"It Ends with Us" Colleen Hoover
Powieść, która poturbuje – wbrew pozorom żaden rozrywkowy romans. Takich tematów nie porusza się w celach marketingowych, więc skoro okruchy tej historii mają źródło w przeszłości autorki, tym mocniejszy efekt końcowy... Oniemiający. "It Ends with Us" to bezpardonowa opowieść o sytuacjach bez wyjścia i decyzjach, które trudno podjąć, a co dopiero nazwać właściwymi. I chyba też o obłędniej miłości, bo to przyciąga wielbicieli Hoover jak ćmy do światła. Z tym że tu ten blask porazi.
Ciągle gdzieś widziałam tę książkę, tyle trąbiono o obu częściach, a ostatnio o ekranizacji, że w końcu się skusiłam. Miało być wiosennie, uskrzydlająco i zdecydowanie bardziej optymistycznie niż szokująco poważnie, z konsekwencjami, których nie chce się widzieć, desperackimi kłamstwami i błędnym kołem. Nie wiem, czy to przypadek, ale rozłożenie tekstu w polskim wydaniu wypadło idealnie. Przerzuca się stronę po stronie, w błogiej nieświadomości bycia wciąganym w wir, aż tu PACH i dostajesz w twarz. Kompletnie nie wiesz, jak to się stało. Sprawdzasz poprzednią stronę i TO faktycznie się dzieje. Nie przypominam sobie takiego efektu od lat. Zawsze coś się zauważy, wzrok ucieknie na kartkę obok, a tu nie ma szans. Zwyczajne oszołomienie.
Historia Lily i jej miłości ma wymiar, w który dobrowolnie bym się nie wpakowała, nawet jako 'tylko' czytelniczka. Zanim dotarła do mnie siła i determinacja, przeraziła mnie naga prawda (która notabene miała być tytułem obu recenzji, ale w żadnym wypadku nie chciałabym wzbudzić mylnych wrażeń). Przemoc mnie obezwładnia, a to, co dzieje się w "It Ends with Us" zwyczajnie przekracza granice mojej wyobraźni. Choć teraz, gdy wciąż przerabiam w głowie, co przeczytałam, dociera do mnie waga walki wewnętrznej bohaterki, którą nikt nie chciałby być.
Nie polecam tej książki wrażliwym i widzącym obrazy, ale chciałam o niej napisać, bo przemawia, wręcz wrzeszczy. I nawet jeśli nie czyta się głównej części tej historii z przyjemnością, to w trakcie całe lektury emocje zalewają jak wzburzone morze. Szuka się w sobie zrozumienia, a odkrywa dezorientację. Mnie trudno było się w tym wszystkim odnaleźć, dlatego mam nadzieję, że druga część będzie w klimacie dającym pozytywnego kopa, jakże potrzebnym po takim przeżyciu.
A może też…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz