“Obsesja” Katarzyna Berenika Miszczuk
Podobno nie ma ludzi normalnych, są tylko niezdiagnozowani… Główną bohaterkę powieści Miszczuk poznaje się bez wstępnych ceregieli dzięki konkretnej, kilkuelementowej diagnozie, i to zanim otworzy się książką. Chyba każdy z bohaterów ma jakieś odchyły, a żaden nie podaje w wątpliwość swojej normalności. Wydawałoby się, że w takim towarzystwie trudno się nudzić, jednak lektura “Obsesji” wprowadza w lekko otumaniający stan, jakby się było na prochach. I tym razem nie można odmówić autorce rzetelnego researchu i wszechstronności, ale jej powieści nie da się sklasyfikować jako trzymającego w napięciu thrillera. Nie stresuje, ani też specjalnie nie relaksuje, bo aż do końca nie wiadomo, czego się spodziewać. Za to finał rekompensuje kluczenie po ciemnych korytarzach ludzkiej psychiki.
Może przez ‘skażenie’ “Szeptuchą” mam zbyt wysokie oczekiwania w stosunku do młodej Miszczuk, dlatego tym razem postaram się krótko i konkretnie. Zwykle jestem skonfundowana, kiedy kończę książkę i nie wiem, co o niej myśleć. Szkoda, że “Obsesja” robi wrażenie ostatnimi 30 stronami, ale powiedzmy, że to dopiero początek nowej serii i może jednak… Tylko skąd we mnie tyle niepoprawnego optymizmu?
Joanna Skoczek jest rezydentką w jednym z warszawskich szpitali psychiatrycznych, młodą rozwódką, kociarą z kompleksami i tendencją do prowadzenia monologów ze swoim wewnętrznym ja. Z drugiej strony: jak tu nie zwariować przy takiej specjalizacji? Nie wspominając o tym, że to normalność jest niebezpieczna… Kiedy w szpitalnych piwnicach znalezione zostają zwłoki, zaczyna się odliczanie. Szybko wychodzi na jaw, że to nie pierwsze. Nikt nie łudzi się, że ostatnie. Wesoła kompania psychiatrów - z różnych powodów (nie tylko dosłownie) barwnych bohaterów - razem z resztą personelu prześciga się w plotkach i domysłach. I tak mija dzień za dniem, aż wreszcie nadchodzi punkt kulminacyjny, adrenalina czytelnika budzi się z letargu, a książka… kończy.
Lektura nie może być inna niż leniwa, jeśli główna bohaterka wiecznie lustruje otoczenie na przemian z własnym wnętrzem, najpierw myśli, później wątpi, albo chce i się rozmyśla. Nie, żeby coś było nie tak z kociarami, psiarami i innymi -ami! Joanna Skoczek zwyczajnie nie potrafi się zmotywować, żeby zabłysnąć. Może wpływa na to jej sytuacja życiowa, może charakter, jednak, przebywając z nią, można się poczuć jak w towarzystwie koleżanki z pracy, którą siłą rzeczy spotyka się każdego dnia, ani lubi, ani nie lubi, wymienia zdawkowe uwagi czy stara się o zwykłą ludzką uprzejmość, żeby nie zagęszczać atmosfery. A szkoda, bo motyw przewodni “Obsesji” powinien pochłonąć, przynajmniej mnie. (Nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna, i się z tego cieszę. Choć komentarze autorki dotyczące pewnego wzoru chyba powinny dać mi do myślenia, w końcu jest lekarzem. No ale dystans… dystans ;) )
“Obsesja” do mnie nie przemówiła… Żałuję, bo bardzo cienię Miszczuk za serię o szeptusze, uwielbiam ją i chciałabym więcej. Elementy thrillera czy kryminału nie pozwalają ulokować “Obsesji” do jednej szuflady. Nie byłoby mi to potrzebne, gdyby ta powieść przypadła mi do gustu. Coś nie chce mi się wierzyć, że autorka przeceniła swoje możliwości - zwłaszcza gdy przypomnę sobie sceny z “Szeptuchy” (i reszty), które podnosiły mi ciśnienie i zapierały dech. Gwoli konsensusu uznam, że w przypadku “Obsesji” ja nie kwalifikuję się to grupy docelowych odbiorców. Podobno Miszczuk pisze kontynuację (pt. “Psychoza”), ale nie wiem, czy tu się znajdzie. Zapewne zadziałam kompulsywnie… Przepraszam, impulsywnie!
+
- dedykacja,
- gonitwa myśli i gadanie do siebie (skąd ja to znam…),
- potok pytań i precyzja odpowiedzi,
- medyk sądowy,
- rozwiązanie zagadki (tak, znowu się nie domyśliłam……),
-
- pierwsze 100 stron… wow 30 stron przed końcem to trochę za mało,
- narzekanie i niezadowolenia, nawet pół żartem, to jednak dużo jak na pierwszy kontakt z głównym bohaterem,
- szpital jak z koszmarów PRLu,
- “Pewnie mielibyśmy fajne dzieci.”, czyli taksowanie, ocenianie i tak bzdurne babskie myśli, że można się wstydzić przynależności do tej samej płci.
Komu polecam?
Myślę, że główną bohaterkę “Obsesji” przygarną do czytelniczego serca przynajmniej kociary, na pewno też początkujący psychiatrzy i gentlemani, którzy mają słabość do kobiet o gołębim sercu. Nie polecam odbiorcom niecierpliwym, szukających dominujących charakterów albo - kolokwialnie i obrazowo, jednak tu trafnie - babek z jajami, odchyłów psychicznych o zwielokrotnionej sile rażenia czy akcji, która wciąga do samego końca.
A może też...
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz