czwartek, 12 czerwca 2014

O narodzinach Cmentarza Zaginionych Książek

"Książę Parnasu" Carlos Ruiz Zafón


Kolejny piszący mężczyzna, któremu nie potrafię się oprzeć, to Zafón. Wyjątkowo piękny język jego powieści nie może być jedynie zasługą tłumaczy (których wkładu nie kwestionuję) -  zaimponowała mi zarówno wersja polska, jak i niemiecka. Może kiedyś znajdę zapał oraz czas i opanuję hiszpański na tyle, żeby przeczytać w oryginale, chociażby "Cień wiatru". Zazdroszczę tym, którzy to potrafią, ale nadal cieszę się niezmiernie, że kiedyś dostałam pierwszą powieść Zafóna w prezencie. Bo jako zdeklarowany bibliofil chciałabym się znaleźć na (a raczej w) Cmentarzu Zaginionych Książek. Gdyby tylko istniał... A może gdzieś istnieje?

"Książę Parnasu" to definitywnie za krótkie opowiadanie. Pociesza mnie fakt, że czwarta część serii Zafóna ma się jeszcze ukazać. W międzyczasie dane jest nam wziąć udział w narodzinach miejsca magicznego, kultowego i dla moli książkowych wręcz wymarzonego.

Wyjątkowe wydanie


Sporządzając listę moich lektur niezapomnianych, rzuciłam okiem na Amazon w poszukiwaniu nowości spod pióra Carlosa Ruiza Zafóna. Traf chciał, że akurat niedługo obchodzony miał być Światowy Dzień Książki (23 kwietnia). Zamówiłam w przedsprzedaży i przyszła - mała, niepozorna paczuszka, wagi zeszytu szkolnego. A w środku 83-stronnicowa broszurka, bo książką to chyba tylko jest z założenia. W Niemczech wydana została jako podziękowanie autora dla wiernych czytelników - Zafón zrezygnował z honorarium, a wydawnictwo FISCHER Taschenbuch zaokrągliło sumę i przeznaczyło na cel charytatywny (Sozialwerk des Deutschen Buchhandels). Ładny gest.

Wprawdzie powieści Zafóna zwykle szybciej wydawane są w Polsce niż w Niemczech, ale "Księcia Parnasu" (dotychczas) nie znajdzie się w wersji samodzielnej. Pod koniec października 2012 wydany został jako dodatek specjalny do "Więźnia nieba", odgrywający rolę opowieści wigilijnej. O tej tradycji nie słyszałam, ale to tylko kolejny dowód na to, że każda książka ma swoje historie. A te z Cmentarza Zaginionych Książek 'przeżywają' wieki…

Książę, wydawca i księgarz


Zafón stworzył Barcelonę tajemniczą, mroczną i pociągającą, kuszącą artystyczną duszą i karcącą bezwzględnością przeznaczenia. "Książę Parnasu" nie stanowi wyjątku. W 1616 roku jeden z przodków rodu Sempere jest już kimś więcej niż drukarzem, sumiennie wykonującym swoją pracę. Prawie cztery dziesięciolecia wcześniej staje mu na drodze nie kto inny, jak Miguel de Cervantes Saavedra, wtedy jeszcze nieznany pisarz, bezgranicznie zakochany we włoskiej piękności, o której rękę zabiegali najznamienitsi rzymscy artyści i wielmoża.

Rola 'mistrza gry' przypada znanemu z cyklu o Cmentarzu Zaginionych Książek wydawcy, Andreasowi Corelli - postaci w podobnym stopniu przyciągającej, co przerażającej, która zimnym spojrzeniem rozszerzonych źrenic prześwietla duszę, obnaża pragnienia i obawy. Jedna książka i jeden wieczór splotą życia Sempere i Cervantesa bardziej, niż którykolwiek z nich by się spodziewał. Każdy z nich zawrze swoisty pakt i żeby zyskać coś, czego pragnie najmocniej, straci to, co zdążył pokochać. Nawet jeśli Carlos Ruiz Zafón powtarzał podobny motyw w innych powieściach ("Cień wiatru", "Gra anioła", "Więzień nieba"), "Książę Parnasu" zaspokaja ciekawość dociekliwych wielbicieli tego hiszpańskiego autora. Kto wie, czy gdyby ludzka natura bliższa była literackim ideałom, Cmentarz Zaginionych Książek w ogóle by powstał, a przeklęta dusza zapłakałaby kamiennymi łzami.

Fakty w fikcji?   


W trakcie pochłaniania powieści może mniej - z wyjątkiem wirtualnego wędrowania po miejscach istniejących do dziś - ale po skończeniu jakiejś książki zwykle czytam coś o niej (paratexty ;) albo prawdziwych historiach w niej opisanych. Nikt nie wie dokładnie, kiedy i ile Cervantes zatrzymał się w Barcelonie, albo czy pierwowzór Francesci di Parma w ogóle istniał. Nie szkodzi. Zafón pochował Cervantesa w miejscu, które każdy książkoholik chciałby odwiedzić w rzeczywistości. A jego zarys na kartach książki pobudzi najbardziej wymagającą wyobraźnię.

+

  • kunsztowny język,
  • wplecenie postaci historycznej w historie miejsca, którego istnienia (jeszcze!) nie stwierdzono,
  • aura Andreasa Corelli,
  • przede wszystkim to, jak Zafón pisze o swojej ukochanej Barcelonie,
-
  • (znowu) objętość - ale we mnie opowiadania zawsze pozostawiają niedosyt, dlatego staram się ich unikać, jak mogę,
  • przypomina o tym, że na zamknięcie serii czekać trzeba jeszcze czas nieokreślony.

Komu polecam?
Nie wyobrażam sobie wielbiciela literatury, który nie słyszał o Cmentarzu Zaginionych Książek. Chyba że czyta tylko i wyłącznie określone gatunki, a beletrystykę omija. Polecam i tym, którzy znają już powieści Zafóna, jak i tym, którzy chcą poczuć literacką magię jego miasta. I oczywiście komuś, kto był już kiedyś w Barcelonie i chce tam wrócić - z czystej ludzkiej zazdrości nie wymienię szczęściarzy tam mieszkających…



A może też...

Bezprawie Barcelony

"Jaśnie pan" Jaume Cabré









Cante - Cyganki bos(k)iej czas

"Bosonoga królowa" Ildefonso Falcones










Moryskie meandry

"Jaśnie pan" Jaume Cabré







8 komentarzy:

  1. Fajny tekst. Nie mam cierpliwosci i czasu tyle czytac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale to głównie 'wina' Zafóna :) Ja też nie mam czasu czytać, ile bym chciała, ale robię, co mogę...

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy, a wręcz intrygujący post. Zafona mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty mi tu nie powtarzaj o tych planach, tylko je wreszcie zrealizuj ;)

      Usuń
    2. Oj zrealizuje, zrealizuje, do końca roku na pewno przeczytam minimum jedną książkę Zafona. Na razie muszę podgonić zaległości ;)

      Usuń
    3. To może "Marina" na początek? Krótka, poruszająca i pełna zafonowej esencji..

      Usuń
    4. Przekonałaś mnie- do końca października przeczytam tą książkę ;) i możesz trzymać mnie za słowo.

      Usuń
    5. Nie musi być do końca października ;) ale przeczytaj. Nie pożałujesz.

      Usuń