daje tylko wtedy, kiedy otrzymuje coś od czytelnika, i to nie na zasadzie handlu wymiennego, tylko wzajemnego, bezinteresownego obdarowywania się. Inaczej ta mistrzowska magia nie zadziała. "Labirynt duchów" pozwala się zatracić, zgubić na własne życzenie i jednocześnie odnaleźć w sobie to, co najbardziej wartościowe - to, co się czuje, a o czym niekoniecznie chce się mówić. Coś wspaniałego i niepowtarzalnego. Tak, wiem, powtarzam się… Ale mimo że skończyłam tę powieść kilka dni temu (nie licząc ostatniej kartki, choć ostatnie zdanie znałam tuż po tytule), drga mi moje molowe serce na samą myśl o tym, co czułam, czytając, i jak przeżyłam wyjście z labiryntu, w którym każdy marzący o Cmentarzu Zapomnianych Książek nie zawahałby się zostać. Życzę Wam czegoś podobnego, jak już "Labirynt duchów" trafi w Wasze ręce...
Kobiety…
Jeśli w poprzednich częściach cyklu prymat wiedli mężczyźni, to "Labirynt duchów" w całym tym malowniczym, czarno-szarym męskim towarzystwie zwraca uwagę na przynajmniej dwie, trzy kobiety - bezkonkurencyjne. Alicia Gris zakrawa na Anioła Ciemności, wymierzając sprawiedliwość zgodnie z własnym wyobrażeniem - nigdy pochopnie, zawsze po zastanowieniu, wtedy jednak bez mrugnięcia okiem. Bohaterki płci pięknej muszą być nietuzinkowe, żeby mi zaimponować, i ta postać do nich należy. Jej wewnętrzna wrażliwość, nawet kruchość, i karcenie się z trudnych do wyjaśnienia powodów, niczego jej nie ujmuje. Właściwie to nawet wzbudza podziw. Zwłaszcza kiedy porusza się pod krystalicznym spojrzeniem wspomnianego już Leandra - projekcji ojca, oczekiwań, lęków i emocji. Mimo to Alicia potrafi porwać się na wiele więcej niż wielu z nas. Jest nieprawdopodobnie cierpliwa, czekając z wyrażeniem uczuć do ostatniej chwili, kiedy to jednak robi, nie pozostawia wątpliwości co do swoich intencji. To kobieta, która pójdzie dla najbliższych w ogień, nie obracając się za siebie i nigdy nie oczekując podobnej przysługi. Kobieta, która zmienia światy…
U Zafóna światy kruszą się co rusz, żeby powstać mogły nowe - w skali Hiszpanii, jak i dla pozornie zwyczajnej rodziny, prowadzącej księgarnię od pokoleń. Jedną z największych tajemnic jest Isabella Sempere, przedwcześnie zmarła matka Daniela i żona Sempere seniora. Jaką ona musiała być kobietą, że jej wspomnienie żyje nie tylko w nich dwóch… Świadoma własnej śmierci w wieku dwudziestu kilku lat, pisze pamiętnik, którego nikt nigdy nie miał przeczytać. Los oczywiście chce inaczej i jako pierwsza poznaje go właśnie Alicia Gris, a już jako drugi czytelnik. Niespodziewanie, część poświęcona Isabelli staje się jednym z kluczowych i najdotkliwiej poruszających wątków "Labiryntu duchów". Czy ten odłamek historii powinien pozostać tajemnicą? Czy niektóre tajemnice należą się najbliższym, nawet jeśli nieodwracalnie zmienią ich życie? Pytanie stare jak świat, bez odpowiedzi, dopóki nie stanie się z nim twarzą w twarz.
... i książki
Oczywiście nie ma Cmentarza Zapomnianych Książek bez powieści przywróconej pamięci, a w tej części tytułowa seria "Labirynt duchów" Víctora Mataix znacznie różni się od dzieł tworzonych przez Martína, Caraxa i innych. To seria o Barcelonie sprowadzającej duszę do podziemi, napisana przez ojca dla jego własnej Alicji z Krainy Czarów - córki, której dojrzewania nie było dane mu poznać, choć może to i lepiej, bo jej tragiczny los rozerwałby mu serce. W "Labiryncie…" Zafóna tym razem nieznacznie brakuje Corelli, ale w zamian otrzymujemy rozwianie spowijającej go tajemnicy - nawet, jeśli logiczne, to podświadomie nie do zaakceptowania. Ot tak, dla odrobiny czarnej magii.
Walorem jest jednak madrycka biblioteka, może nie odpowiednik barcelońskiego Cmentarza, ale miejsce przyciągające ludzi pewnego sortu, między innymi rozkochaną w literaturze Alicię Gris. Ta skarbnica wiedzy i wyobraźni skrywa w sobie odpowiedzi na nurtujące pytania, które tworzą następne. Zdająca się nie kończyć spirala książek, niby logo "Labiryntu…", wymusza na wyobraźni pragnienie odnalezienia takiego miejsca w rzeczywistości. Miejsca wprawdzie ogólnie dostępnego, ale właściwie widzianego tylko oczami wybranych, albo lepiej: tych, którzy wybrali literaturę i życia sobie bez niej nie wyobrażają.
Oprócz mnogości woluminów, powieść Zafóna jest jakby z innego świata - z rzeczywistości, w którym paraduje plejada postaci postrzegających książki jako nośniki wartości ponadczasowych. Czytelnik spotyka bohaterów przykładających wielką wagę do tego, co czytają, co polecają, co przekazują dalej, a zwłaszcza tego, co i jak piszą. Z kolei ożywiając bohaterów, których uznano za zmarłych, Zafón pozwala narodzić się kolejnej historii, stawiającą całość cyklu rozpoczętego "Cieniem wiatru" w jeszcze innym świetle. Zdawałoby się, że można tak bez końca, ale niestety… Tak jak bardzo chciałam przeczytać wreszcie "Labirynt duchów", tak bardzo nie chciałam się z nim żegnać. Zabierając się do recenzji - z myślą o tych, którzy z książkami mają podobnie do mnie - trudno mi było zdecydować się na koniec. Bo "Labirynt duchów" to dla mnie jedna z książek życia. Przez K.
Dygresja na zakończenie: Czwarta cześć
Zeszłoroczna informacja o zamknięciu cyklu "Cień wiatru" podniosła raban, nie mówiąc już o ukazaniu się najnowszej powieści Zafóna w Hiszpanii. Przy kontynuacjach serii pewnie wielu ma dylemat, czy czytać poprzednie części przed ostatnią, czy rzucić się na nowość. Spodziewałam się, że polskie tłumaczenie będzie jednym z pierwszych - zwłaszcza że Muza S.A. wielkodusznie przeznaczyła na początku 2017 roku jeden egzemplarz na WOŚP - jednak wyprzedzili je Niemcy. Widziałam, co się dzieje na blogu po pierwszym cytacie… Na dylemat nie było miejsca, choć streszczenia poprzednich cmentarnych powieści ledwo można znaleźć. Chciałabym uspokoić wszystkich niezdecydowanych - nie zdążyłam przeczytać poprzednich trzech jeszcze raz, bo nie mogłam się powstrzymać przed czwartą*… Jako że wiosna 2017 już się zaczęła, a data polskiej premiery jeszcze nie jest znana (podobno tej jesieni**…), polecam na spokojnie ponownie przeżyć "Cień wiatru", "Grę anioła" i "Więźnia nieba", z racji skomplikowanej fabuły, mnogości bohaterów i podobieństw między niektórymi wątkami. Byłaby to według mnie sytuacja idealna. Jednak autor zdaje się świadomy tego, że w "Labiryncie duchów" lata po ukazaniu się "Cienia wiatru" czytelnik może się pogubić. Nie opowiadając starych historii ponownie, udaje mu się pobudzić pamięć czytelnika i pomóc mu właściwie umiejscowić osoby czy wydarzenia.
A najlepsze w całej konstrukcji Zafóna jest to, co pisze tytułem wstępu do "Labiryntu duchów": powieści serii o Cmentarzu Zapomnianych Książek, będąc połączone postaciami i wątkami, tworzą zamknięte w sobie, spójne całości. Można je czytać osobno i w dowolnej kolejności, bo liczy się droga - a każda w końcu doprowadzi do sedna… Wybór pozostawiam Wam, ja poczekam na wydanie kolekcjonerskie i wtedy zdecyduję.
Jeśli jest w życiu coś, czego nienawidzę, to pożegnania. Przewracając ostatnią kartkę czułam, jakby ktoś zatrzasnął za mną drzwi do Cmentarza Zapomnianych Książek od środka, na zawsze. A może się mylę…?
+
- mądrości i gramatyczne fajerwerki Fermína od samego początku,
- nie trzeba długo czekać na zdarzenia zapierające dech (np. z efektem "Wiedziałam!" i "Nie wierzę" w obrębie jednej strony...),
- don Bermeo Pumares, bibliotekarz marzeń,
- Leandro książę ciemności i Vargas partner doskonały,
- diablica, albo inaczej: rozbrajająca postać kobieca,
- pamiętnik Isabelli Sempere,
- splot starych wątków z nowymi, misterne pętle i ich rozwiązania,
- niegasnąca nadzieja,
- literacki rozkwit nowego pokolenia, i następnego,
- ogólnie rzecz biorąc postacie, które chciałoby się ożywić i zaprosić na kawę, lody lub dobrą książkę,
- piękne wydanie i prawie 1000 stron niezapomnianej przyjemności,
-
- prześladujące cienie, z którymi nie ma się szans,
- podwodny cmentarz i domysły, które obudził, zaraz potem bombardowanie Barcelony - bolesne,
- piła kontra gnijąca kończyna, czyli szeroko pojęte cierpienie, nawet tych najgorszych charakterów, i tortury,
- jak dla kogoś Fumero był najczarniejszym charakterem, to się niestety zdziwi,
- lalki - u Zafóna przeszywające spojrzenia pustych oczu czuje się na karku,
- ludzkie wyrachowanie i absurdalne idee,
- wspomnienia, tęsknoty i niesprawiedliwości losu, ale cóż, nie wina autora..
Komu plecam?
Zafón jest autorem, który niestety nie mówi językiem wszystkich - przemawia w sposób wyszukany, artystyczny i chyba trudny, więc nie każdemu się spodoba. Świadomie i z pełną premedytacją polecam go każdemu, nawet jeśli nie "Labirynt duchów", to "Cień wiatru" - widzę go w kanonie lektur obowiązkowych, jako współczesne arcydzieło. "Labirynt duchów" spodoba się molom książkowym, fanatykom tajemniczych historii i charakterów, które pchają do zachowań niewytłumaczalnych - dobrych i złych. Polecam komuś, kto czyta powieści dla tej jednej wyjątkowej postaci, choć tutaj może mieć problem z wyborem. Komu nie polecam? Nie wiem. Mam wrażenie, że o tej powieści mogłabym opowiadać każdemu. Chciałabym umieć nią zarazić… W żadnym wypadku nie polecam czytać jej w międzyczasie lub kiedy w codzienności króluje chaos, bo zniknięcie w "Labiryncie duchów" może mieć poważne konsekwencje życiowe…
*Podziękowania…
Nietypowe, przy tej okazji jednak nie mogę się powstrzymać. Dziękuję Tej, od której dostałam oryginalne hiszpańskie wydanie świeżo po premierze - za prezent mimo świadomości, że literackiego hiszpańskiego (jeszcze) nie jestem w stanie zrozumieć. Dziękuję też Temu, który przesyłkę zaplanowaną na dużo później nieoczekiwanie dostarczył w dniu premiery, zgodził się odstąpić od regulaminu i nawet przysłał zdjęcie na potwierdzenie - za zrozumienie tego, co znać "naprawdę ważna książka" i radości z tego, że mógł pomóc. Dziękuję też wszystkim, którzy przez ostatni czas znosili moje monotematyczne wywody, słuchali i cieszyli się ze mną, pytali i czekali na recenzje, a przede wszystkim pozwolili mi czytać i pisać w spokoju - za wytrwałość i zrozumienie. Ponieważ właśnie dla takich książek żyję, zwłaszcza że spotykam je raz na lata...
A Zafónowi chciałabym kiedyś podziękować osobiście, przy okazji podpisywania przez niego wyjątkowego wydania, najchętniej w jego ojczystym języku - za to, co ile jego powieści darowały mi żyć…
** Polska premiera 11. października 2017!!!
** Polska premiera 11. października 2017!!!
Jak zawsze świetny tekst - ale dawka emocji - urokliwa :)
OdpowiedzUsuńOczarowana jestem jak dziewczynka pierwszą książką, nic na to nie poradzę :) Uznaję to za komplement i dziękuję!
UsuńZ Twojej recenzji wynika, że to bardzo wartościowa literacko książka. Jeszcze nie czytałam żadnej powieści Zafona, ale może najwyższy czas :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zazdroszczę że jeszcze tyle przed Tobą. Chciałabym móc zapomnieć wszystkie jego książki żeby poczuć to na nowo.
UsuńPolecam.
Zafóna zawsze można przeżyć po raz kolejny. I to jest niepowtarzalnie piękne :)
UsuńPrzeczytaj proszę, chociaż "Cień wiatru" - dla własnego zdania... Dla mnie, jak zauważyłaś, Zafón jest wartościowy wyjątkowo :)
OdpowiedzUsuńAż mi sie płakać chce ze wzruszenia :D
OdpowiedzUsuńTak tęsknię za Cmentarzem. Nie mogę się doczekać jesieni.
Dziękuję za tak piękną recenzję.
To ja dziękuję za Twoją poruszającą szczerość...
UsuńTeż czekam, bo z Cmentarzem chyba nigdy nie będę umiała się rozstać, a Zafóna zawsze czytałam po polsku. Czekam na jesień, czekam na wydanie kolekcjonerskie, czekam na przeżycie tej przygody ponownie za kilka lat.