“Dziedzice ziemi” Ildefonso Falcones
Jeśli każda powieść musi mieć to coś, dzięki któremu czytelnik wniknie w przedstawiony świat, to powieść historyczna powinna w moim odczuciu przemycać pewną wiarygodność, że tak faktycznie kiedyś mogło być. Falcones to potrafi i udowadnia w każdej ze swoich dotychczas wydanych, potężnych powieści. Można nie interesować się specjalnie okresem, w którym rozgrywa się akcja - przełomem XIV/XV w. w “Dziedzicach ziemi” - a jednak ten kataloński autor jest w stanie na pierwszych kartkach nakreślić przedstawiony świat w sposób tak wciągający, że trudno się oderwać przez następne naście stron. Barcelona u schyłku średniowiecza: walka o władzę, machinacje możnych i ucisk ubogich; bohater, na którym wyżywa się los i wydarzenia, które zmieniają jego życie w okamgnieniu. I tym razem Ildefonso Falcones porywa czytelników w podróż do przeszłości, w której nadzieja nie umiera - wbrew wszystkiemu.
Flacones, razem z Zafònem i Cabré, to trójka Katalończyków, którzy skradli moje czytelnicze serce. Przeczytałam wszystkie jego powieści i mimo upływu czasu doskonale wiem, co w której zrobiło na mnie największe wrażenie - czy to pojedyncza scena, czy konkretni bohaterowie albo ich relacje. Niebywałe, bo - wstyd się przyznać, ale już jestem na tym etapie, że - o czym dokładnie były niektóre książki, nie pamiętam po miesiącu… Równocześnie nie wyobrażam sobie ogromu pracy, jaką autor musiał włożyć w każdą ze swoich powieści, bo opiewają one na setki stron. Do dzisiaj Falcones jest jedynym, któremu dam się przenieść w średniowiecze wiedząc, że nie zawiedzie mojego zaufania. “Dziedzice ziemi” to kolejna knyga dowodząca jego wyjątkowości.
Barcelona średniowieczna, jak żywa
Powieść zaczyna rok 1387 i scena, przy której zamarłoby się z przerażania, gdyby było się jej świadkiem, jak nastoletni bohater Hugo Llor. W najbogatszym katalońskim mieście słowo szlachcica jest na wagę życia kogoś niżej postawionego, bez względu na jego historię, zasługi, ba, nawet fakty. Pan mówi, sługa robi - lecą głowy, tłum wiwatuje. Wstrząsające… Trudno przy tym, wręcz często, nie myśleć o zacofaniu późnego średniowiecza, jednak wiele czasu na zastanawianie się nad tym nie ma, bo raz uruchomiona machina pracuje. Młody bohater porywa się na czyn, który zaważy na reszcie jego życia - wbrew logice, panującym zwyczajom, szansom na powodzeniu, właściwie wbrew wszystkiemu. I tak robić już będzie zawsze, nigdy nie zegnie przed nikim karku… Po śmierci ojca odebrany matce, rozdzielony z siostrą, nieletni Hugo zastraszająco szybko zdanym był sam na siebie. Targał kulę genueńskiego szkutnika, marząc o morzu, w które obiecał nigdy nie wypłynąć. Trafił pod opiekę Żydów i tym samym w świat wina, zatapiając się w jego tajnikach.
Życia głównego bohatera nie da się streścić w kilku zdaniach, jednak zawsze przewija się w nim ona - Barcelona. Miejsca, które istnieją do dziś, i te żyjące w wyobraźni autora czy czytelnika. Akcje co jakiś czas przerywają wydarzenia historyczne, które mają bezpośredni wpływ na jej przebieg. Pozorny przepych stolicy Katalonii niknie w nienawiści, zapalczywości i pysze barcelończyków, obojętnie do jakiego stanu należą. Tak, trafiają się ludzie dobrzy i prawi, cała powieść przepełniona jest jednak rozgoryczeniem odnośnie panującego porządku i nieładem, jaki potrafią wnieść w życie niepożądane osoby. W “Dziedzicach ziemi” niezwykle wartościowe jest naznaczenie konkretnych miejsc prawdziwymi historiami, które się tam rozgrywały, jak i zwracanie uwagi współczesnych na symbole, które przetrwały po dziś dzień.
Czytając Falconesa Barcelonę nie tylko się widzi, ale słyszy się ją, wdycha i smakuje. Ten zapach morza, gwar targowiska, wrzaski tłumu i szczęk metalu… Powracająca gra świateł w Santa Maria del Mar, zapach i smak wina, zasiany niepokój, a nawet determinacja, śródziemnomorskie ciepło i nocna niepewność - wszystko to udziela się czytelnikowi. “Dziedzice ziemi” nie są jednak hołdem dla miasta, jak dla jednej z jego najważniejszych budowli była “Katedra w Barcelonie”. To piękna powieść o sile przetrwania, niepodważalnych uczuciach i sprzecznych emocjach o dalekosiężnych konsekwencjach. Bez Barcelony by jej nie było, bo ona jest jej sercem. Duszę jednak dają jej bohaterowie i - odpowiednio dawkowane - wino, bez którego wszystko zapewne inaczej by się potoczyło.
On i one
Motorem działania i decyzji Hugo często nie jest on sam, a kobiety, które odegrały ogromną rolę w jego życiu. Wychowując się bez matki nie doświadczył już ukojenia, jakie daje dom. Odwiedzając potajemnie zamkniętą w klasztorze siostrę nie może czerpać radości z posiadania rodzeństwa. Później pierwsza miłość - Żydówka obiecana innemu. Pierwsza niewolnica, nieumiejąca się podporządkować. Pierwsza żona, która nie powinna nią być…
Podobnie jak kiedyś relacja dziadka i wnuczki w “Bosonogiej królowej”, tak w “Dziedzicach ziemi” obezwładniła mnie relacja ojca i córki. Mercé ostaje oddana pod opiekę Hugo jako sierota niemająca nikogo. Zmianę, jaką niemowlę wnosi do domostwa, zauważa każdy, kto przekroczy jego progi. Lata później zamiłowanie do winobrania zacieśnia i tak już mocną więź ich obojga. Jej dane jest więcej, niż jemu kiedykolwiek było; jego zdanie liczy się dla niej bardziej niż opinia kogokolwiek innego. Los skaże ich na cierpienia, jakich lepiej sobie nie wyobrażać, ale mimo to łączące ich uczucie przetrwa. Jak bardzo musi się kochać, żeby porwać się na niemożliwe…
Spędziłam z “Dziedzicami ziemi” długie godziny i nadal się zastanawiam, co takiego niosą ze sobą powieści Falconesa, że tak potrafią mnie porwać…? Może chodzi o to, że nic nie jest pewne, bo wystarczy chwila nieuwagi albo jeden głębszy oddech, żeby sytuacja zmieniła się diametralnie? Albo to przez jego bohaterów, nie tylko Hugo, ich przekonania, siła i wiara, na które trudno się zdobyć w dzisiejszych, labilnych czasach? Po lekturze Falconesa zwykle czuję pewnego rodzaju uniesienie, lekkość duszy - jakbym uczestniczyła w czymś wyjątkowym, bez względu na miejsce i czas. Myślę, że nie jestem jedyna, bo jego książki to kawał świetnie przygotowanej prozy historycznej, która wyzywa wyobraźnię.
+
- długi szczerej wdzięczności,
- dźwięki, zapachy, kolory - opisy tętniące życiem, jakby stało się obok,
- Barcelona przełomu XIV/XV w. - odwołanie do faktów historycznych, których wiarygodności nie podważa wyobraźnia autora,
- więź ojca i córki,
- niezauważalne zatopienie się w lekturze do ostatniej strony,
- notabene: piękne wydanie!
-
- mroki średniowiecza - bezprawie, samosądy, bezkarność, chciwość, bieda, ciemnota, hipokryzja, zawiść; wyroki zapadające i wykonywane w mgnieniu oka, ku uciesze gawiedzi - obrzydlistwo,
- rzeź Żydów, chrześcijańscy hipokryci,
- wymuszone małżeństwo i katorga przez lata,
- rozczarowania, coś za coś,
Wyjątkowość “Dziedziców ziemi” - poza szczęśliwcami, którzy zdążyli już dawno zaprzedać duszę Barcelonie i/lub Falconesowi - dostrzegą i ojcowie, dla których rodzina jest najważniejsza, i córki, które bez ojców świata sobie nie wyobrażają. Polecam wielbicielom ambitnej, wiarygodnej i zajmującej prozy historycznej, ale i tym, którzy już kiedyś przestąpili progi Santa Maria del Mar, obrócili się, spojrzeli w górę, po czym zamarli z wrażenia… Nie polecam komuś, kto chce uciec od przeciwności losu albo skupić się na uczuciu, które przezwycięży wszystko, bo ta powieść daje wiele bodźców, niekoniecznie jasnych i przyjemnych. Mimo wszystko dla mnie pozostanie piękna w całokształcie. Już czekam na następną historię Falconesa!
Super tekst. Nie pozostaje mi nic innego jak wciągnąć książkę na tegoroczną listę must read :)
OdpowiedzUsuńTak, jak katalońskie historyczne, to Falcones. Jako pierwszą proponuję "Bosonogą królową"...
Usuń