"Ości" Ignacy Karpowicz
"Ości" chodziły za mną znaczną część zeszłego roku, aż dołączyły do kolejki, po czym zaczęłam je rozgrzebywać. Od pierwszego zdania (!) szybko stanęły mi w gardle i gmatwały umysł w ostatnich tygodniach, stąd na blogu post (w tym innym tego słowa znaczeniu). Wreszcie przełknęłam i nie jestem pewna, czego się tak naprawdę doszukałam, a co chciał przekazać autor - spostrzegawczy, dowcipny, bezczelnie szczery i niepohamowanie wyzywający. Jeżeli tak inspirująca w swoim zagmatwaniu jest współczesna proza polska, to warto po nią częściej sięgać, a zwłaszcza po Karpowicza. Zapamiętam go sobie.
Bez opamiętania zaczytuję się w Wiśniewskim i chętnie wyzywam wyobraźnię z Andrzejami polskiej fantastyki (ostatnio Ziemiańskim, Pilipiukiem). Do Tokarczuk nie mogę się przekonać, po Szwaję sięgam sporadycznie, nawet nie śledzę z zapartym tchem, co ojczystego poczytne. Trochę wstyd, ale może się poprawię - na pierwszy ogień poszedł Ignacy Karpowicz.
Odwrotnie od początku, czyli pierwsze zdanie
Zaczynam książki od ostatniego zdania, bo dobre nic nie zdradza, wręcz momentalnie ulatuje, a w pełni rozsmakowane może być tylko po przeczytaniu całej powieści. O przedostatniej powieści Karpowicza było swojego czasu głośno tu i ówdzie, i dzięki którejś recenzji wpadło mi w oko pierwsze zdanie: "Autobus wolno stał w korku i niepoprawnym związku frazeologicznym."
Aha. Jak można zacząć książkę w ten sposób?! Wiedziałam, że czeka mnie coś niepowtarzalnego. Przy różnych okazjach cytowałam je niczego niespodziewającym się znajomym, którzy po chwili z politowaniem patrzyli na moją niejasną fascynację. Owe zdanie (niestety?) zapadło mi w pamięć do tego stopnia, że któregoś niewinnego ranka wpadło mi do głowy moje jego wytłumaczenie. Nie posiadałam się z radości. Może inni zrozumieli od razu, może nawet się nad tym nie zastanawiali, może autor miał zupełnie co innego na myśli… Przynajmniej wiem, że kiedyś do "Ości" wrócę, gdyż wysoce prawdopodobne, że za dużo przeoczyłam, rozkładając niewłaściwe (słowo)twory na części pierwsze, albo zwyczajnie za dużo wgapiałam się w (drobn)ostki.
Temat(,) treść
Bohaterowie "Ości" są przynajmniej tak barwni, jak tylna okładka albo grzbiet samej książki. Współcześni warszawiacy, 30-stoparolatkowie, niektórzy starsi. Żyją (przeważająco) w zgodzie ze sobą, oscylując między przynależnością do mniejszOŚCI, tudzież większości, w zależności od kryterium. Pomijając paraliżujące pierwsze zdanie, Karpowicz przedstawia ich na początku pierwszych rozdziałów kapitalnie, wyróżniając cechy takie jak imię, wiek etc., orientacja, a uzupełniając je o charakterystyczne odchylenia osobowościowe, liczbę lajków na Facebooku czy stosunek do ofiar Holocaustu (?! - tego nie rozgryzłam, podobnie jak Srebrenicy)… SkrajnOŚCI? A skąd.. Przecież Maja o swojej pracy tylko blogowała, ukrywając najpierw ten fakt, a później Franka przed mężem Szymonem (również), który z kolei przed Juli, zadbać chciał o to, żeby należący do Ninel - z domu Kuby? - kot Bury nie zdechł. Ninel pocieszenie znajduje jednak w ramionach Norberta, oddanego Kuanowi i jego rodzinie/podporządkowanemu Maksowi/Kim Lee, mimo, że jego żona… i Krzyś z kiedyś - gdyby tylko jego pedantyczny partner, Andrzej, wiedział… A wszystkiemu winne są klucze.
No, chyba nikogo nie pominęłam. Podejrzewam, że powyższa wyliczanka przeraża podobnie jak 'wprowadzenie' na tylnej okładce, które czytać odradzam - pomyliłam Brunona z Burym i Marię z Mają, co z kolei szybko zignorowałam, żeby wczytać się w treść. Pod przykrywką dziwnOŚCI, Karpowicz pisze o polskości - ich, swojej, naszej, współczesnej. Zderza PRLem i partiarchalizem z transgenederyzmem/feminizmem, plejadą indywidualności, nieścisłości i życiowej nieprzewidywalności. Przez pozornie proste dialogi, kwitowane dowcipną puenta albo ripostą rozdziawiającą usta ze zdumienia, rzuca czytelnikowi wyzwanie. Kim jest on/ona, kim ty? Widzi, kto patrzy? Czy wie, kto mówi? Chwile zrozumienia intencji autora pryskają jak bańka mydlana pod naporem górnolotnych dialogów z sensem ukrytym między słowami, których znaczenie warto sporadycznie skonfrontować ze słownikiem.
"Ości" to dla mnie parada postaci niepowtarzalnych, co absolutnie nie jest równoznaczne z ich wewnętrzną (zewnętrzną?) spójnością. Zwłaszcza, że bohaterowie połączeni są kombinacjami, które wyklarują się na końcu. Choć nie do końca. Wszystkie te wskazówki i drobnostki autora ja odebrałam jak szpilki, mozolnie wbijane w laleczkę voodoo, uosabiającą polskie społeczeństwo, podczas gdy sam autor jest jak wrażliwy, (współ)czujący, socjologizujący narrator. A to nie jedyna frajda, jaką autor funduje czytelnikom.
(Jak) Karpowicz pisze!
Nie mogłam się naczytać języka - powalającej polszczyzny Karpowicza. Zwykle zauważam własną fascynację językiem niemiecki, dlatego tym bardziej się cieszę wybitnym wydaniem mojego języka ojczystego w "Ościach". Jest nieprawdopodobny: precyzyjny jak chirurgiczny skalpel, tylko po to, żeby zaraz zmienić się w niechlujny żargon albo wybitnie irytujący szyk przestawny, co nie umożliwia, lecz unie-, swobodną lekturę. I chyba to mnie najbardziej zachwyciło. Zupełnie, jakby któreś zdanie z kolei samoistnie domagało się dogłębnej analizy, samoczynnej. Narzekałam, że utknęłam na "Ościach", ale reasumując, podkreślę własną czytelniczą niedogodnOŚĆ: nie zrozumiałam wszystkiego, a nawet nie jestem pewna prawdziwości tego wywnioskowanego. Ale jakiego trzeba kunsztu, żeby czytelnika do tego stopnia skołować.. Kto się odważy, polecam. U mnie ląduje w dziwnych i plasuje się w niezapomnianych ;)
+
- ponadprzeciętna polszczyzna - finezyjne frazy i rozbestwione języki,
- myślenie na najwyższych obrotach,
- spektrum poruszanych, skrajnych tematów i lawirowanie autora między nimi, czasem nawet z linijki na linijkę,
- niedosyt albo smak, w sensie: w razie przypadnięcia do gustu, chęć sięgnięcia po kolejną pozycję Karpowicza
- kobiety - wybuchowe, rozmemłane, niepewne, dominujące, histeryczne, ujmujące… jakie jesteśmy ;)
-
- po nitce do kłębka, albo: JAK można TAK uśmiercić kota?!,
- wymaga sporego skupienia, którego wynikiem niekoniecznie jest zrozumienie,
- niejasnOŚCi szeroko pojęte.
Komu polecam?
Nie polecam konserwatystom albo patriotom poprzedniego pokolenia. Nie wiem, ile mężczyzn by "Ości" zmęczyło, a ile kobiet pokonało. Polecam odważnym indywidualistom, z otwartym umysłem, dającym swojej wyobraźni pole do popisu, cierpliwym, spostrzegawczym, aż w końcu tolerancyjnym, choć w pełni świadomym własnych słabOŚCI.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz