"Światło, które utraciliśmy" Jill Santopolo
Santopolo to nazwisko dotąd dla mnie nieznane, ale na propozycję recenzji przedpremierowej nie mogłam powiedzieć 'nie' - zwłaszcza, że to pierwsza powieść obyczajowa, którą mi zaproponowano. Wystarczy przeczytać opis, żeby stwierdzić, czy trafi. Ale uwaga: niektóre historie trafiają celnie, zwłaszcza gdy mimowolnie odnajduje się w nich siebie… Dawno tak łapczywie nie połykałam historii miłosnej, ostatnio chyba "Zanim się pojawiłeś". "Światło, które utraciliśmy" to piękna powieść o uczuciowej bezkarności i irracjonalności, nieuniknionych decyzjach albo losie i przeznaczeniu. Czy miłość nie jest właśnie alfabetem, z którego powstają niezapomniane, poruszające historie…?
Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby przedpremierowa* przesyłka zaginęła w akcji, stąd moje spóźnienie. Warto jednak było czekać, żeby w rezultacie dać się ponieść emocjom, wrócić do wspomnień i popatrzeć na teraźniejszość z innej perspektywy. Ciekawe, na ile autobiograficzna jest historia Santopolo? Na ile prawdziwa dla wielu z nas? Bo kto ma w dzisiejszych czasach to szczęście, że pierwsza miłość jest tą jedyną i ostatnią, mimo wzlotów i upadków, szarej rzeczywistości i ciężaru codzienności…? A może to nie ideał na miarę XXI w., tylko wybujała wizja? Albo pryzmat, przez który popatrzymy na to, co mamy, i dzięki temu dostrzeżmy dane nam szczęście? Każdy odpowie za siebie, a raczej każda: dla mężczyzny, który pamięta tę pierwszą miłość, potok wyznań Lucy może być nie do zniesienia...
Oni
Lucy i Gabe po raz pierwszy świadomie na siebie spoglądają pamiętnego 11 września, który otworzył nowy rozdział we współczesnej historii. Kto z nas nie pamięta, gdzie był, kiedy się dowiedział? Kto nie pomyślał "To musi być film. To się nie dzieje naprawdę…". Oni widzieli to z dachu nowojorskiego akademika na własne oczy. Ta nieprawdopodobnie destruktywna chwila doprowadziła do narodzin uczucia mogącego przerwać wszystko. Choć w żadnym wypadku idealnego… Ona zostaje w Nowym Jorku, on wyjeżdża na Bliski Wschód. Nie jest to jednak koniec ich historii, raczej drugi początek.
Narratorką jest ona - pisze do niego o tym, co ich połączyło, spoiło, później podzieliło i oddaliło. O wszystkim, co wtedy myślała, a nie powiedziała. O tym, co go ominęło albo jak mogłoby być. Czytelnikom opowiada o najskrytszych tajemnicach, jakby byli najbliżsi jej sercu... Zastanawiające, że o niektórych rzeczach bez oporu potrafimy powiedzieć obcym, a 'swoim' nigdy nie zdołamy wyznać wszystkiego, co akurat nam leży na duszy. Gabe i Lucy wyznali sobie tak wiele, że można się poczuć, jakby się stało między nimi: obserwowało i przeżywało; jakby dotyczyło to nas samych. A może pomyśli tak tylko ktoś wyjątkowo wrażliwy? Pamiętliwy? Naiwny…?
Będąc na studiach, bohaterowie szlachetnie postanowili zmieniać świat na lepszy - ona tworząc edukacyjne programy dla amerykańskich dzieci, on fotografując nieszczęście i nadzieję. Byli dla siebie wszystkim, ale żadne z nich bez pracy nie byłoby sobą. Naście miesięcy związku burzliwie przechodzi w naście lat, podczas których relacja Lucy i Gabe'a nie podlega żadnym regułom. Chyba że tej jednej, nadrzędnej, niewytłumaczalnej - miłości. "Światło, które utraciliśmy" pełne jest promyków, które pojawiają się znikąd i jednocześnie rzucają cień na znany porządek. Odrywa od rzeczywistości albo konfrontuje z nią taką, jaka jest, mogłaby być albo nigdy nie będzie. Sprzeczności, targane uczucia, rozbite dusze… Kontra siła, której nie da się powstrzymać. Następne związki, miejsca i wydarzenia, zmiany, sukcesy i zawody, nieporozumienia i wątpliwości, poświęcenia i niepewności. O tym wszystkim Santopolo pisze prosto, celnie i skutecznie - może dlatego tak przejmująco? Wyznania Lucy wydają się przemyślane i zdystansowane, wręcz nagie. Jakby już nie miała nic do stracenia…
Życia nieregularnie równoległe
Nie pamiętam, kiedy ostatnio wypisałam albo uwieczniłam na zdjęciach tyle cytatów, tak prawdziwych w prostocie swojego przekazu. Dawno też nie ograniczyłam wzmianki o fabule do kilku słów. Nieczęsto jednak trafiają się powieści wywlekające z wnętrza wspomnienia, uczucia i wrażenia, o których dawno się nie myślało, albo myśleć nie chciało. Z jednej strony działa to na korzyść Santopolo, bo pozwala czytelnikowi pobyć chwilę z samemu ze sobą. Z drugiej strony w głowie, podczas lektury, kłębią się myśli "Po co? Dlaczego?" i czasem trudno zdecydować, czy dotyczą nas, czy bohaterów. A ich historia jest poruszająca… Mimo że Lucy i Gabe więcej czasu spędzili osobno, niż razem, to łącząca ich więź naznaczyła życie każdego z nich i wpływała na nie nie tylko za każdym razem, kiedy ich drogi się przecinały - bez względu, czy działo się to po miesiącu, czy po latach.
