"Królowie przeklęci. Tom II" Maurice Druon
Klątwa ostatniego mistrza templariuszy Jakuba de Molay, rzucona ze stosu, na którym skonał, wciąż zbiera swoje żniwo. Wypełnia się przeznaczenie? Czy spragnieni władzy zwyczajnie nie cofną się już przed niczym, skoro nieudolny następca wielkiego władcy skonał, a tron Francji ponownie pusty? W drugim tomie nowego wydania "Królów przeklętych" Maurice Druon krok po kroku demonstruje parcie mężczyzn na władzę, zemstę i inne żądze, nie pomijając pragnień jednej z najpotężniejszych kobiet ówczesnych czasów. Aluzje i domysły rzucone tu i ówdzie w pierwszym tomie eskalują w potyczki potężnych możnych, szczwanych maluczkich i tych, po których można by się spodziewać wszystkiego, tylko nie takiego obrotu spraw…
Atmosfera powieści zmienia się tak, jakby od akcji z poprzednich tomów upłynęły dekady, choć tak naprawdę jest to zaledwie kilka miesięcy. "Królowie przeklęci. Tom II" rusza jak machina oblężnicza, po czym rozwala mury obronne, pozostawiając popłoch, niepewność i ogólne obłąkanie. Aż strach się bać, co przyniesie ostatnia część cyklu.
Męską ręką
Twarde rządy skończyły się z ostatnim tchnieniem Filipa Pięknego. Ludwik Kłótliwy od samego początku jest pomyłką, ku zgorszeniu kolejnych pretendentów do tronu. Oczekiwanie na pogrobowca katastrofalnie odbija się na głodujących Francuzach, a kłótliwość kardynałów niezdolnych do wyboru papieża wcale nie pomaga w obsadzeniu pustego tronu. Drugi z kolei syn Filipa Pięknego, jego imiennik, zwany później Filipem V Długim, zdaje się być jedynym sensownym kandydatem. Pech, że prawo przewiduje kogoś innego… Zadziwiające, jak łatwo można je nagiąć ("Prawo mężczyzn") - tu sakiewka, tam hrabstwo, niby wszystko zgodnie z panującymi zasadami. Filip szybko zostaje regentem i rządzi tak, że z uznaniem porównuje się go do legendarnego już ojca. Niewygodne prawdy wychodzą na jaw. Tylko czy trucizna, osławiona broń niewiast, może zaszkodzić reputacji regenta? Jeśli prawi przywódcy tracą w oczach wiernych doradców, zanim wyjawią wszystko, to co jak skończyły francuski dwór, gdyby cała prawda wyszła na jaw?
Na pierwszy plan zaczyna wysuwać się kilka postaci, które w "Królach przeklętych. Tom I" wprawdzie się przewijały, znaczącej roli jednak nie odgrywały. Ich cierpliwość zostaje nagrodzona, głośno wykrzyczane pretensje owocują otrzymaniem wątpliwych przywilejami. Trudno jednak darzyć sympatią grubiańskich olbrzymów, komentujących bez zahamowania nawet delikatne sprawy, albo poczciwych doradców, niszczących miłość i życie niewinnych niewiast pod przykrywką chronienia króla. Jedynie ich oddanie i dobroduszność wzbudzają współczucie w tych, którzy wiedzą więcej, śledząc pochłaniające opowieści Druona. Francuski pisarz niczym kronikarz relacjonuje wydarzenia historyczne, doprawiające je fabularnymi wątkami niczym przyprawami z najodleglejszych zakątków świata.
Wilczyca walczy
Na francuski dwór następcy Filipa, Karola, pod pretekstem politycznych pertraktacji przybywa jego sławetna siostra, królowa Anglii Izabela ("Wilczyca z Francji"). Spotyka jedną z najbarwniejszych i najbardziej frapujących postaci i początku XIV w., i całej powieści - Rogera Mortimera. Buntownik wtrącony do więzienia przez męża Izabeli, Edwarda II, na ten moment czekał lata. Nawet śledząc pertraktacje, nie sposób oprzeć się aurze, jaki towarzyszy tej parze. Braterstwo krwi nabiera dzięki nim nowego znaczenia. Wreszcie nadarza się okazja - Wilczyca z Francji ruszy na podbój Anglii, którą jej niewierny mąż i jego kochanek doprowadzili do opłakanego stanu.
Maurice Druon, zręcznie lawirując między obydwoma królestwami, prowadzi czytelnika przez rzeszę spisków i starć w czasach, gdzie w równej mierze spełniają się życzenia i przekleństwa. Miłość przeciwstawia wychowaniu, pragnienia sfałszowanym faktom, a postaciom znanym zdziera maski, które rzucają nowe światło na przedstawione historie. Jeśli nawet nikczemnik zdolny jest do szlachetnych czynów, to na jakie zło stać kogoś, kto przykłada największą wagę do uchodzenia za człowieka bezwzględnie dobrego? Każda lilia kiedyś zwiędnie i nie ma wilka bez kłów, podobnie jak pomyłką jest dumać nad tym, gdzie przebiega granica między faktami a fikcją. "Królów przeklętych" należy chłonąć jak bitwę kilku armii, rozgrywającą się na naszych oczach, w której każdy zażarcie walczy o swoje racje. Imponujące przedsięwzięcie - aż żal, że został już ostatni tom…
+
- nieznaczne przytaknięcia, nieme podziękowania i inne spojrzenia wyrażające więcej niż kwieciste wypowiedzi,
- prologi kreślące sytuację zgodnie z prawdą historyczną,
- mężczyźni, którzy stanowią prawo, a których cała siła w kochających ich kobietach,
- aura Mortimera,
- rok 1325,
- "stara gwardia", nawet i czasem dobroduszna…
-
- królo-, dziecio- i inne perfidne zabójstwa,
- multum przykładów na to, jak władza zmienia człowieka,
- "niezwykle skomplikowany splot", czyli więzy pokrewieństwa i powinowactwa w rodach królewskich - powoli można się pogubić: 3 Filipów, 2 Karolów, 4 Joanny… (ale są wykresy na końcu każdego tomu),
- kaźnie wzbudzające odruch co najmniej wymiotny,
- rozżarzone żelazo… dzięki autorowi, że nie wdawał się szczegóły!
Komu polecam?
Polecam tym, którzy od pierwszego tomu nie mogli się oderwać, choć wrażliwym radzę uzbroić się w grubszy pancerz. "Królowie przeklęci. Tom II" wreszcie przenoszą czytelników do Anglii i powoli przygotowują na wojnę stuletnią. Nie wyobrażam sobie nie dokończyć cyklu po takich dwóch partiach.
A może też...
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz