“Ostatnie królestwo” Bernard Cornwell
Brytyjski powieściopisarz Cornwell potrafi w wieki ciemne wnieść o wiele więcej światłości, niż ówcześnie dawały wikińskie ogniska. Inspirowane udokumentowanymi faktami historycznymi “Ostatnie królestwo”* to zaledwie wprowadzenie do monumentalnej sagi “Wojny wikingów”. Już w pierwszym tomie wiedza i wyobraźnia autora porywają w wir walki, paradoksy przeznaczenia i świat, którego stary porządek zostaje zburzony. Relacja głównego bohatera jest tak wiarygodna, że czytelnik mimowolnie przenosi się w czasie i chłonie wydarzenia, jakby rozgrywały się na jego oczach. Gdyby z taką pasją uczono nas historii, wynieślibyśmy z niej znacznie więcej niż niewyraźnie wspomnienia…
Niebywałe, jak łatwo wsiąknąć w “Wojny wikingów”, nawet jeśli nie posiada się dogłębnej wiedzy na temat przedstawionego okresu, ani nigdy szczególnie się nim nie interesowało. Początkowe obawy wywołane obcymi nazwami, miejscami i obyczajami rozwiewają się nie wiadomo kiedy. Cornwell pisze tak prawdziwie, że wierzy się w każde jego słowo, mimo że od razu wiadomo, jak bezcenne w świece jego bohaterów jest zaufanie. W “Ostatnim królestwie” nie ma śladu wszechwiedzy czy wyniosłości, cechującej niekiedy autorów powieści historycznych. Z każdej karty przemawia pasjonat, którego pragnie się słuchać.
“Przeznaczenie jest wszystkim.”
Wychowany w Northumbrii Uhtred zostaje pojmany przez Duńczyków pustoszących angielskie królestwa. Chłopiec, nieświadomy zmian, jakich przyjdzie mu być świadkiem, uczy żyć się wsród obcych, z czasem zyskując ich przychylność, a nawet sympatię. Czy któregoś dnia poczuje się prawdziwym Duńczykiem, zapominając o swoich korzeniach? Przeznaczenie ma co do niego własne plany, które nie raz wywrócą jego życie do góry nogami i wymagać będą decyzji, pozostawiających przynajmniej wątpliwości. To wewnętrzne rozdarcie, obok nieokiełznanego temperamentu, czyni zachowania Uhtreda jeszcze bardziej nieprzewidywalnymi, co z kolei stanowi wartościowy dodatek do lektury.
“Ostatnie królestwo” to opowieść Uhterda sięgająca czasów, kiedy był dziesięcioletnim chłopcem. Liczne wtrącenia pozwalają snuć domysły na temat jego wojowniczej przyszłości, nie zdradzają jednak żadnych szczegółów, które mogłyby zaburzyć absorbującą lekturę. Wydarzenia historyczne kształtujące ówczesną Anglię, w których bohater bierze bezpośredni udział, przeplatane są notorycznymi przejawami wiary w siły wyższe, a przede wszystkim przeznaczenie. Rodowity Anglik z duńską duszą skazany jest na walki nawet z samym sobą. Niekończące się i nigdy niesatysfakcjonujące do końca wybory skłaniają czytelnika do zastanowienia się nad tym, co on zrobiłyby na miejscu Uhtreda. Brzmi banalnie, ale w pewnym momencie niespodziewanie zaczyna ciążyć, zwłaszcza gdy odbiorca postąpiłby inaczej. Trudno to będzie zrozumieć komuś, kto nie był w podobnej sytuacji. Choć nie trzeba akceptować wyborów Uhtreda, żeby stać się jego wiernym towarzyszem i obserwatorem z oczami dookoła głowy.
Opierzenie
Bernard Cornwell potrafi zainteresować tematem swoich powieści jak mało kto. Wpływa na to dokładna, obrazowa relacja, będąca - obok niewątpliwego talentu literackiego - wynikiem wnikliwych studiów źródeł historycznych. Przedmowa autora o nazwach geograficznych zachwiała wprawdzie moją wiarą we własne zdolności poznawcze, szybko jednak o niej zapomniałam. Podczas lektury do mapy wraca się sporadycznie, bo Cornwell prowadzi czytelnika tak, żeby ten nie stracił wątku. Choć z pojawieniem się imion na Aethel- poprzeczka zostaje podniesiona…
Mimo że autor, jak sam przyznaje, przystroił fakty historyczne w piórka, pozostał wierny autentycznym wydarzeniom na tyle, na ile to było możliwe. Notę historyczną, zwieńczającą “Ostatnie królestwo”, nie dość, że czyta się z taką samą uwaga jak powieść, to jeszcze bierze się do serca - podziwiając serce, jakie Cornwell ma dla swojego kraju. Ciekawe, jaki los zwojują sobie “Wojny wikingów” po tak nieprawdopodobnie absorbującym początku.
+
- narracja i malowniczy, obrazotwórczy język,
- obeznanie, które pozwala autorowi wciągnąć czytelnika w wikińskie wojny, a nawet skłonić do opowiedzenia za którąś ze stron, choćby tylko w duszy,
- Ragnar, Rafn, Brida i masa innych postaci, pozostawiająca po sobie wyraźne wrażenie,
- religijne konfrontacje, czyli jeden Bóg kontra banda Odyna, momentami nawet zabawne,
- dla mnie osobiście: 3/5 książki, bo ja bym poszła inną drogą…
-
- trzeba się oswoić z trudnymi imionami i nazwami,
- rozprute brzuchy, wylewające się flaki, krew, zgliszcza - choć muszę przyznać, że “Ostatnie królestwo” wcale nie jest tak bestialskie/brutalne, jak można by się obawiać,
- Kłusujący w Ogniu,
- żonglowanie zaufaniem i noże w plecy.
Komu polecam?
Po powieści historyczne sięgam okazjonalnie, jednak “Ostatnie królestwo” na pewno polecam komuś, kto czyha na wyprawę w inny czas/świat, pozostawiającą po sobie wyjątkowe wrażenia. Fani seriali “Wikingowie” czy “Gra o tron” nie muszą się zastanawiać nad sięgnięciem po tę sagę, jednak - uzupełniając opinię Martina o niepowtarzalnych scenach batalistycznych - polecam Cornwella również jako twórcę wyrazistych, nieprzewidywalnych, charakternych, ale też rozdartych wewnętrznie postaci. Nie polecam tym, którzy zbyt pochopnie podejmują decyzje i łatwo oceniają, co jest białe, a co czarne. Ja w odniesieniu do głównego bohatera dalej nie wiem… Niecierpliwi nie powinni zaczynać “Wojen wikingów”, jeśli nie zamierzają walczyć do samego końca.
*Dziękuję za tą wspaniałą wyprawę, Wydawnictwo Otwarte!
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz