“Pieprzyć to! Jak przestać spełniać cudze oczekiwania, a zacząć własne“ Alexandra Reinwarth
Książka, której jedni ukradkiem się przyjrzą i nieśmiało pomyślą: “To do mnie..”, a którą inni, o ile w ogóle zauważą, zignorują – bez jakichkolwiek złych intencji. Podobnie skrajne reakcje może wywołać byle sytuacja dnia codziennego. Niemiecka autorka pół żartem, pół serio dzieli się spostrzeżeniami na temat tego, jak nie robić czegoś, czego robić się nie chce, nie zostając przeklętym. Z “Pieprzyć to!” żaden must-read, ale jak już komuś wpadnie w oko, to chyba znak, żeby zajrzał. Nie zaszkodzi.
O czym jest “Pieprzyć to!”?
Poradnik Alexandry Reinwarth zahacza o każdą dziedzinę życia, od spraw rodzinnych przez zawodowe po uwarunkowania zupełnie osobiste. Autorka zna wyzwanie, jakie przed niektórymi osobami stawia powiedzienie słowa “nie” z autopsji, co demonstruje na różnorodnych przykładach: czasem zabawnych, innym razem dziwnych, ale wszystkich zrozumiałych – przynajmniej dla czytelników, którzy mają wrażenie, że sami są zbyt mili/uczynni/ulegli. Reinwarth pokazuje, jak pójść inną drogą niż ta, którą poszłoby się odruchowo. Nie wstydzi się własnych wtop czy słabości, choć w tej psychologicznej przebieżce zachowuje umiar. Ani się nie mądrzy, ani nie robi z siebie kogoś, kim nie jest – po prostu opowiada, pozostawiając odbiorcy wolność wyboru, co z tym dalej zrobi.
Dlaczego ta książka?
To chyba oczywiste, dlaczego wybrałam tę książkę… Lubię pomagać i czuć się potrzebna, ale bywa, że robię coś, żeby nie mieć problemów, nie pogorszyć relacji z daną osobą, mieć czyste sumienie albo być z siebie bardziej zadowolona. Czasem mówię stop, choć w zależności od adresata, kosztuje mnie to raz więcej, raz mniej. Nie chcę tracić czasu i energii na coś, co mnie przytłacza/męczy/irytuje. Chciałabym częściej korzystać ze swojego prawa do (kulturalnego) mówienia “nie” i przechodzenia nad tym do porządku dziennego – z zajęciami, jakie ja sobie wymyślę. Wiem, że żaden poradnik tego za mnie nie zmieni, ale pomyślałam: co mi szkodzi?
W moim guście
Ton tej książki od razu przypadł mi do gustu. Podobała mi się lekkość, z jaką autorka zabrała czytelników w swój świat, i prostota jej podsumowań. Zero napuszenia, żadnych roszczeń, nic w stylu dobrych rad, jakie każdy zna i których nikt już słuchać ani czytać nie chce. Nie odebrałam “Pieprzyć to!” jako parady, czego to Reinwarth nie opanowała (zwłaszcza że nadal miewa opory), ale jako zachętę, żeby zrzucić z siebie ciężar(y), zaakceptować siebie i odprężyć się.
Albo i nie (dla mnie)
Nie jestem pewna, czy wyrazistość polskiego tłumaczenia głównej myśli odpowiada oryginałowi, bo “Pieprzyć to!” dla mnie jednak jest dosadne, ma w sobie nutkę irytacji, złości czy agresji, a tych emocji nie wyczytałam między wierszami. Nie dla mnie są tematy macierzyńskie, a o “Dziecku” było wiele razy (choć pochwalam pisownię wielką literą!), albo kwestie wyglądu zewnętrznego – wolę interpersonalne. Chciałam wiedzieć, o czym jest ta książka, ale po przeczytaniu po raz kolejny stwierdzam, że literatura tego typu nie jest dla mnie.
Komu polecam?
“Pieprzyć to!” polecam wszystkim, którzy chcieliby nauczyć się przewracać oczami wyłącznie w duchu, po czym odmawiać i dobrze się z tym czuć. Jeśli ktoś jeży się na samą myśl o zrobieniu czegoś dla kogoś, to odradzam, bo nie o zaprzestanie pomagania w tej książce chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz