"Piętnaście pierwszych żywotów Harry'ego Augusta" Claire North
Największą tajemnicą tytułowego bohatera jest data jego urodzenia. To informacja, którą Harry August chroni do tego stopnia, że każde kolejne życie - poza kilkoma pierwszymi latami - rożni się od poprzedniego nie do poznania. Niemożliwością jest ustalić jego prawdziwe pochodzenie, nawet kiedy spotyka kogoś równego sobie, obdarzonego pamięcią absolutną. Claire North, a właściwie brytyjska pisarka Catherine Webb, rzuca czytelnika na głęboką wodę. Chaos początku nie dorasta do pięt komplikacji końcowej części poplątanych i przeplatanych historii. "Piętnaście pierwszych żywotów Harry'ego Augusta" to lektura dla wymagających czytelników, którym technologia i historia nie są obce, i których umysły są na tyle otwarte, żeby wyprzedzić współczesność o dziesięciolecia, choćby w wyobraźni.
Kolejny kompletnie wyimaginowany Harry wzburzający uczucia… Biedak czekał, aż konotacje związane z jego imieniem znikną gdzieś w mojej pamięci, i to chyba podziałało na jego niekorzyść. Powieść napisana jest świetnie, ale męcząco chaotycznie, a to, co w końcu w fabule się zdarza, chyba nie rekompensuje wysiłku poświęconego lekturze. Bo przecież każdy człowiek z racji swojej natury - wyjątkowej czy nie - musi mieć jakiś słaby punkt.
Ouroboranie, kalaczakrzy i Bractwo Kronosa
Życie Harry'ego Augusta powtarza się - póki co - w nieskończoność. Rodzi się on na początku XX w. jako bękart, zostaje zabrany z 'rodzinnego' domu, przeżywa obie wojny i przełomy następnych dziesięcioleci, dożywając maksymalnie 2003 roku. Jak każdy zwykły człowiek szuka wytłumaczenia własnego istnienia w religii, później nauce, aż w końcu godzi się z losem, rezygnuje z samobójstw i próbuje dowiedzieć się jak najwięcej o dziedzinach, które we wcześniejszych żywotach go nie interesowały, a mogą wpłynąć na losy świata. Aż któregoś dnia staje mu na drodze tajemne Bractwo Kronosa, zrzeszające jemu podobnych, pomagającym sobie wzajemnie - żyjącym luksusowo, spokojnie, z dala od ludzkich tragedii, nieingerujących w wydarzenia kształtujące losy świata. To późny, ale wreszcie jakiś początek.
Wcześniej czytelnikowi grozi oczopląs bądź rozmnożenie jaźni. Pierwszoosobowy narrator skacze po życiach i znaczących wydarzeniach, jakby wspominał ze starym znajomym wspólnie przeżyte chwile. Sęk w tym, że jest to monolog, w którym odbiorca usilnie próbuje znaleźć jakąś myśl przewodnią, głębszy sens, ba, logikę? Na próżno. Czytelnik tonie, a autorka stoi na dziobie luksusowego jachtu, zabawiając się kołem ratunkowym. Można nawet próbować uporządkować poszczególne żywoty dla własnej orientacji, ale w końcu i tak lepiej się poddać, bo nic poza powyższym z lektury się nie wyniesie.
Od momentu pojawienia się pierwszego poważnego czarnego charakteru zaczyna być jasne, że nie wszyscy ouroboranie - czyli ludzie powtarzający swoje życie w nieskończoność, z tym że ich losy mogą być różne - są poplecznikami Bractwa Kronosa. Już wieki temu jeden z jego członków próbował zmienić bieg dziejów, co tylko przyśpieszyło koniec świata, tzn. jednego ze światów. W XX w. ktoś znowu zaczyna krzyżować szyki…
Póki czas
"Piętnaście pierwszych żywotów Harry'ego Augusta" to dla mnie powieść o łapczywości i wiecznym ludzkim niedocenieniu tego, co się ma, póki na to czas. Bez względu na to, jakie zawody wykonywali bohaterowie i ile wiedzy zdobyli, nie mogą nie szarpnąć się na próbę rozwiązania wszystkich zagadek wszechświata, postawienia się na równi z Bogiem (czy jakkolwiek zwać siłę najwyższą). Każdy z przedstawionych ouroboran prędzej czy później przeholuje - niektórzy nawet do tego stopnia, że zażyczą sobie amnezji, czyli gorszej wersji śmierci.
Wartościowe we wszystkich przedstawionych rozterkach kilkusetlatków - od rodziny, przez miłość, przyjaźń, karierę (a raczej potęgę), ogólnie pojęty sens istnienia - jest to, że momentami czytelnik bije się sam ze sobą. Gdyby tak mieć możliwość powtarzania życia, którędy by się poszło? O czyje dobro dbało? Zgodziło z losem, czy próbowało zmienić bieg historii, licząc się z nieodwracalnymi konsekwencjami? Mając pamięć absolutną przez setki lat, jak by się ją wykorzystało? Dla własnego dobra, dla bliskich czy ludzkości? Mimo przytłaczającej akcji warto się zatrzymać na chwilę oddechu, a może i być wdzięcznym za to jedno swoje życie, z całym bagażem, potencjałem, ze wszystkimi nadziejami i (nie)możliwościami. I docenić, co się ma.
+
- precyzyjny i obrazowy język,
- wyzywające eksperymenty myślowe Harry'ego i Vincenta (+ inne intelektualne wyzwania popularnonaukowe),
- brak monotonii mimo powtarzalności,
- pęd akcji i nieprzewidywalność,
- tajne bractwo - zawsze dodatkowy bodziec,
- (piękne wydanie! takie do dotykania.. ;),
-
- dezorientacja wynikająca za skakania po życiach, zwłaszcza na początku,
- "Piętnaście lat wcześniej, kilka wieków później..." i tym podobne określenia czasu akcji,
- zło, cierpienie, tortury, zimnokrwiste morderstwa w imię 'wyższego dobra' i inne takie w ludzkości najgorsze.
Komu polecam?
Twardy orzech do zgryzienia, bo wprawdzie pamiętam, jak się na powieść Claire North łasiłam, jednak książka w mój gust niestety nie trafiła. Polecam miłośnikom podróży nieprzewidywalnych, po różnych miejscach w podobnych czasach i alternatywnych światach, w towarzystwie nieczystych charakterów. Nie polecam zwolennikom linearnego postrzegania czasu, perfekcjonistom i osobom uporządkowanym oraz czytelnikom, którzy lubią systematycznie docierać do sedna, a wizje przyszłości pozostawiają specjalistom. Nawet jeśli mnie "Piętnaście pierwszych…" nie przekonało, to jestem w stanie zrozumieć zachwyt innych. Cierpliwym i zmotywowanym polecam przetestować na sobie.
Uwielbiam tę książkę, z przyjemnością się w niej zaczytałam :) Skakanie po żywotach niezmiernie mi się podobało, bo wszak życie jest po prostu skomplikowane, a co dopiero gdy jest ich kilka ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Ja czytałam ją już dawno i jedyne, co zapamiętałam - poza piękną okładką - to fakt, że lektura była dla mnie niespotykanie ciężką przeprawą...
Usuń