“Noc Kupały” Katarzyna Berenika Miszczuk
Świat szeptuchy, w którym słowiańscy bogowie przechadzają się wśród niczego nieświadomych śmiertelników, oczekuje przesilenia letniego, czyli tytułowej Nocy Kupały. Baby (w staropolskim tego słowa znaczeniu) mają pełne ręce roboty, a licho nie śpi. Obawa, że druga część nie dorówna “Szeptusze”, jest zbędna. Miszczuk wysoko postawiła sobie poprzeczkę, ale w “Nocy Kupały” w żadnym razie nie osiada na laurach… Rozbudowuje przedstawiony świat, zgłębia idee słowiańskich wierzeń i wystawia bohaterów na próby, z których nie każdy wyjdzie obronną ręką. Warto doczekać się finału tego tomu, bo nawet sprytny czytelnik da się zaskoczyć. Pierwsze, pozytywne wrażenie dotyczące cyklu o Kwiecie paproci nie jest złudne - on (nie)zwyczajnie wspina się na wyżyny polskiej fantastyki!
Pokuszę się o krótką, paratexterską dygresję na początek… Z cyklami zwykle jest tak, że albo od pierwszego wejrzenia przypadną do gustu i połyka się jeden tom za drugim (bez względu na ich ilość), albo zniechęcą od razu, choćby samym blurbem, i nigdy się ich nie tknie. W seriach fantastycznych dodatkowo, wręcz natychmiast gdzieś w podświadomości majaczy wymóg akceptacji kawałka wyobraźni autora, w który ten zabiera swoich potencjalnych czytelników od pierwszych stron. Nie każdemu się to udaje, dlatego pełno później skrajnie różnych opinii (Achaja jest tu idealnym przykładem) albo porzuconych lektur. No, ale o gustach się nie dyskutuje… Wydaje mi się jednak, że tajemniczość i nietypowość cyklu o szeptusze chroni ten cykl przed ostracyzmem. Komu nie spodoba się zapowiedź na okładce i jawne przywary głównej bohaterki, zwyczajnie po tę serię nie sięgnie, i to bez wieszania psów na autorce. Zdecydowana większość, jak już zacznie, nie spocznie aż do końca. Przynajmniej tego życzę Miszczuk, bo w moim odczuciu zdążyła sobie na to zasłużyć.
Wyższy stopień wtajemniczenia
Dzięki zaakceptowaniu niewyobrażalnych wcześniej odchyłów otoczenia, główna bohaterka stopniowo odkrywa w sobie słowiańskiego ducha. Nie przeszkadza jej to oczywiście w pakowaniu się w rozmaite tarapaty i przekraczaniu granic, które dla wielu są swoistym tabu. Czując się pewniej, Gosia potrafi pokazać pazur, przynajmniej od czasu do czasu, choć nie za każdym razem uczy się na własnych błędach (do tego stopnia, że podczas lektury zdarza się zaburczeć pod nosem “No nie rób tegooo!”). Pod uważnym okiem Baby Jagi szkoli się na szeptuchę, którą nadal nie chce zostać, choć jej początkowa awersja słabnie. W “Nocy Kupały” prymat wiodą baby - kobiety obdarzone intuicją, a niektóre nawet zdecydowanie wyjątkowymi zdolnościami. A że baby są różne, dlatego nie raz dochodzi do konfrontacji - budujących, dających nauczkę, ale też irytujących, ostrych i krwawych. Przecież równowaga musi zostać zachowana…
Noc Kupały to nie tylko święto nadchodzącego lata, ale też miłości, dlatego siłą rzeczy w tej części nieźle namieszają mężczyźni. U Miszczuk nie ma bohaterów idealnych, i to się chwali. Można sporadycznie stwierdzić, że niektórzy są raczej dobrzy niż źli, ale czy aby na pewno…? “Noc Kupały” stoi pod znakiem siły i zdrady, zwycięstwa i porażki - choć nie da się ukryć, że negatywne zdarzenia jeszcze bardziej napędzają akcję. Szala przechyla się raz na jedną, raz na drugą stronę. Tylko czyją? Bohaterów? Bogów? Nie zostało już dużo czasu do podjęcia ostatecznej decyzji, a rozwój zdarzeń jej nie ułatwia.
Bohaterowie z przeszłością
W “Nocy Kupały” Miszczuk, oprócz odkrywania kolejnych tajemnic słowiańskości, sięga w osobistą przeszłość poszczególnych bohaterów. Liczba retrospekcji jest jednak na tyle wyważona, że nie razi. Przyzwyczajony po “Szeptusze” czytelnik od razu wie, w czyich wspomnieniach się znajduje. Nie hamuje to właściwej akcji i zwykle rzuca nowe światło na niektóre sytuacje. Na szczęście nie znaczy to też, że wszystko staje się jasne, bo wtedy czar kolejnej części prysnąłby zbyt szybko. Moim zdaniem się na to nie zanosi. Autorka po raz kolejny popisuje się pomysłowością, nawet jeśli przez większą część “Nocy Kupały” można odnieść wrażenie, że machina rozpędzona pod koniec pierwszego tomu jakoś spowolniła.
Wątpię, żeby zachwyconych “Szeptuchą” rozczarowała druga część. Według mnie jest w niej więcej i bardziej - wszystkiego co w pierwszym tomie tak oczarowało. Toteż apetyt rośnie…
+
- staranny język i dokładny dobór słów - aliteracje, mmmm,
- ciekawostek o babach, biedzie i innych elementach słowiańskich wierzeń ciąg dalszy,
- myślenie przyszłościowe,
- wizje i więcej Dagome,
- ostatnie 50 stron,
-
- serce rozpadające się na tysiąc kawałków - złe skojarzenia, bardzo złe,
- nie-maminsynek, czyli zgrywanie twardziela,
- krew, dużo krwi,
Komu polecam?
Skoro nie mogłam tego wiedzieć po pierwszym tomie, to teraz cykl o Kwiecie paproci dodatkowo polecam tym, którzy marzą o seriach, w których następny tom jest jeszcze lepszy od poprzedniego. Nie sądzę, żebym po “Żercy” zmieniła zdanie co do tej tendencji. “Noc Kupały” poleciłabym też tym, których “Szeptucha” nie przekonała do końca. Nie polecić nie umiem, bo nie wyobrażam sobie nie skończyć tej serii, dotarłszy już tutaj - mimo że to dopiero półmetek. Ach, może odradzam komuś, kto nie ma czasu połknąć części za częścią, bo tylko by się złościł z własnej niemocy…
A może też...
A może też...
Nie wiem dlaczego wcześniej skreślam ten cykl. Twoja recenzja kolejnego tomu tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że książki Pani Miszczuk mogą mi się bardzo spodobać ;). Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńHmmm... nie skreślaj, zanim nie spróbujesz ;)
UsuńSuper recenzje, naprawde. Podziwiam
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ale przy tak świetnej serii same się piszą ;)
Usuń