“Mężczyzna, który gonił swój cień” David Lagercrantz
Rok 2017 obfituje w premiery, po które aż trzeba sięgnąć, i do takich należała piąta część serii Millennium - czas przeszły użyty celowo, bo to chyba moje pierwsze tegoroczne rozczarowanie. “Mężczyzna, który gonił swój cień” ma tych samych aktorów, ale ze sceną coś się zaczyna dziać nie tak. Gdzie się podziało pochłanianie strony za stroną, śledzenie, główkowanie i efekty ‘ahaaa’? Nawet nie musiał to być zapał towarzyszący trylogii, ale chociaż powtórka z czwartego tomu… Tak jak poprzednio Lagercrantz nie mógł uniknąć porównywania do Larssona, tak tym razem musi stanąć twarzą w twarz - z samym sobą.
Nie umiem ukryć, że dwa lata temu byłam pod wrażeniem - darowałam sobie porównywanie obu pisarzy i skupiłam się na satysfakcji czerpanej z kontynuacji, która wcale nie musiała się ukazać. W “Co nas nie zabije” Lagercrantz stanął na wysokości zadania; zainteresował, wciągną i wypluł z apetytem na więcej. Wow. Teraz wprawdzie nie zamierzam diametralnie zmieniać o nim zdania, ale czuję przymus zrewidowania. Nie kwestionuję podejścia ani pobudek, tylko efekt, który nie spełnił (nawet?) moich oczekiwań. Specjaliści od Larssona będą jeszcze mniej zadowoleni niż poprzednio…
Stare wygi
Salander, Blomkvist, Palmgren, Bublanski - obsada przednia i dobrze znana z poprzednich tomów. Jednak w “Mężczyźnie, który gonił swój cień” nie działają już razem, a zaledwie synchronicznie. Akcja kryminału nawiązuje bezpośrednio do czwartej części, co samo w sobie nie jest negatywne, bo retrospekcje i dziury wypełniane stopniowo mogą irytować albo rozpraszać przy powieści o szybkim tempie. Lisbeth odsiaduje dwa miesiące w więzieniu dla kobiet we Flodberdze, ukarana za ukrywanie autystycznego chłopca i spowodowanie zagrożenia na większą skalę. Absurd, zważywszy na wydarzenia związane z zabójstwem Fransa Baldera (“Co nas nie zabije”) i jej wkład w ostateczny sukces policyjnego śledztwa. Blomkvist odpoczywa po pracowitym kwartale, spokojny o przyszłość “Millennium”. Za to niepokój wzbudza w Palmgrenie nieoczekiwana wizyta i tajna dokumentacja, rzucająca światło na przeszłość Lisbeth Salander. Staruszek odwiedza byłą podopieczną w więzieniu i najpóźniej w tym momencie powinna się zacząć prawdziwa akcja…
Brud, krew i zło
Żeńskie więzienie to obrzydliwe miejsce, w którym więźniarki wymierzają własną sprawiedliwość w zależności od szczebla, który zajmują w socjopatycznej hierarchii. Nie trudno zgadnąć, jak w takich warunkach zachowuje się Lisbeth i do czego doprowadzi jej pozorna obojętność. Brutalność, bestialstwo i nieludzkie odruchy są tu na porządku dziennym - szczerze mówiąc, po takim początku odechciewa się czytać. Ale można i na upartego… “Mężczyzna, który gonił swój cień” dostaje powiewu świeżości, kiedy wreszcie w sprawę wmieszany zostaje Mikael Blomkvist. W swoim stylu zaczyna odkrywać prawdę o Rejestrze - organizacji państwowej, przeprowadzającej przed laty eksperymenty na bliźniakach jednojajowych. Rozdzielone pod przykrywką postępu nauki i żyjące w skrajnie różnych środowiskach, stanowiły one idealny materiał badawczy. Etyka wrzeszczy, państwo milczy. Dokumenty albo zostały zniszczone, albo są ściśle tajne. Dzięki ludziom, którzy potrafili się postawić, prawda powoli wychodzi na jaw, ale niestety nie jest tak szokująca, jak można by się tego po Lagercrantzu spodziewać. Szybko wiadomo, o co chodzi i co się właściwie stało, a większa część książki jest jakby formalnością, szczegółami uzupełniającymi kartotekę pełną bezwzględnych ludzi.
A skoro już o bezwzględności mowa, autor nie powstrzymuje się od nawiązania do współczesnej islamizacji. Wprawdzie pokusił się o wątek zakazanej miłości à la Romeo i Julia, jednak całość nie zaskakuje, jest wręcz jak déjà vu. Gdzieś to już kiedyś było, gdzieś się o czymś podobnym czytało. Jasne, odniesienia do aktualnej sytuacji na świecie są ważne, ja jednak miałam wrażenie, że były to usilne starania o aktualność. Pasowało do sytuacji, ale czy naprawdę nie sprawdziłby się żaden inny, innowatorski kontekst? Choć może to tendencja aktualnych skandynawskich kryminałów. Dla mnie szkoda.
Drugie ja
Jedynym aspektem, który dodaje indywidualności historiom z “Mężczyzny, który gonił swój cień”, są bliźniaki lustrzane. Mimo że to nie miejsce na dyskusję o wspomnianej moralności czy etyce zawodowej, a raczej ich braku, wątek z tym typem bliźniąt zasługuje na uwagę. O jedno- i dwujajowych zapewne każdy słyszał, o lustrzanych niekoniecznie. Stanowią one podobno (wg autora) 20% bliźniąt jednojajowych i cechują się odwrotnościami (prawo-/leworęczność itp.). Bez względu na procent, są ewidentnym wyjątkiem. Bazując na tym fenomenie, Lagercrantz wrócił do swoich dziennikarskich korzeni i w retrospekcjach, niby bocznym torem, przedstawił historię, która jest tak nieprawdopodobna, że można w nią uwierzyć. Wystarczy sobie wyobrazić, że gdzieś tam na świecie żyje druga część ciebie - wygląda i porusza się tak jak ty, myśli i czuje podobnie, a nawet dokonuje wyborów, na które ty sam byś się zdecydował. Abstrakcja? Nie tylko u Larssona czy Lagercrantza rodzeństwa były rozdzielane, a odnaleźć się w czasach Facebooka nie jest trudne…
Millenium 5 nie czytało mi się przyjemnie, raczej z pobieżnym zainteresowaniem, do tego stopnia odbiegającym od pochłaniania poprzednich części, że zastanawiam się, czy czasem nie poświęciłam tej lekturze za mało uwagi. Mimo wszystko mam uczucie, że to już nie to. Najbardziej zabrakło mi intelektualnego (!) iskrzenia między Blomkvistem a Salander. Nawet jeśli nie jestem specjalistką od kryminałów, to jednak czytam je po to, żeby się pogłowić, żeby śledzić bohaterów godnych uwagi i dać się wciągnąć w machinę stworzoną przez autora. “Mężczyzna, który gonił swój cień” taką machiną nie jest. Jeśli coś mnie zaskoczyło, to chyba tylko to, że na kolejną część nie będę już czekać. A może i lepiej, żeby poprzestano na piątej…
+
- starzy znajomi,
- Blomkvist i Salander - tym razem nie do końca w swoim żywiole, ale wciąż jeden z najlepszych duetów współczesnych kryminałów,
- imponująco silny staruszek,
-
- wrażenie pobieżności,
- za szybko wiadomo, co się stało i dlaczego,
- druga połowa - zamiast dawać kopa w Millennium 4 - robi wrażenie czystej formalności,
- prawdziwa zimna s*, zła kobieta - mrożąca.
Komu polecam?
Trudno mi polecić książkę, która nie przypadła mi do gustu - zwłaszcza że oczekiwałam czegoś innego. Millennium 5 może się spodobać zainteresowanym problemami współczesnego świata, badaniami genetycznymi, tajemnicami państwowymi czy ambiwalencjami islamizacji. “Mężczyzny, który gonił swój cień” nie polecam fanom Larssona, którzy nie tknęli czwartej części, i chyba nawet tym, którzy Lagercrantzowi dali szansę. Może już przestanę narzekać i skupię się na kolejnej premierze, która nie może mnie rozczarować - prawda, panie Falcones…?
A może też...
A może też...
Mam coraz bardziej mieszane uczucia, jeżeli chodzi o tę książkę. Przeczytam ją z czystej ciekawości, ale nie spodziewam się fajerwerków. Zresztą to już nie Larsson. Co do recenzji- ciekawa i wyczerpująca ;).
OdpowiedzUsuńCałe to przedsięwzięcie z kontynuacją jest mieszane, ale poprzednią cześć chociaż się gładko wciągało.. ach, było minęło, teraz coś naprawdę wielkiego, bo w październiku następne premiery ;)
UsuńUchylisz rąbek tajemnicy ;)?
UsuńTaaak ☺️ "Dziedzice ziemi" - Falcones to #2 z moich hiszpańskich ulubionych, zaraz po Zafónie..
UsuńA Ty co czytasz? Muszę do Ciebie zajrzeć, bo już dawno nie miałam czasu na szperanie po blogach :/
Dziedzice ziemi zapowiadają się super. Przez ostatnie 2 tygodnie czytałam same obyczajówki. W piątek skończyłam Szczyptę miłości, wcześniej czytałam Ślad po złamanych skrzydłach (bardzo smutna książka). Wczoraj skończyłam Jak Kamień w wodę i poczułam się mile zaskoczona. Udało mi się upolować Ponad wszystko i postanowiłam przekonać się czym zachwycała się swego czasu blogosfera- skończyłam czytać tę książkę wczoraj wieczorem. Dzisiaj miałam spędzić dzień z Dziewczyną z Brooklynu Musso, ale jakoś nie poczułam chemii z tą książką i zdecydowałam się przedpremierowo zapoznać się z Morderstwami w Somerset :).
OdpowiedzUsuńWow, Ty jak zwykle pełen program! Dla mnie Musso ci jakiś czas stał się musem, więc pewnie z tą dziewczyną też się kiedyś spotkam ;)
UsuńTo zaczytanej nd życzę!
Nie, Ja chyba nigdy nie przeczytam kontynuacji "Millennium". To była zbyt dobra trylogia. Mam poprzednią cześć w domu od czasu premiery i jeszcze jej nie tknęłam. Pewnie na tym się skończy ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację. Czwarta nie była zła, ale lepiej poprzestać na trylogii. Blomkvist i Salander w wydaniu oryginalnym i tak są nieśmiertelni :)
Usuń