“#To o nas” Piotr C.
Skubany… Kimkolwiek jest Piotr C., wie, co pisze, i musi być strasznie spostrzegawczym człowiekiem. Choć szata graficzna insynuuje lekką, niezobowiązującą lekturę, to blurb ostrzega. Ale kto by go potraktował poważnie…? Aż strach pomyśleć, że otwierając tę książkę, stanie się oko w oko z samym sobą. Może nie 1:1, ale jakimś stopniu na pewno. Bohaterowie “#To o nas” napakowani są cechami współczesnych trzydziesto(paro)latków, które czytelnik bez większych trudności znajdzie albo w sobie, albo w swoim najbliższym otoczeniu - o ile tylko jego PESEL zaczyna się od ósemki. Powieść wyjątkowo celna, bezlitosna, prawdziwa i w pewnym sensie przejmująca. Autor, strzelając w 30stkę, trafia w 10tkę.
Przyznam, że to moja pierwsza styczność z Piotrem C. (i raczej nie ostatnia). Chciałam wiedzieć, co czyta Świst, a wyszło, że niczego nieświadoma wdepnęłam w swoje pokolenie. Co zasiadłam do czytania, to przepadłam. Kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. A koniec? No nie wierzę. “#To o nas” nie przejdzie bez echa wśród aktualnych 30+.
On i ona, oni i one
Wystarczy przeczytać opis na okładce i od razu wiadomo, czy trafi w nasz gust, czy nie. Swoją drogą ciekawe, czy główni bohaterowie sięgnęliby po Piotra C.? Przedstawieni zostają w dniu swoich 30. urodzin. Sobie obcy, wspólnie przekroczyli magiczną granicę 30 lat. Magiczną, bo kto nie pamięta swojej 30stki? Jego z samego rana (o 13) napada matka; ją, godzinę później, monstrualny kac i przerażenie, że nie pamięta poprzedniego wieczoru. Ale od czego ma się przyjaciół? Suchy o każdej porze dnia i nocy służy Krzysztofowi solidnym sucharem i iście męską radą z autopsji, a trzeba wiedzieć, że to perwers nieprzeciętny, oczywiście żonaty. O nim się nie da opowiedzieć, jego trzeba przeżyć. Z kolei bratnia dusza Agaty, Paulina, jest inwazyjna w zupełnie inny sposób, choć trzeba przyznać, że zawsze ma oko na swoją przyjaciółkę i zdecydowanie częściej albo zachowuje trzeźwy umysł - no, chyba że chodzi o Sebixa, ale to już inna historia.
Perspektywa zmienia się naprzemiennie. Sytuacje z życia codziennego rysują obraz dwojga niespełnionych trzydziestolatków, czekających na coś, co wciąż się nie wydarza. Znoszą to różnie - w zależności od tego, czy akurat mają gorszy dzień, czy lepszy. Gorszy On chętnie by kogoś przeleciał, lepszy zastanawia się, co poszło nie tak, skoro do najbrzydszych nie należy, dobrą pracę ma i nawet takiemu zaobrączkowanemu Suchemu co chwila się udaje coś wyrwać. Lepsza, kryptoromantyczna Ona czasami wygląda zza muru, którym się otoczyła; ściąga maskę i rozpamiętuje przeszłość, za to gorsza - daje ciała, dosłownie. “#To o nas” pokazuje, co wolno facetom, ale pod żadnym pozorem nie kobietom. Wytyka, co uznane zostanie za niemęskie, a co każda spełniona kobieta w życiu ‘powinna’. Aż w końcu trafia kosa na kamień, ale zupełnie nie tak, jak by się można było spodziewać.
Tak na serio
Społecznie akceptowane odchyły, niepisane normy i milczące przyzwolenia/dezaprobaty przekazywane są bezpretensjonalnym językiem pozbawionym hamulców. “#To o nas” dzieje się tu i teraz, a opisane sytuacje, może poza tymi ekstremalnymi, mogłyby się przytrafić mnie czy Tobie (o ile łapiesz się we wspomnianym przedziale wiekowym). Ta powieść jest do tego stopnia prawdziwa, że pod masą cytatów podpisałabym się obiema rękami, i to zapewne nie tylko ja. Dylematy nękające głównych bohaterów nie są wyssane z palca; podobne konwersacje mogłyby być zasłyszane w domu, od przyjaciół, w pracy czy na imprezie. Jedyną abstrakcją jest specyficzne poczucie humoru autora, na które nie zawsze ma się ochotę w życiu codziennym, samemu będąc głównym bohaterem. Piotr C. przyprawia o zmarszczki. Jeśli czytelnik ma do siebie trochę zdrowego dystansu, będzie ryczał ze śmiechu co kilka kartek, wysyłał cytaty przez messengera, a nawet ryzykował cytowanie na głos i kompletne niezrozumienie kogoś, kto nie znając fabuły, nie złapie dowcipu.
A tak już całkiem serio, to Piotr C. chyba najbardziej zaimponował mi tym, że w całej tej tragikomicznej historii uwiecznił ziarnko prawdy, które moje pokolenie pielęgnuje, mimo że za żadne skarby by się do tego nie przyznało. No, może po kilku głębszych. Albo bardzo cicho w chwili słabości… “#To o nas” głównie bawi i odpręża, ale w punkcie kulminacyjnym rozwala skorupę i chwyta za serce. Tego się nie spodziewałam tu spotkać. Powiedziałam i kilka razy nawet napisałam: k****, jakie to smutne. Bo prawdziwe.
Ten epitet zupełnie mi nie pasuje w odniesieniu do książek, ale myślę, że gdybym powiedziała, że ta jest zajebista, to autor by się nie obraził. Polecam, jako spojrzenie w zakurzone lustro.
+
- lekki ton i rozwalające poczucie humoru,
- aura wkurwistości, piramida chujopsa, wkurwiony wyraz twarzy, sorry, ustawienia fabryczne… i masa innych tekstów, które o ile nie będą kultowe, to byłyby, gdyby to był film,
- Paulina i jej wewnętrzny Jeremy Clarkson (ale: nie każda kobieta, która zna się na autach, to blachara…! Pozdrawiam koleżanki ;) )
- Peter Fox (!!!) i listy piosenek, które kojarzą się z dawnymi czasami,
- waciki (I love “Kiler” too!),
- “No debil, po prostu debil.”
- Zeeeeen,
- zakończenie,
-
- glonojady i inne plastiki, fuuuu, a także foki, larwy i inne uwłaczające określenia,
- przerwy w wierności i eksy,
- nadużywanie przez pewną postać pewnego czasownika jako określenie kopulacji, na który (czysto subiektywnie) jestem uczulona,
- kot Roman, wzruszające,
- “Mein Gott! Main Führer!” - kto to sprawdzał?! albo to ja czegoś nie złapałam…
- zdjęcia w cloudzie,
- “na zawsze” i “nigdy”, kurczę… chyba najsmutniejszy fragment w tej książce…
Komu polecam?
Nie chodzi o to, że więcej mi się nie podobało. To jedyne igiełki działające jak w akupunkturze, tylko wbijane z innym zamiarem - co rozumiem. “#To o nas” szczerze polecam wszystkim, którzy dzisiaj narzekają na pisanie na telefonie, a powinni pamiętać, jak zapalczywie klepało się smsy na starych nokiach; tym, którzy trzaskają focie i nie oglądają ich tak, jak kiedyś wywołanych zdjęć; takim, którym poniedziałkowe zaklęcie nie jest obce, a przede wszystkim tym, którzy (twierdzą, że) zawsze dają radę - nawet jak się zajeżdżają, choć tak naprawdę nie muszą. Absolutnie nie polecam komuś, kto wzdryga się na samą myśl o kwiecistych synonimach kopulacji, tudzież myli szczęście z wygodą.
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz