“Jak mniej myśleć” Christel Petitcollin
Prędzej zarzuca się innym brak myślenia i nakłania do niego, niż odradza używania głowy, dlatego tytuł książki Petitcollin wydaje się przekorny. A jeśli specjalnie został sformułowany tak, żeby trafić do wyjątkowej, wąskiej grupy odbiorców? Kto zechce przystanąć i poobserwować własne myśli, w “Jak mniej myśleć” znajdzie odpowiedzi na nurtujące go od dawna pytania, albo zupełnie odwrotnie: zagwozdki, które nigdy nie przyszły mu do głowy. Skorzystać może każdy, bez względu na preferowaną przez jego mózg półkulę.
Nie mając solidnego zaplecza psychologicznego, za to niezdrowe zamiłowanie do autodiagnozy, lepiej podchodzić do literatury tego rodzaju z dystansem. W tym przypadku autorka ogranicza ryzyko do minimum. Wprawdzie w pierwszej kolejności skupia się na interesującej ją, niszowej grupie nadwydajnych mentalnie, ale nie wyrywa ich z rzeczywistości, żeby analizować wymyślne badania czy testy IQ. Posługując się przypadkami, z którymi zetknęła się we własnym gabinecie, płynnie przechodzi do przeciwstawienia ich charakterystyki cechom popularnych lewopółkulowców. “Jak mniej myśleć” nie pretenduje do miana kompendium, daje za to obraz umożliwiający obopólne odniesienia oraz korzyści.
Profil petenta, czyli nadwydajni mentalnie i ich kod
Myślenie nie szkodzi, ale czasem zawraca głowę: całodobowy potok pytań, niekończące się wątpliwości i ciągi skojarzeń, za którymi język nie nadąża; wyostrzona percepcja, idąca w parze z nadpobudliwością i nadaktywnością; wyolbrzymianie, idealizm i samokrytyka; wahania nastroju, od euforii po przygnębienie. Wystarczy wymienić kilka cech ludzi, u których dominuje prawa półkula, a już pojawia się problem z ich uporządkowaniem. Petitcollin udaje się opowiedzieć o swoich podopiecznych metodycznie. Tworzy obraz osób nieprzeciętnych, którym brakuje pewności siebie, mimo że inteligencją i zdolnościami przewyższają większą część społeczeństwa. Z natury dobroduszne, nie zawsze potrafią one współistnieć z otoczeniem, dla którego ideały i kodeks moralny bywają zmiennymi.
Autorka przedstawia cechy charakterystyczne nadwydajnych z neurologicznego punktu widzenia, ale nie jest to sucha nauka. Przywoływane przez nią sceny, które przytrafiły (bądź mogłyby się przytrafić nadwydajnym) wyraźnie pokazują, z czym borykają się ‘za bardzo’ myślący, i to od najmłodszych lat. Niektóre symptomy mogą się czytelnikowi kojarzyć, inne wydać niedorzeczne, lecz jeśli dadzą do myślenia, to cel tej książki zostanie osiągnięty. Petitcollin, zwracając się już bezpośrednio do odbiorcy, próbuje skłonić go do obserwacji własnego myślenia, a w późniejszym etapie sterowania nim. “Jak mniej myśleć” chce nauczyć akceptacji samego siebie albo przynajmniej pchnąć w odpowiednim kierunku.
W czasach, kiedy dostęp do wiedzy jest nieograniczony, poradniki psychologiczne cieszą się wielką popularnością. Abstrahując od (o)błędnego autodiagnozowania, postrzegam to jako zainteresowanie sobą i światem dookoła, poszukiwanie własnego ‘ja’ oraz chęć zrozumienia inności. Nie wiem, na jakie nad- i dys- cierpię, bo literatura motywacyjna mnie nie interesuje, a zdiagnozować się dotychczas nie odważyłam (hahaHA). “Jak mniej myśleć” wpadło mi w oko przy okazji lipcowego wyzwania lubimyczytac.pl. Zwykle nie sięgam po takie lektury, ale nie żałuję. Książka Christel Petitcollin nie zmieniła mojego myślenia i nie zrewolucjonizowała świata, jakim go widzę, ALE dała mi chwile tak potrzebnego wytchnienia. Zwróciła uwagę na przywary, z którymi można żyć, i przypomniała, że wcale nie trzeba tak pędzić, że warto się zatrzymać i cieszyć chwilą. Banalne, ale na co dzień ulotne.
+
- przedmowa, po której od razu wiadomo, czy czytać dalej, czy odpuścić,
- tezy poparte realistycznymi przykładami,
- zalety związane z wadami,
- ciekawostki o testach IQ,
- odnośniki do pracy w korporacji,
- porównania z lewopólkulowcami, które ułatwiają zrozumienie,
- bratnie dusze,
-
- porównywanie z ‘normalnymi/normalnie myślącymi’ - bo dla niektórych pierwszym skojarzeniem z tymi określeniami jest wartościujące ‘nienormalny’, a nie sama ‘norma’ (choć to zapewne sprawa indywidualna),
- nieustanne przywoływanie przypadku Jill Bolte Taylor - dlaczego tylko tego…?
Komu polecam?
“Jak mniej myśleć” nie polecam chyba tylko zupełnie niezainteresowanym tematem. Czytelnik nieprzywykły do poradników, czy jakkolwiek by sklasyfikować tę pozycję, może kręcić nosem na wskazówki skierowane ‘wprost do niego’. Polecam za to ciekawskim, którzy chcą oględnie musnąć wspomniane aspekty myślenia, bez zbytniego zatapiania się w temat, a przede wszystkim tym, którzy czują się skomplikowani. Nie jest to lektura skierowana wyłącznie do nadwydajnych - myślę, że na osoby obcujące, ba, dzielące życie z nadwrażliwcami może wpłynąć korzystnie. Dla mnie była to odmiana, z którą mogę żyć. Choć może ktoś znajdzie tu brakujący element układanki.
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz