"Niebezpieczne kobiety" George R. R. Martin, Gardner Dozois
'Fantastyczne femme fatale', mimo apetycznej aliteracji, uważam za określenie chybione w tym przypadku. Nie wszystkie tytułowe "Niebezpieczne kobiety" są pociągające i charyzmatyczne, świat nie kręci się wokół każdej z głównych bohaterek. I czy aby na pewno są niebezpieczne…? Może z racji potęgi płci, ja jednak wolę epitet 'nieprzewidywalne'. Można sięgnąć po tę antologię z wielkim oczekiwaniem i znaleźć perełki, albo stracić cierpliwość i zacząć od ostatniego opowiadania mistrza Martina. Profilaktycznie zostawiłam je na koniec, bo wątpię, żeby ktoś niecierpliwy przebrnął przez prawie 900 stron, mając "Księżniczkę i królową" już za sobą. Z drugiej strony pojawia się szansa na chwilowe zaspokojenie dłużącego się oczekiwania na kontynuację "Gry o tron", i to tuż przed premierą piątego sezonu serialu. Ale wszystko po kolei, bo sam zbiór jako kompozycja bez wątpienia zasługuje na laury.
Przymknęłam oko na ewidentny chwyt marketingowy z nadzieją, że skoro książka firmowana jest nazwiskiem George'a R. R. Martina, to nie może być lekkostrawnym kąskiem. Fantastyczny jest wstęp: Gardner Dozois krótko przedstawia poczynania niepokornych kobiet na kartach historii i literatury. Już po dwóch stronach apetyt rośnie. Biorąc pod uwagę fakt, że autor i wydawca skierował się do plejady poczytnych, amerykańskich autorów fantasy z prośbą o "napisanie czegoś o niebezpiecznych kobietach", trudno się oprzeć i nie zajrzeć do środka...
Antologia wyzywającej formy
Opowiadania to w moich oczach forma zdradliwa i wymagająca. Dla elastycznych miłośników różnych podgatunków fantastyki "Niebezpieczne kobiety" nadają się nie tylko poznania obcych dotąd autorów, ale przede wszystkim heterogeniczności gatunku. Aż dziwi, jakie podgatunki sklasyfikować można w dzisiejszych czasach jako literaturę fantastyczną, choć fani tych uaktualnionych, ale klasycznych odmian mogą momentami czuć się nieco przytłoczeni. Trudno oszacować, co komu mówią poszczególne nazwiska, dlatego każde opowiadanie poprzedza notka o autorze i zdanie o funkcji blurba. Założenie dobre, ale o ile z początku notki te były konkretne i trafne, niespostrzeżenie zmieniły się w co raz bardziej rozwlekłe i zupełnie zbędne spisy nagród i publikacji. No cóż, przy takim zestawieniu trudno znaleźć złoty środek. A dodając do tego kobietę jako stworzenie nieokiełznane…
Turbulentne treści
Złodziejka i uciekinierka, córka Lwicy z Akwitanii, powabny, futrzany mieszaniec, będący wynikiem modyfikacji genetycznych, matka poskramiająca cienie, albo inna, której żałoba jest porównywalnie nieobliczalna do szczerości jej szczęścia. Pilotka z aspiracjami do asa przestworzy w latach wojny, adeptka magii tęskniąca za nie/umarłym mistrzem, niesforna żona, córka odmieniec, podejrzliwa wolontariuszka o nieodgadnionych sekretach… Modern noir na zamianę z opowiadaniami historycznymi, burze emocji kontra nieprawdopodobna znieczulica, determinacja, knucie, bezkompromisowa walka o swoje prawa, niewyjaśniona żądza zemsty. Wyrachowanie idzie w parze z nagą szczerością, wiara we własną percepcję koliduje z ogólnie przyjętym postrzeganiem świata. Zaklęcia, czytanie w myślach, surowa kara i skrzętnie przemyślany podstęp. Jeżeli jedna kobieta jest zagadką nie do rozwikłania, to znalezienie wspólnego mianownika bohaterek "Niebezpiecznych kobiet" graniczy z cudem. Wolę nie ryzykować.
Nie dość, że kombinacja i kolejność opowiadań są ciekawe, to jeszcze potencjał każdego z nich gwarantuje wewnętrzne amplitudy bez względu na to, czy wierzy się w zjawiska paranormalne, obawia świata postapokaliptycznego czy tylko szuka sensu w prawach rządzących akurat przedstawionym światem. Mimo, że niektóre historie zdają się być niekompletnie rozbudowane, to wiele z nich absorbuje i serwuje odpowiedzi. Nawet, jeżeli czytelnik się z nimi nie zgadza, dostaje to, na co czeka. A jeżeli do tego jest on otwarty, cierpliwy i w pewnym sensie tolerancyjny, znajdzie w "Niebezpiecznych kobietach" satysfakcjonującą rozrywkę z wyższej półki.
Panie i panowie, czyli moi faworyci
Opowiadania w antologii są skrajnie różne: niektóre potrzebują dziesiątek stron na zarysowanie świata i wciągnięcie czytelnika, inne absorbują od pierwszych kartek. Z damskiego zestawienia autorów najintensywniejsze wrażenie wywarła na mnie Robin Hobb, której poznać przed "Skrytobójcą" nie planowałam ("Sąsiedzi" Megan Lindholm). W zwykłą rzeczywistość starszej, owdowiałej kobiety wplata ona elementy niejednoznaczne aż do końca. Mgliste wydarzenia, wielokrotnie wywołujące ciarki, przeplata niezgrabnościami starości. Tylko co się dzieje naprawdę, a co w głowie głównej bohaterki? I który świat jest jej światem…? Odpowiedź wzrusza i skłania do refleksji zwłaszcza, jeżeli czytelnik zetknął się z podobnymi problemami prywatnie. Nawet jeśli nie, to przecież starość czeka każdego z nas…
W przeciwieństwie do tego, na macierzyństwo nie zdecyduje się każda kobieta, choć może to i dobrze, bo niektóre matkami być nie powinny. "Moje serce też jest złamane" Megan Abbott to dynamiczne opowiadanie w konwencji Modern Noir, pokazujące rodzicielstwo i małżeństwo głównie z perspektywy ojca i męża, patrzącego sercem. Dziewczynka znika, bo matka oblała kawą płaszcz - mógłby głosić nagłówek w brukowcach. Ale przecież płaszcz był opatulonym w papier ze złotymi fiołkami prezentem od męża. Nikt inny niczego tak dla niej nie pakował. Nie było jej raptem dwie minuty, a małą zostawiła pod opieką kobiety, którą spotykała w kawiarni każdego dnia. Rozmawiały o kawie i dzieciach, tamta miała dwójkę. Ta swojego już nie ma… Podobnie jak śledczy, czytelnik dowiaduje się stopniowo, co się wydarzyło. We wspomnieniach mężczyzny poznaje kobietę, która potrafiła uśmiechać się ze smutku, a płakać ze szczęścia. Kobietę nieodgadnioną, nagle zamkniętą w sobie, porywającą się na rzeczy, które w opinii publicznej matce robić nie przystoi; obdartą z prywatności kobietę pod lupą, której nikt nie wierzy, za to każdy ocenia. A on…? Abbott zaskakuje kilkakrotnie, przede wszystkim sportretowaniem ojca, któremu trudno nie współczuć bardziej niż matce. Jej tekst jest pierwszym literackim neo-noir, z którym miałam kontakt, i żałuję, że nie był dłuższy.
Zanim przejdę do dwóch ostatnich opowiadań, moich męskich faworytów, nie mogę pominąć Brandona Sandersona. Głośne "Droga królów" i "Słowa światłości" jeszcze przede mną, w "Niebezpiecznych kobietach" znaleźć jednak można opowiadanie tego autora ("Cienie dla ciszy w lasach piekła"). Może nie ma w nim magii ani rycerstwa, główna bohaterka należy jednak do najsilniejszych kobiet stworzonych specjalnie dla tej antologii. Żyje w świecie bezwzględnym, ponurym i skrajnie niebezpiecznym; zyskała szacunek wielu, choć są tacy, który próbują ją ugiąć. Walka o przetrwanie to jej codzienność, bo nawet sumienne przestrzeganie trzech podstawowych praw nie gwarantuje ochrony przed Cieniami. Jeżeli bohaterka wykreowana przez Sandersona walczy do tego stopnia wytrwale o swoje, to wiem, że "Archiwum burzowego światła" nie rozczaruje najwyższych wymagań fana fantastyki.
Autorem wartym bliższego poznania jest też Lev Grossman. "Dziewczyna w lustrze" zakrawała wprawdzie na grasowanie wrednych dziewczyn w szkole magii, coś a la amerykański Harry Potter dla dorosłych, posiada jednak portal do znacznie bardziej interesującego świata. Grossman pisze przystępnie i sporadycznie funduje lekki dreszczyk emocji, a postać, której przeszłość chce się odkrywać, jest aż do kulminacyjnego momentu niepozorna. Nie zawsze obecny duchem profesor Quentin Coldwater po prostu musi skrywać umysł tak światły, jak powalające są jego magiczne zdolności. Z tego tekstu akurat wiele nie można się dowiedzieć, ale łatwo połknąć przynętę. O wczesnych latach Coldwatera opowiada mianowicie trylogia "Czarodzieje" i warto przeczytać to opowiadanie chociażby po to, żeby przetestować spójność stylu autora z własnymi wymaganiami literackimi. Myślę, że wielu uzna go za samorodek w wartkim nucie amerykańskiej fantastyki.
Za najbardziej efektowne odkrycie uważam Harry'ego Dresdena, mimo, że w "Niebezpiecznych kobietach" żyje zaledwie we wspomnieniach. Widząc "Bombowe laski" Jima Buchera chyba właściwie spodziewałam się pilotek bombowców, które wspomniano w przedmowie. Tu chybiłam po raz pierwszy. Zirytował mnie również wstęp, ponieważ opowiadanie jest dopełnieniem serii o Harry'm Dresdenie - trudno dostępnej w Polsce, do tego składającej się z 15 części, w tym zaledwie pięciu przetłumaczonych. Wątpiłam, że łatwo będzie się połapać - pudło numer dwa. Opowiadanie jest wręcz wystrzałowe. Rozgrywa się we współczesnym Chicago, gdzie ludzie żyją obok nie-do-końca-ludzi, dających się rozpoznać jedynie wybrańcom. Należy do nich główna bohaterka, Molly, mag-czeladnik. Autor nie pozostawia czasu na zastanawianie się, kto, co i jak, tylko rusza z kopyta. Czyta się jednym tchem i aluzje do nieobecnego mistrza magii, jakim był Harry Dresden, zupełnie nie przeszkadzają w orientacji. Oprócz wybuchowych akcji, misternie skonstruowany jest zarówno świat nietypowych stworzeń z ludzką twarzą, jak i intrygi organizacji nimi rządzących. A w ogniu wydarzeń trzy zdeterminowane kobiety, które wywracając wszystko do góry nogami, próbują przywrócić satysfakcjonujący porządek, albo przynajmniej jego namiastkę. Historia świetna - jedno z tych opowiadań, po przeczytaniu których czytelnik żałuje, że nie są jedynie pierwszym rozdziałem porywającej sagi fantasy… Na szczęście istnieją "Akta Harry'ego Dresdena". Tym samym Jim Butcher wywindował się na sam szczyt mojej listy czytelniczej. Opowiadanie polecam gorąco.
+
- pod egidą George'a R. R. Martina, a jednak perełki amerykańskiego fantasy (Hobb, Sanderson, Butcher…),
- przepustka do kilku cyklów godnych uwagi, po które niekoniecznie sięgnęłoby się samemu, w ciemno,
- heterogeniczność zestawienia, gatunku i przede wszystkim kobiecości,
- Martin na deser,
-
- jedynie amerykańscy autorzy - choć może to i być wyzwanie do europejskiego kontrataku,
- wstępy do poszczególnych opowiadań mogłyby ograniczać się do kilku zdań - kto zechce, o danym autorze doczyta…
Komu polecam?
"Niebezpieczne kobiety" to niewątpliwie coś dla twardych charakterów, szukających wyzwań. Tak, każdy jest inny, ale gdybym pomnożyć tą inność przez kobiecą nieobliczalność, to wyniku podsumować się nie sposób. Polecam tę antologię nie tylko wielbicielom fantastyki, ale przede wszystkim osobom otwartym na zaznajomienie się ze zróżnicowaniem wewnątrz gatunku fantasy. Mimo wstępów poprzedzających opowiadanie nie wiadomo, czego się spodziewać. Jednocześnie jest to jednak minus dla czytelników z tendencją do szybkiego zżywania się z bohaterami - wyrwanie z poszczególnych światów z racji formy literackiej bywa brutalne. Nie polecam niecierpliwym, chyba, że codziennie mają czas na zaledwie jedno opowiadanie.
A "Księżniczka i królowa" Martina dostaną lada dzień osobny post :)
Muszę przeczytać Pieśń Lodu i Ognia w końcu, mam pierwszy tom i leży od września. :)
OdpowiedzUsuńA ta książka mnie bardzo zaciekawiła, pierwszy raz o niej słyszę. Na pewno przeczytam jak tylko będę miała okazję.
ale Ci zazdroszcze, że "Pieśń Lodu i Ognia" jeszcze przed Tobą! mi pozostało czekać na ostatnie dwie części - w stosunku do Martina nie można pozostać neutralnym... kiedyś przeczytam całość jeszcze raz, w komplecie. a jeżeli jesteś też gotowa na coś, czego na pewno się nie spodziewasz, i to w światach dalekich od naszej/-ych rzeczywistości, to "Niebezpieczne kobiety" warte są uwagi :)
Usuń