Bohaterów "Światła, które utraciliśmy" życie zmusiło do wyboru między miłością a marzeniami. Choć może to każde z nich wybrało? Albo pozwoliło wybrać drugiemu? Myślę, że trudno będzie zrozumieć tę powieść komuś, kto nigdy nie kochał tak naprawdę, wbrew wszystkiemu, i nigdy nie gonił za marzeniami; nie zrezygnował z jednego czy drugiego. Powieść ujmuje szczerością i 'mimo wszystko' - momentami wyrywającymi z życia płynącego w znanym rytmie, dylematami moralnymi i zwykłymi ludzkimi wątpliwościami, które każdy czytelnik oceni z własnej perspektywy. Dla jednych przedstawione sytuacje będą nie do pomyślenia, niewytłumaczalne i w żadnym razie nie do zaakceptowania, dla innych - z życia wzięte. Jill Santopolo potrafi skłonić do myślenia osoby skrajnie różne, nawet jeśli nie wszystkie. Większość przewróci ostatnią kartkę z niedowierzaniem. Ja tej historii nie zapomnę.
+
- proste prawdy, jasny przekaz,
- cofanie się w czasie dzięki zapachowi.. i innym drobiazgom,
- brat wyjaśniający, na czym polega miłość - na podstawie tablicy Mendelejewa,
- wyzwalacze wspomnień,
-
- moja reguła odnośnie do zaczynania od ostatniego zdania tym razem się nie do końca się sprawdziła,
- moment, w którym mocniej zaczyna bić serce i trudniej się oddycha - mimo wszystko.
Komu polecam?
Nie polecam tej powieści komuś, kto tęskni za swoją pierwszą miłością, zbyt wiele pamięta, widzi oczami wyobraźni i czuje pod byle pretekstem - bo "Światło, które utraciliśmy" może go rozerwać wewnętrznie. Chociaż może też dać nadzieję… Parada sprzeczności w tej powieści na pewno obnaży myśli, które zepchnęło się na pierwszy plan. Książki tej nie powinni czytać też ci, którzy obawiają się wzruszenia do łez, albo kompletnie tego nie rozumieją ("Przecież to tylko książka….?!"). Polecam kobietom kochającym, które przeżyły pierwszą i/albo ostatnią miłość - zarówno tym, które są na rozstaju, jak i tym, które ułożyły sobie życie na nowo. Santopolo nie napisała lekkiej letniej lektury, ale powieść tak poruszającą, że samo spojrzenie na okładkę powoduje ledwo wyczuwalny ucisk w klatce piersiowej. Podobnie jak marzycielkom, polecam realistkom, które zadały sobie kiedyś pytanie, co jest dla nich najlepsze, na zawsze...
* Dziękuje za wyjątkową wytrwałość i pierwszą powieść recenzyjną
A może też...
Przeczytałam kilka recenzji tej książki, dosłownie zachwalających ją pod niebiosa. Teraz wiem już dlaczego, to historia z którą koniecznie muszę się zapoznać, tak więc umieszczam ją na mojej osobistej liście must read i obstawiam, że w niedalekiej przyszłości się z nią zapoznam.
OdpowiedzUsuńRecenzja jak zwykle rewelacyjna :).
Jej, dzięki.. Może nie od razu pod niebiosa bym wychwaliła, ale tym, które pamiętają pierwszą (tudzież chcą zapomnieć) polecam. Wir emocji..
UsuńNiestety mnie ta książka się nie podobała.
OdpowiedzUsuńRozumiem, o gustach się nie dyskutuje. Wrażenia też nie wywarła? Czy zwyczajnie zgasiła? Ciekawa jestem..
UsuńJuż wiem, przeczytałam u Ciebie :) Potrfię zrozumieć, ale będąc sobą obstaję przy swoim wrażeniu. To chyba kwestia charakteru i doświadczeń, więc każdy ocenia jak czuje, i o to w książkach chodzi.. Dla mnie są impulsem, a refleksje zależą tylko i wyłącznie od nas samych.
UsuńStrasznie ciągnie mnie do tej książki, ale mam jeszcze tyle książkowych zaległości :(
OdpowiedzUsuńTo znajdź dla niej miejsce i niech czeka na odpowiednią chwilę, bo trudno wczuć w taką historię na wariata.. O moich zaległościach nie wspomnę ;)
UsuńRozerwać wewnętrznie... o rany, jestem jej ciekawa :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, rany.. Wiesz, zależy od życia i charakteru, ale mnie wyczuwalnie rozerwała (dosłownie, bo na rozrywkę to się absolutnie nie nadaje). Podziel się Twoim wrażeniem po przeczytaniu :)
OdpowiedzUsuńTo tłumaczenie miłości za pomocą tablicy Mendelejewa było świetne! :)
OdpowiedzUsuńPrzed lekturą trochę bałam się, że to będzie nudnawe, albo przynajmniej przewidywalne romansidło - a to jest na prawdę mądra i ciekawa książka o miłości w różnych jej postaciach.
Też tak myślę - prawdziwa, mądra i niezapomniana..
Usuń