niedziela, 5 lipca 2015

Kobiety kapital(istycz)ne

"Suki" Krystyna Kofta 


Niezależna, władcza, wredna i bezczelna; wybitna, ironiczna i inteligentna; wizualnie wprost idealna, w obyciu szczera  do bólu - samica alfa, alias Suka Naczelna. Nawet nie musi patrzeć z góry, bo wszyscy instynktownie wyczuwają jej wyższość i pokornie spuszczają wzrok, próbując wyłapać z jej wypowiedzi to, co chce przekazać. Autorka - kobieta kapitalna - ciętym językiem uchyla rąbka tajemnicy. Jej bohaterki mają klasę, poukładane w głowie i swoje światy, do których dostępu nie ma nikt, może poza jedynym przyjacielem albo psychoterapeutą - za oceanem, żeby nikt nie wywęszył. Kofta żonglując tematami i problemami, absorbująco pisze o tym, co współczesne kobiety interesuje, wzrusza i pociąga, co je naznacza i jak radzą sobie z tym, na jakie wyglądają albo na co ciężko harowały. Jeżeli współczesna, feministyczna proza polska wywiera takie wrażenie i tak wzburza wewnętrznie, to jestem za.


W którymś wywiadzie Krystyna Kofta trzeźwo stwierdziła, że daleko jej do wyników sprzedaży osiąganych przez Wiśniewskiego. Myślę, że siła rażenia "Suk" zaskoczy nie tylko ją. Wiśniewskiemu pozostanę wierna, ale z radością stwierdzam, że wreszcie wiem, której polskiej pisarki książki zacznę gromadzić, czyj blog regularnie odwiedzać i których felietonów czy wywiadów wyszukiwać.   

Pozory mylą

"Suki" skusiły dobitną definicją na okładce i przypieczętowały wybór podeszwą od Laboutina. Nawet przymknęłam oko na literówkę, bo blurb taki intrygujący. Spodziewałam się polskiego odpowiednika Mirandy Priestly z relacją z pierwszej ręki; femme fatale zbijającą kokosy na rządzeniu medialnym imperium twardą ręką, rozpoznawalną niczym Anna Wintour, prędzej nienawidzoną niż kochaną. Wyimaginowane przez Koftę "TopWoman", które osiągnęło prestiżową pozycję na rynku magazynów kobiecych po upadku komuny, samoistnie skojarzyło mi się z "Twoim Stylem". Która dziewczynka w latach 90tych nie podkradała go rodzicielce, zwabiona połyskiem papieru, wystylizowanymi fotografiami, próbkami perfum dołączonych do reklam? Pamiętam, że nawet wyrywałam te, które wówczas wydawały mi się artystyczne, wręcz magiczne. Byłam za mała, żeby zrozumieć felietony, wiedzieć o czym "dorośli" opowiadają w wywiadach czy docenić przemycaną w miesięczniku kulturę, ale "Suki" pokazały mi rytuał, który zapewne towarzyszył wielu czytelniczkom w tamtych czasach. 

Spodziewałam się książki kąśliwej, ze smakiem obnażającej część kobiecej natury; mieszanki do przełknięcia niczym letnie drinki. Mój błąd, wynikający prawdopodobnie z tego, że przed "Sukami" prawie zupełnie nie znałam twórczości Kofty, nie licząc liźnięcia tekstów publicystycznych. Powieść pełna jest przemyśleń, które zmuszają do zastanowienia, i emocji, które się udzielają. Mężczyznom też by przypadła do gustu, gdyby odważyli się stanąć z rasową suką twarzą w twarz. I nie jest to przytyk do nadal stereotypowych opinii, w których oni dominują i rządzą światem, w domu bywają gośćmi, w łóżku panami, że im wolno (więcej). Podkreślam: nikt nie mówi, że oni są tymi złymi, tracą cierpliwość, mniej się starają i poświęcają, za to wrzeszczą, zdradzają, wykorzystują i poniżają psychicznie bądź psychicznie, aż w końcu porzucają. "Suki" to nie krucjata kobiet przeciwko kutasom, tylko sprytne przemycenie przez granicę. Sucze historie demonstrują, że zawsze jest też druga strona medalu - perspektywa płci przeciwnej, przy czym siła nie ma nic do rzeczy. Żadne to feministyczne forsowanie babskich racji, skoro przedstawione kobiece osobowości też mają ciemne odcienie - od szarości po najgłębszą czerń, żeby było sprawiedliwie. 

Medialne machinacje

Jak samo nazwisko wskazuje, wystarczy mała dawka Ewy Szot, żeby przyśpieszyć krążenie i wprawić trybiki w ruch na najwyższych obrotach. Rzadko która byłaby w stanie tuż po upadku komunizmu w Polsce, dyskutować z męskim zarządem jak równy z równym w trzech europejskich językach, po czym przypieczętować umowę whiskey bez lodu. Zrobiła wrażenie i szybko zapracowała na szacunek, zarządzając dzisiaj wydawniczym imperium z 21. piętra. Naczelna ekskluzywnego "TopWoman" - nazywana przez 'podwładnych' Ewitą - ma kasę i klasę, nowatorskie pomysły wdraża zdecydowanie mimo początkowego oporu, jednym ciętym zdanie potrafi postawić do pionu nawet najbardziej wyszczekaną redaktorkę. 

Kofta prowadzi czytelników redakcyjnymi korytarzami, gdzie podsłuchiwanie, obgadywanie i donosy są na porządku dziennym. Pozwala zajrzeć do paszczy lwa - czyli gabinetu Wrednej Suki, czytającą osobiście każdy tekst, zanim pójdzie do druku - śledzić spotkania i towarzyszyć w wywiadach, zdradzając off the record nieczyste tajniki pracy redaktorskiej. Cały ten glamour, śmietanka towarzyska, parcie na okładkę i nieskończone zabiegi upiększające kontrastują z tym, co o medialnym półświatku twierdzi sama Ewita. 

Suka mechanizmem obronnym 

A po pracy..? Po godzinach Ewa Szot to kobieta-zagadka, która może i zachwieje się stojąc na parapecie w pijanym widzie i niebotycznie wysokich szpilkach, ale się nie podda, nie zaćpa ani nie zabije. O samobójstwie myślała kiedyś - w czasach, gdy jej młodość skończyła się przedwcześnie w Chruściskach Wielkich… Wie o tym tylko współspiskowiec, najlepszy przyjaciel i psychoterapeuta z pokerową twarzą. Przed pisarką Adelą i malarką Ketą otwiera się powoli. Kto liczy na babskie wieczory przy wytrawnym winie, upływające miło i przyjemnie na pogaduchach o podbojach albo innych kobiecych kwestiach, mocno się przeliczy. Kofta przemyca mianowicie problemy prawdziwe - z gatunku tych, o których się czyta albo które widzi się w mediach, o problemach, które wprawdzie spotykają innych, ale przecież nigdy nas samych.

Ewita tylko raz wyszła za mąż z miłości, drugie małżeństwo błyskawicznie skończyła po tym, jak trzasnęła męża w czaszkę mosiądzową figurką. Adela ma już odchowane bliźniaki, wydanych kilka powieści i tym samym komfort, żeby pisać felietony jako wolny strzelec. O tym, że regularnie ucieka na kilka dni od dwubiegunowego męża dzieci nie wiedzą. Keta z kolei, od czasu ślubu, uważa byłego kochanka za najlepszego przyjaciela, któremu mówi rzeczy przemilczane mężowi. Trudno zrozumieć…? Łatwo się wczytać. Zaczyna się od pracy i pasji - zainteresowania wpływami przemian społecznych na modę, samotnych wypadów do miasta i obserwowania ludzi, pisania powieści w pamięci albo malowania serii portretów, żeby tylko zdążyć, nadrobić stracony czas. Później lustro: wiek, starość, choroba…  Wychodzi na jaw uzależnienie, przemoc domowa, potrzeba pomocy śmiertelnie chorym najbliższym. Ludzka podłość i zawiść. Los.

To nie są rzeczy, o których chętnie się czyta. Nie omijam takich tematów, ale zbyt mnie poruszają, żebym świadomie sięgała o powieści pełne niesprawiedliwości i nieszczęść. Cieszę się, że 'nabrałam się' na "Suki", bo autorka z jednej strony dociera do kobiet i tego, co przemilczają, a z drugiej może potrząsnąć mężczyznami. Suka, bo stoi na własnych nogach? Wyrachowana, bo codziennie rano przywdziewa przed lustrem fason, wpasowuje się w swoją rolę społeczną czy zawodową, odnosząc przy tym sukcesy? Zarozumiała, bo zna swoją wartość? Podła, bo pamięta? Zimna, bo strzeże swoich sekretów i swojej prywatności, chowając je w czeluściach choćby i pustego mieszkania? Wyszczekana, bo ma własne zdanie i nie boi się powiedzieć go głośno? No taką suką to tylko być!  


+
  • język - celne porównania, inteligentne i humorystyczne aluzje, sarkazm, ironia, ogólna trafność,
  • kobiety, jakimi je widzą kontra te, którymi są, 
  • córki, matki, przyjaciółki,
  • ekstrawagancja w rodzimym wydaniu - impet obok drobiazgów, które ucieszą każdą kobietę, 
  • tematyczny mix, od mody i kultury przez historię, społeczeństwo, sukcesy i porażki aż po rękoczyny, szeroko pojętą przemoc, prochy, alkohol i psychoterapię, 
  • Ewa Szot jako despotyczna szefowa, dla której mimo wszystko chciałoby się pracować - nawet kosztem niekończącej się krytyki, nieprzespanych weekendów i japońskiego manicure,   
  • aż w końcu: definicja suk w odniesieniu do cip, pizd i innych samic - wow,


-
  • historie, do których trzeba się dokopać, a później je przełknąć i żyć dalej, smutne...
  • to nie może być koniec - chce się jeszcze!


Komu polecam? 
"Suki" to świetna, współczesna historia skomplikowanych charakterów, nie tylko siejącej postrach Suki Naczelnej. Polecam wielbicielom Wiśniewskiego, jeżeli akurat mają ochotę głośno tupnąć albo potrzebują solidnego kopa (nogą obutą w szpilkę) jako motywacji do podjęcia życiowej decyzji, nawet jeśli będzie to ostatnie trzaśnięcie drzwiami. Myślę, że Krystyna Kofta zapewni poważniejszą rozrywkę tym, którzy z sukami obcują na co dzień, obojętnie w jakiej dziedzinie życia, i popchnie do przemyśleń tych, którzy pamiętają kiełkujący w Polsce kapitalizm. Nie polecam jako rozluźniającą lekturę do poduszki, bo noce się przeciągną, raczej na długi samotny wieczór. "Suki" nie zadowolą tych, którzy zawsze wiedzą lepiej i nigdy nie odpuszczą, albo kupują, co widzą, oceniając po okładce i nawet nie kartkując… To nie książka-poradnik "Jak być/nie być…?" z gotowymi receptami na życie. Za to sprytny prezent od kobiety dla kobiet(y). Dawno nie byłam tak zachwycona polską prozą. 


A może też...

Weekend w Grandzie


"Grand" Janusz L. Wiśniewski








Bez tematu


"Ości" Ignacy Karpowicz








Curriculum curiosum, c.d.


"Dziunia na uniwersytetach" Anna Maria Nowakowska

2 komentarze:

  1. Jeśli zabierasz się za Koftę, to polecam "Lewa, wspomnienie prawej" dzienniki z czasów, kiedy walczyła z rakiem piersi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem, czy już jestem gotowa na raka w jej wydaniu, ale zanotowałam, dzięki :)

      Usuń