“Rok we mgle” Michelle Richmond
Rok, w którym traci się kogoś bliskiego, rysuje się czarną plamą na pamięci, z mniej lub bardziej ostrymi krawędziami. Z jednej strony chce się pamiętać jak najwięcej o tej osobie, utrzymać ją przy pewnego rodzaju życiu, z drugiej - zapomnieć to straszne wydarzenie, wyprzeć uczucie pustki, wymazać z wyobraźni obrazy, które pojawiają się przed oczyma bez ostrzeżenia. “Rok we mgle” to studium rozpaczy, przekopywania pamięci w poszukiwaniu pozornie nieistotnych szczegółów, ale przede wszystkim powieść o wierze, determinacji i uczuciu, które w żadnym wypadku nie jest oczywiste. To książka męcząca poczuciem bezradności, która zapunktuje niebanalnym zakończeniem - jednak tylko u tych, którzy zniosą rok poszukiwań coraz bardziej skazanych na porażkę.
Napisany już w 2007 “Rok we mgle” doczekał się nowego wydania w Polsce (19. września 2018*). Powieść Richmond, mimo że oblegała wówczas amerykańskie listy bestsellerów, jakoś nie wpadła mi wtedy w oko. Dotarła do mnie niedawno i szczerze mówiąc, jako nie-matka byłam sceptyczna. Na szczęście główna bohaterka okazała mi się bliższa, niż przypuszczałam, i chyba dzięki temu dotrwałam do końca. Podróż przepełniona pustką i dezorientacją to niekoniecznie lektura, w którą chciałoby się zanurzyć. Zupełnie jak z mgłą - nie wiesz, co ujrzysz, kiedy się rozstąpi…
Zamglona migawka
32-letnia Abigail zakochała się, i to w pakiecie. Jake i jego córka Emma zostali sami, kiedy mała miała 3 latka. Abby jednak nigdy nie planowała rodziny ani nie wyobrażała sobie siebie jako matki - do czasu poznania Jake’a. Spędzając z dziewczynką coraz więcej czasu, zaczyna sobie wyobrażać ich troje jako rodzinę. Kilka miesięcy przed ślubem zabiera małą na plażę. Podczas gdy ta szuka pieniążkowców, Abby oddaje się swojej pasji, fotografii, ciągle jednak mając Emmę na oku. Kiedy z mgły wyłania się martwa foka, Abby na moment koncentruje się na kilku ujęciach. O jeden moment za dużo. Emma znika. Zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Scena, która trwa niecałą minutę, jest punktem, wokół którego kręci się cała powieść. Rozpoczynają się miesiące poszukiwań i sprawdzania każdego tropu, w których nic już nie jest normalne. Niewypowiedziane wyrzuty Jake’a przeplatają się z nieustającym poczuciem winy Abby. Autorka dobitnie oddaje atmosferę, jaka panuje w życiu ich dwojga, przy czym aspekt związkowy przestaje istnieć. Co ciekawe, czytelnik śledzi każdy krok bohaterów i postępy poszukiwań, tudzież ich brak, ale dopiero po znacznej części książki dociera do niego to, co czują bohaterowie… Zasypywany jest policyjnymi statystykami i flashbackami z feralnego dnia, w których pamięć Abby płata figle. Główna bohaterka niezmożenie próbuje sobie przypomnieć wskazówkę, którą być może przeoczyła. Przekopuje literaturę fachową na temat pamięci, a nawet ucieka się do hipnozy. Pewne jest jedno: Emma zniknęła, a każda sekunda nieznośnie i przerażająco rozszerza krąg poszukiwań. A odbiorca obserwuje…
Namiastki normalności
Najbardziej wartościową postacią (dla mnie, oprócz bibliotekarki z krwi i kości) staje się - o ironio - ‘winowajczyni’. Zniknięcie Emmy uświadamia jej, jak bardzo pokochała dziewczynkę, która przecież nie jest jej dzieckiem. Abby rezygnuje z pracy i całą swoją energię poświęca poszukiwaniom, dzień w dzień przemierzając San Francisco na własną rękę. Czuje się winna, owszem, ale nie tylko to popycha ją do działań, w które inni wątpią. Czytelnik poznaje jej relację z Emmą na podstawie zdawkowych wspomnień głównej bohaterki - od pierwszego kontaktu, ostrożności i ciekawości, poprzez rosnącą fascynację, aż po potrzebę odgrywania ważnej roli w życiu tego dziecka, pokazywania mu świata, chronienia go. I właśnie kiedy ich więź nabiera upragnionego kształtu, dziewczyna znika, a normalność się rozsypuje.
Nie potrafię się postawić na miejscu żadnego z głównych bohaterów, ale wiem, jak ciężko ma “matka in spe”. Dlatego podczas lektury bardzo raził mnie dystans, który zachowywał Jake, mimo usilnych starań Abby - o pomoc, o rozmowę, o zwykłe bycie, o namiastkę ich związku - mimo że w takiej sytuacji nic nie może być normalne; zwłaszcza, że “na dobre i na złe” nie działa nawet w niektórych małżeństwach… Nieprawdopodobnie irytowało mnie w kilku fragmentach ‘naturalne’ pierwszeństwo biologicznej matki, wynikające tylko z tego, że ona jest rodzicielką. Ba, dziwne zachowanie, wręcz ślepota ojca! Zupełnie jakby lata, które Abby spędziła z Emmą (i Jake’em) miały dla zasady mniejszą wartość.
Podoba mi się, że Abby nie była idealna, że miała momenty słabości i wątpiła w siebie. Nigdy jednak nie zwątpiła w swoje uczucie do Emmy, a ponadto niezłomnie wierzyła, że dziewczynka się odnajdzie. “Rok we mgle” jest ciężki, ciągnie się w nieskończoność. Zdaję sobie sprawę, że dzięki temu wiernie oddaje atmosferę, jaka panuje w nowej codzienności bohaterów, jednak nie rozumiem, dlaczego dostawał tak wysokie noty za trzymanie w napięciu. ‘Napięcie’ to nieodpowiednie słowo. Powieść Richmond podświadomie zmusza czytelnika do odliczania czasu, który wprawdzie w fabule biegnie za szybko, ale podczas lektury dłuży się niemiłosiernie.
Nie wiem, czy sięgnęłabym po “Rok we mgle” wiedząc, że 3/4 książki będę czekać. Nawet jeśli zakończenie nie rekompensuje w pełni mozołów lektury, to jednak swoją niebanalnością poodnosi całościową ocenę książki. Lektura dla wytrwałych, bez dwóch zdań.
+
- Nell wierząca, że książki mogą nas ocalić,
- dygresje o fotografii i ciekawostki o pamięci,
- mnogość prostych, prawdziwych mądrości co kilka kroków - wartych przystanięcia, o ile nie zanotowania,
- pomocne dłonie,
- niebanalne zakończenie,
-
- stracone zaufania,
- matka ze wspomnień - jej oszustwa i cała gama rzeczy, które nie powinny mieć miejsca,
- “pierwsze” 300 stron,
- to, co się prawie wydarza.
Komu polecam?
Powieść Richmond polecam przede wszystkim czytelnikom o niespotykanie wysokim współczynniku empatii, a może i też tym, którzy wiedzą, że prawdziwą matkę wskazuje życie, a nie akt urodzenia. Jeśli ktoś spodziewa się wojny nerwów lub znajdywania co rusz kawałków układanki, które w końcu ułożą się w całość, to “Rok we mgle” odradzam. Richmond na próbę wystawia cierpliwość, nie spostrzegawczość czy zdolność kojarzenia.
*Dziękuję! Egzemplarz udostępniło:
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz