niedziela, 13 sierpnia 2023

28 lat

"I nadejdzie lato" Elin Hilderbrand, fot. paratexterka ©
"I nadejdzie lato" Elin Hilderbrand


Trzy dni w roku, a poza nimi nic – czy to się może udać? A może lepiej: jak to się mogło udawać przez tyle lat...? Słodko-gorzka, letnia historia Hilderbrand stanowi niewielki ułamek życia bohaterów, a na obojgu odciska piętno, które czytającego co rusz ściska za serce, aż w końcu je łamie. Niby od razu wiadomo, do czego ta opowieść zmierza, ale kiedy się kończy, to jakoś tak nagle. Zbyt nagle. Kontrowersyjny układ, sceneria, w której nic, tylko się zapomnieć, i ocean uczuć, pozostawiających słony posmak. Piękna, mimo wszystko.


Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy przypadkiem – jak to zwykle bywa – trafiłam na nowe wydanie nieznanego mi dotąd wydawnictwa, za to jak najbardziej znanej i uwielbianej pisarki z Nantucket. Nie dajcie się zwieść okładce! "I nadejdzie lato" nie ma w sobie nic z rzewnego harelquina (choć, szczerze mówiąc, nigdy nie czytałam, ale ta powieść jest TAK dobra, że zwyczajnie nic ze szmiry mieć nie może). Wprawdzie jest i on, i ona, ale to wszystko dookoła jest takie, jak tylko u Hilderbrand.


Długie małżeństwo bez fajerwerków, czy trzy spektakularne dni w roku? Bohaterowie "I nadejdzie lato" stawiają na to ostatnie. W długi weekend amerykańskiego Święta Pracy spotykają się, jakby ich codzienność nie istniała. Dla mnie nie do pomyślenia, ale w miarę zatapiania się w ich świat, zaczęłam coraz bardziej chcieć, żeby im się udało. Wczuć się w określony rok ułatwiają swoiste wstępy "O czym mowa w ... roku?": kilka luźno rzuconych haseł, które po chwili odkopują z naszej podświadomości jakieś skojarzenie czy wrażenie z tamtych czasów. Sprytny zabieg, wywołujący właściwy efekt. I na tym efekciarstwo Hilderbrand się kończy, choć jak zawsze nie polecam czytać tej autorki na pusty żołądek: caprese z brzoskwiniami, frytki na oleju truflowym, babeczki cytrynowe z wiórkami kokosowymi... A dodam tylko, że jedzenie do moich pasji nie należy.


Klimat Nantucket dodaje historii głównych bohaterów wyjątkowości, choć ta i bez niej podana jest na tacy. Ja (jeszcze) nie oglądałam filmu, który zainspirował autorkę, ale ten motyw to nie wszystko. To nasycenie wrażeniami, emocjami, wielkimi wydarzeniami i drobnymi sytuacjami, życiem rodzinnym, przyjaźnią, samotnością, tęsknotą i wielkim oczekiwaniem. Mnie całość ujęła, poczułam słony smak. Jak pożyczę, to z ciężki sercem, bo polecam – z serca całego. Albo tego, co po tej historii z niego zostało.


A może też…

“Ein neuer Sommer” Elin Hildebrand, fot. paratexterka © “Piękny dzień” Elin Hilderbrand, fot. paratexterka © “Powrót na wyspę” Elin Hilderbrand, fot. paratexterka ©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz