“Więcej niż pocałunek” Helen Hoang
Dziewczyna, której mózg lepiej radzi sobie z ekonometrią niż powszechnie akceptowalnymi zachowaniami społecznymi, nad którymi nikt z nas się nawet nie zastanawia, i chłopak zajmujący się najstarszym zawodem świata - czy to wystarczający potencjał na książkową wersję jednej z najbardziej lubianych komedii romantycznych…? Jeśli odruchowo nie odrzuci okładka bez wyrazu ani tytuł rodem z harlequina, może uda się dowiedzieć, czym powieść Helen Hoang zasłużyła sobie na wygraną w kategorii romans roku 2018 na portalu Goodreads. No, chyba że ktoś będzie sprytniejszy i wcześniej zlustruje konkurencję “Więcej niż pocałunek”, pozbywając się jakichkolwiek złudzeń. Marketing to jedno, a naga prawda drugie. Właściwie szkoda, zwłaszcza bohaterki.
Lekka, letnia lektura chyba powinna działać jak chłodny prysznic czy relaksujący drink po upalnym dniu, albo przynajmniej do tego skłaniać, a nie przypominać uporczywie oblepiające ciało ubranie, które trudno zdjąć. Internet trąbi o spektakularnym sukcesie, ekscytacji czytelniczek, sprzedanych prawach do ekranizacji… Głosów dezaprobaty coś nie słychać. “Więcej niż pocałunek” miałby zadatki na naprawdę ciekawą historię miłosną, gdyby autorka nie poszła w zbyt modną (ostatnio?) stronę.
Procedura poznawcza
Stella jest specjalistką w analizie danych i tworzeniu algorytmów, za pomocą których klientowi podane będzie na tacy to, czego pragnie, jeszcze o tym nie wiedząc. Praca jest jej pasją, chyba tylko o niej mogłaby rozmawiać godzinami. Small talki to dla niej katorga, podobnie jak poznawanie nowych ludzi. Nie lubi niespodzianek i ma problemy z bliskością, delikatnie mówiąc. Najlepiej czuje się we własnym, uporządkowanym świecie, trzymając się sprawdzonego systemu. Któregoś dnia decyduje się nauczyć dotykania i czerpania przyjemność pod okiem żigolaka. I tu kończy się obiecujący początek.
Relacja Stelli i Michaela, choć nietypowa, zaskakująco szybko przeradza się w coś dla bohaterki zaufanego. A przecież cierpi ona na zaburzenia autystyczne… Cechy, które dodatkowo czynią ją wyjątkową, nie zmieniają się diametralnie, ale jednak zamiast być podstawą do skupienia się na codziennych sytuacjach, stają się pretekstem do przekraczania coraz to śmielszych granic. Mimo że Helen Hoang stara się oddać to, co dzieje się w głowach bohaterów, ‘postępy’ Stelli raczej nie obejmują psychiki, za to doświadczanie ‘zdolności’ Michaela. On z kolei wcale nie jest wypacykowanym gogusiem, łączącym przyjemne z pożytecznym. Ma do opowiedzenia historię, o której chciałoby się dowiedzieć więcej. A tymczasem usta często używa do innych celów.
Kiedy miękkość spotyka twardość……
Wracając do matematyki: “Więcej niż pocałunek” można zobrazować linią łamaną, której zdecydowanie większa część znajduje się pod kreską. Ową kreską mogą być oczekiwania czytelnika, zaangażowanie w fabułę, rozwój wydarzeń. Ile razy nie uda się autorce zaciekawić odbiorcy, rozwinąć wątki osobiste czy dodać wydarzeniom wiarygodności, prosta powieści się łamie i leci na psyk, bo pojawiają się (s)ekscesy. Może gdyby ta książka była reklamowana jako pikantna powieść erotyczna z nietypową niewiadomą (i tu mam na myśli Zespół Aspergera), nie nabrałabym się i nie była teraz rozczarowana. Jako romans nierzadko określano powieści obyczajowe, które mi się podobały, ale uważam, że zbliżenia każdego stopnia, wplecione w fabułę, obdzierają historię Stelli i Michaela z tajemniczości. I nie pomaga nawet przelatywanie stron.
Pisanie może być przesycone erotyzmem, nie nazywając słowem tego, co widoczne gołym okiem bądź wyobraźnią. Dosłowność zgubiła Hoang, choć rozumiem, że niektórych może to kręcić. Ale masło? Kartofelki? Nie, po prostu nie.
Niezmiernie rzadko identyfikuję się z bohaterkami, ale w tej zauważyłam pewne zastanawiająco znane mi cechy, od zabawnych po żenujące. Podobno autyzm inaczej objawia się u kobiet niż u mężczyzn… Już po pierwszych kartkach zobaczyłam kogoś, komu chciałabym potowarzyszyć, patrząc, jak zmaga się z codziennością. Z niby banalnymi sytuacjami, ale dla niektórych przeszkodami nie do pokonania. To mogło być wyjątkowe w “Więcej niż pocałunek”, lecz w moim odczuciu zostało stłamszone, potargane, a później pościelone. Co gorsza, nawet gdyby wykreślić wszystkie, dobra, większość scen erotycznych, dużo by nie zostało. Całość nie w moim stylu, ale doceniam starania Helen Hoang.
+
- pierwsze zdanie,
- standardowe procedury,
- powtarzanie w myślach listy umiejętności społecznych,
- planowania wariantów nadchodzących wydarzeń,
- sposób działania umysłu głównej bohaterki,
- od autorki - to, co najbardziej wartościowe w tej historii, jest poza nią,
-
- ryzyko oślepienia damską piersią, wchodzący gość itp. itd. - serio…?! (choć odpowiednika bogini rozsypującej się na miliony kawałków nie ma ;) )
- czasy jak “koronkowy sen o damskiej bieliźnie”
- korzystanie z jednej szczoteczki, choćby jako aluzja, NIE!
- literówki, np. zmiana płci w jednym zdaniu,
- przepakowane ostatnie kilkadziesiąt stron, jakby autorka nie zdążyła wcześniej, a koniecznie chciała uzyskać wartość dodatnią.
Komu polecam?
Na szczęście sporadycznie to się zdarza, ale nie umiem polecić książki, która mi się nie podobała. Średnia ocena daje małe pole do popisu, ale przypuszczam, że “Więcej niż pocałunek” spodoba się amatorkom powieści przesyconych seksem, w które autor próbuje wpakować coś więcej. Myśląc o filmie, widzę light Grey. Ja odwrócę wzrok, ale to kwestia gustu. Nie polecam czytelniczkom, które liczą na odważniejszą wersję koleżanki po fachu Jojo Moyes albo Rosie Walsh, bo to nie tak półka, ba, nie ten regał. Jeśli kogoś kompletnie nie kręcą sekssceny, to wręcz odradzam. Może kiedyś Helen Hoang zmieni kierunek, wtedy popatrzę. Na razie dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz