“Babski wieczór” Mary Kay Andrews
Czasem potrzebne są książki, przy których można wyłączyć myślenie, odprężyć się i z umiarkowanym zainteresowaniem śledzić perypetie postaci. Bohaterowie nie muszą być banalni, a ich problemy oderwane od rzeczywistości, czego przykładem jest rozrywkowa powieść Mary Kay Andrews. Kiedy zdrada wychodzi na jaw, nerwy nawet najbardziej spokojnej osoby mogą wymknąć się spod kontroli, a to musi mieć konsekwencje. “Babski wieczór” to ciepła, chaotyczna i - mimo okoliczności - zabawna powieść o rozczarowaniach, bałaganie i nowych życiach, których nie obejmowały pierwotne plany. Idealnie nadaje się na leniwe, letnie popołudnia albo wieczory spędzanie z brzuchem do góry. Najlepiej pełnym.
Tej książki lepiej nie czytać na pusty żołądek, podobnie jak wakacyjnych powieści Hilderbrand. Wychowana na Florydzie Andrews musi mieć sentyment do lokalnych przysmaków, bo wprawdzie z umiarem, ale jednak zauważalnie wplata je w rozwój wydarzeń. Nie, żeby fabuła była tak nudna, że zagląda się bohaterom do talerzy! Tylko ostrzegam smakoszy.
Między nami, kobietami
Jaki trzeba mieć powód, żeby utopić kabriolet męża w basenie? Śmiertelnie poważny. Spokojna i uporządkowana Grace, blogerka lifestylowa, przyłapuje swoją drugą połowę na gorącym uczynku i wpada w furię, o jaką sama siebie nie podejrzewała. Nie dość, że rozpadło jej się życie jak z bajki, to jeszcze trafia na terapię do doradcy rozwodowego, sprawiającego całkiem nawiedzone wrażenie. I nie jest jedyna, którą sąd skierował w to miejsce. Do czego posunęli się inni? I w ogóle jak można rozmawiać z zupełnie obcymi ludźmi o najbardziej prywatnych sprawach? Nawet bez trzymania się za ręce zakrawa to na wyzwanie niewykonalne.
Mary Kay Andrews w naturalny, swobodny sposób potrafi zjednać sobie czytelniczkę. Nie ma co się oszukiwać - “Babski wieczór” to babska książka, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Bomba wybucha na samym początku i w takim stylu, że ludzka ciekawość kazałaby się tym zainteresować prawie każdemu. Chociaż rzucić okiem. Tylko że po pierwszej ‘akcji’ życie, w przeciwności do stanu nieważkości uczuć bohaterów, toczy się dalej. Sęk w tym, że samo nic się nie zrobi. Z pomocą terapeutki czy nie, trzeba zacząć od nowa. I tak rusza kawalkada zdarzeń, mniej lub bardziej przewidywalnych, często rozbawiających, a nawet zaskakujących. Za przynajmniej kilka z licznych zwrotów akcji należą się autorce gratulacje.
Nie taki znowu babski…
W tej historii faceci z góry są na przegranej pozycji. W miarę poznawania bohaterek nie ma się co dziwić. Znacznym plusem powieści Andrews są postacie pozytywne, i to obu płci. Za serce chwyta matka, która pomaga, kiedy trzeba - słucha, mówi albo nie komentuje, w zależności od sytuacji. To kobieta po przejściach, która pogodziła się z przeszłością i znalazła swoje miejsce w życiu. Najważniejsze, że jest, i robi, co może.
W przeciwieństwie do tego postacie męskie są mało aktywne, bo od samego początku jednoznaczne (czytaj: winne) - oni już swoje zrobili, a to absolutnie nie jest to lektura, w której chodzi o nawracanie czy naprawianie błędów. Mimo to pojawia się bohater, któremu od pierwszego wejrzenia, podświadomie życzy się dobrze. Nie jest idealny, ma swoje przyzwyczajenia albo nie nawykł do niektórych rzeczy, potrafi się jednak przełamać. I to jeszcze jeden z powodów, które czynią babskie wieczory z Andrews wyjątkowymi.
Zastanawia mnie, dlaczego w Polsce nie wydaje się książek tej autorki. Chociażby u naszych zachodnich sąsiadów okrzyknięto ją specjalistką od lektur urlopowych i przetłumaczono kilkanaście jej tytułów. Polscy wydawcy mogliby pójść za tym przykładem, bo “Babski wieczór” to rozrywka, która od czasu do czasu przyda się każdej kobiecie - zarówno w upalne lato, jak i do przetrwania długich, zimowych wieczorów. Mnie spodobała się od razu, do samego końca. Mary Kay Andrews plasuję obok wspomnianej Elin Hilderbrand jako urlopową królową.
+
- lekki mix komedii obyczajowej z domieszką ‘dramatów’ i wątkiem detektywistycznym,
- zbawcza moc kawy,
- Kruszynka Davenport,
- facet, który się przejmuje,
- praca twórcza,
- “pszyjaciel Bo”,
-
- rozwody bez klasy,
- s. 197 chyba audi, nie bmw ;)
- prowadzenie po pijaku,
- facet, który nie umie przepraszać.
Komu polecam?
“Babski wieczór” polecam czytelniczkom, które lubią się oderwać od obowiązków, rozerwać z książką i zrelaksować, zanim zauważą. Styl Andrews przypadnie do gustu kreatywnym, które swoje domostwo uważają za więcej niż cztery ściany, ale też cichym amatorkom dramatów, zagorzałym kibicom amorów oraz ciętym językom. Nie polecam poszukiwaczkom poważnej, poruszającej powieści z głębią, po której wróciłby sens życia, choć postacie mogą zarazić pozytywną energią. Odradzam facetom, bo na babskie wieczory wstęp wzbroniony ;)
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz