“Virion. Szermierz” Andrzej Ziemiański
Zdecydowanie najlepsza z dotychczasowych części serii o Virionie, choć trzeba uczciwie przyznać, że nieprzeciętne postacie i mistyczne meandry autor kreował od samego początku. Zanim jednak Ziemiański ostatecznie splecie losy i wyjaśni tajemnice nurtujące dużo dłużej, niż żyją jego bohaterowie, zajmie czytelnika tak, że ten nie będzie miał wątpliwości, dlaczego sięgnie po kontynuację. Bo to przecież nie może być koniec?!
Nawet w tomie zamykającym młodość Viriona osławiony szermierz natchniony długo nie gra pierwszych skrzypiec. Jego legenda rodzi się długo, niezdecydowanie i bez konkretnego kierunku - zupełnie, jakby bohater zdawał się na przeznaczenie i dostosowywał do tego, co przyniesie życie. Jakby reagował, zamiast atakować. “Virion. Szermierz” to kumulacja oczekiwań, zebranych w trzech poprzednich tomach. Warto było się doczekać.
Ciosy chaosu
Mnogość wątków została zredukowana do działań Viriona i jego nieokiełznanej kompanii oraz dochodzenia prowadzonego przez prokurator Taidę w stolicy. Akcję napędzają wydarzenia pozornie poboczne i relacje z dalszych planów. Są one zwykle nośnikami niuansów, mających istotne znaczenie dla głównych bohaterów, a przede wszystkim niewyjaśnionych dotychczas “zdarzeń”. Oba wątki łączy nieprzewidywalność, wyrafinowanie, niekonwencjonalne pomysły i daleko idące konsekwencje, co skutecznie odwraca uwagę od samego Viriona i jego starań o szermierczą wirtuozerię.
To legendarne ‘natchnienie’ jest chyba jedną z największych zagwozdek serii. Wykłady wiecznie naprutego Horecha wydają się nielogiczne, spełnienie oczekiwań mistrza nieosiągalne. Nie ćwiczenia i ciężka praca mają przynieść efekty, a (nie)myślenie. I bądź tu mądry… Gdyby “Viriony” opierały się na tytułowym bohaterze, przez książki chyba ciężko byłoby przebrnąć. Na szczęście Ziemiański nie zawiódł i w czwartym tomie, wysyłając swoje postacie na wyżyny, wręcz góry ich możliwości. Czujność (i pamięć!) czytelnika jest niezbędna do zrozumienia zamiarów, zalążków myśli, zagrożenia, aż w końcu osobliwej logiki bohaterów i prawdziwych pobudek nimi kierującymi.
Przepadam w światach zbudowanych przez pierwszego architekta polskiej fantastyki, choć pełne są wulgaryzmów, przy których nawet praktykujący przeklinanie mogliby się skrzywić. Rażą mnie np. kolana łamane w przeciwną stronę czy odcinane i fruwające członki, choć tłumaczę sobie, że bez tego efekt nie byłby taki sam. Zwłaszcza kiedy między poszczególnymi częściami leży kilka miesięcy, ciężko mi przypomnieć sobie świat - mapy brakuje mi nadal, choć zwykle nie trwa długo, zanim się odnajdę. Jeśli komu przeszkadzają te mocne i obrazowe akcenty, nie ma co zaczynać tej serii.
Nadal nie wiem, co sam Virion w sobie ma, ale seria o nim w moim prywatnym rankingu książek Ziemiańskiego wyprzedziła już “Achaję” i plasuje się tuż za “Pomnikiem…”. Według mnie nie szermierz natchniony zabiega o rolę pierwszoplanową, a pretenduje do niej plejada niewolników, twardych babek i postaci nie z tego świata - to one rządzą, zaskakują, bawią i imponują. Myślę, że długo jeszcze nie powiedzą ostatniego słowa, skoro kontynuacja podobno się pisze. Andrzeja Ziemiańskiego cenię za skomplikowanie stworzonych światów, niekonwencjonalnych bohaterów, a nawet coś pięknego, co potrafił wpleść w aktualnie ostatnią część przygód Viriona. Chyba mu się nie wywinę…
- dynamika, dialogi, refleks, poczucie humoru - jak zawsze rozbrajające,
- postacie, które zaskakują, nawet jeśli nam się wydaje, że jesteśmy świadomi ich potencjału,
- sprytne przypomnienia wydarzeń z poprzednich tomów,
- umiejętne dawkowanie odpowiedzi na nurtujące pytania, a zwłaszcza “dłuższe odpowiedzi”,
- wykonywanie zadań i wiele, wiele więcej,
- doprowadzanie spraw do końca, jaki by on nie był,
- coś pięknego - kto by pomyślał…
- otwarte kwestie, pozwalające liczyć na kontynuację.
Komu polecam?
Najpóźniej “Virion. Szermierz” uświadamia, że historia długo jeszcze nie zostanie opowiedziana do końca. Nie polecam tym, którzy preferują kompletne cykle - ci powinni kilka lat poczekać. Polecam za to czytelnikom oczekującym wrażeń, gotowym główkować, spostrzegawczym i zaprawionym w fantastycznych bojach. W “Virionach” może brakować magii, ale nie wydarzeń z innego świata. Kto nie przełknie wulgaryzmów i rozbryzgów krwi, nie powinien zaczynać. Ja lubię tę serię też za to, że z każdym powrotem do paczki Viriona czuję się jak wśród swoich.
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz