“Okaleczone oko” Brent Weeks
Takiego rozwoju wypadków, rozmachu i wystawiania na próby nie można było spodziewać się, choć potencjał serii gorał na dłoni. Uczciwym będzie stwierdzenie, że moloch, jakim jest trzecia część Sagi Powiernika Światła, rozpędzał się adekwatnie do gabarytów (prawie 1000 stron!) – dla wtajemniczonych: w żółwio-niedźwiedzim tempie. Kiedy już wszystkie trybiki wprawione zostały w ruch, przerywanie komuś lektury ostatnich dwustu stron grozi katastrofą o nieprzewidywalnych skutkach. Nie polecam przerywać, a czytać? Jeszcze jak!
O czym jest “Okaleczone oko”?
Dlaczego ta książka?
Takiego cyku się nie przerywa, a po tej części to już sama nie wiem, jak będę robić wszystko inne poza czytaniem przez następne tygodnie…
W moim guście
Podoba mi się nieprzewidywalność – historii, postaci, wszystkiego, choć nieobliczalność bywa przytłaczająca. Nie ukrywam, że zamiast scen batalistycznych wolę walki bez brudzenia sobie rąk, w czym arystokraci Chromerii nie mają sobie równych. A skoro już o tej (nad)grupie społecznej mowa: zauważyłam niezdrową fascynację postacią zdecydowanie złą, ale piekielnie inteligentną, choć chyba już bym się nie zdziwiła, gdybym i tę osobą źle oceniła. Bernt Weeks docenia spostrzegawczość czytelnika, rzucając mu na zachętę fragmenty, z których ten cieszy się w duchu, jednak zdecydowanie bardziej autor rozgrywać z odbiorcą partię w grę, w którą sam jest mistrzem. Przy czym śmiem twierdzić, że przegrany nie traci. Za Kipem poszłabym w ogień, a kobiety o ugruntowanych pozycjach, walczące o swoje i wspierające się wzajemnie podziwiam. W “Okaleczonym oku” pojawiły się też nowe postacie, których wyjątkowe talenty zaogniają akcję dokładnie wtedy, kiedy to wskazane.
Albo i nie (dla mnie)
Tytuł wisi nad tą częścią od samego początku i nawet jeżeli poprzednie tomy pokazały, jakich potworności można się spodziewać, niedobrze mi na samą myśl. Nie cierpię czytać o takich rzeczach, bo potem mam obrazy przed oczami, brrr. I drobiazg, który lekko mnie zmęczył, a nie ma wpływu na treść (no, może niewielki na jej odbiór i tempo lektury): zmniejszenie czcionki. Wygodniej i szybciej czytałoby się tę część podzieloną na dwie, jak to zrobiono w przypadku ostatniego tomu, ale człowiek uczy się na błędach.
Komu polecam?
Sagę Powiernika Światła polecam wszystkim, którzy lubią zatracać się w wyimaginowanym świecie, i to na dłuższy czas. Natomiast odradzam sięgać po nią w okresie spodziewanych prezentów albo premier, na które długo się czekało, bo ciężko przerwać czytane, a żal przekładać przeczytanie wyczekanej... Chociaż jeśli głębiej się zastanowię, to bardziej polecam, bo takie cykle to rarytasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz