“Ta, która musi umrzeć” David Lagercrantz
Nadszedł czas na wielki finał dla tych, którzy kilka lat temu czy to z ciekawości, czy z innych pobudek dali Lagercrantzowi szansę. Szósta część Millennium zatacza koło, dopełniając historię o zatajony wątek sprzed lat, matactwa wywiadów i błędy wysoko postawionych. Zanim jednak cała prawda zostanie opowiedziana, przychodzi się zmierzyć z Blomkvistem pozbawionym werwy i Salander pałającą żądzą zemsty. Początek, który nie porywa, i bohaterowie, których się nie czuje, to chyba oznaki, że jednak nie tak miało być… A tyle było krzyku.
Rzadko się zdarza, że ktoś zupełnie niezwiązany z autorem dokańcza jego dzieło. Kontynuacja trylogii Millennium po przykrych perturbacjach, nad którymi lepiej się nie rozdrabniać, trafiła pod pióro Davida Lagercrantza. O ile “Co nas nie zabije” mogło niektórym dać nadzieję, że historia Blomkvista i Salander nie umarła wraz ze Stiegiem Larssonem, to “Mężczyzna, który gonił swój cień” zaczęła ją rozwiewać. Fakt, skończyła się mocnym akcentem, którego potencjał nowy autor mógł wykorzystać w “Ta, która musi umrzeć”, ale czy stanął na wysokości zadania…?
Upiory przeszłości
Przepracowany Blomkvist nie wie, gdzie się podziać ani co pisać. Jeszcze niedawno pochłaniający go temat fabryk trolli w Rosji spłonął na panewce. Myśli kontrowersyjnego dziennikarza o wiele częściej zaprząta Lisbeth Salander niż demaskowanie władz i pisanie prawdy. Salander z kolei czai się na swojego ostatniego, odwiecznego wroga, za nic mając sobie wydarzenia wokół. Denat nieznanego pochodzenia, znaleziony w centrum Sztokholmu, ma znowu połączyć tych dwoje. Zanim ostatnie tajemnice ujrzą światło dzienne, napracują się nie tylko oni, ale przede wszystkim czytelnicy.
Postacie, które dzięki Larssonowi zapisały się w świecie tworów literackich, w ostatniej książce Lagercrantza wyblakły. Zupełnie jakby autorowi zabrakło motywacji i to się na nich odcisnęło. “Ta, która musi umrzeć” kluczy od samego początku. Trudno z przedstawianych bez pośpiechu fragmentów wyłapać, w którą stronę podąża akcja. Co rozdział dodawane są nowe rewelacje, ale nie robią one specjalnego wrażenia, raczej powodują wahanie. W końcu tempo przyśpiesza, ale fabuła nie wciąga. Blomkvist w pewnym momencie trafnie porównuje swoje działania do dokładnego oglądania każdego kawałka układanki. Ale czy coś w nich widzi? Finał rozwiewa wszelkie wątpliwości - już po wszystkim.
Nie to samo
Często słyszałam, że ‘prawdziwe Millennium’ to trylogia. Wiele osób nawet nie sięgało po kontynuację Lagercrantza. Ja się oczywiście uparłam i koniecznie chciałam wiedzieć, jak to się wszystko skończy. Dałam szansę i nie żałuję, ale nie polecam. W czwartej części jeszcze dostrzegłam starania i zaangażowanie, ale później było już tylko gorzej. Może to kwestia presji, pod którą pracował David Lagercrantz, a może leży to w samej powieści, która umarła tragicznie wraz z jej twórcą?
Nie chce oceniać niczyich wyborów. Czuję się dość zawiedziona. Nie mogłam czytać “Ta, która musi umrzeć” od razu, ale jak tylko przysiadłam, przeczytałam - raczej z osobistej zaciętości niż zawartości książki. Historia sprzed lat, która chyba miała urozmaicić tę główną, zmierzającą do nieuchronnego końca, opowiedziana została tak powierzchownie, że nie wywarła na mnie wrażenia. Ciężko mi też było zrozumieć jej znaczenie dla głównego wątku. Choć na obronę Lagercrantza przyznam, że koniec nie był aż tak kiepski, jak się obawiałam po marazmie początku. Doceniam jego starania, ale jeśli kiedyś wrócę do Millennium, to tylko do tego ‘prawdziwego’.
- starzy znajomi, wierni swojej etyce zawodowej,
- rozliczenie się z przeszłością i przyznanie do błędów - nawet tych nie do naprawienia,
- “powściągliwy sadyzm”, ależ trafne określenie!
- fakt, że Lagercrantz, podjąwszy się tego zadania, mimo krytyki, kontrowersji i ostrzału medialnego opowiedział swoją wersję tej historii do końca.
- niemrawy początek i przygaszeni bohaterowie, którzy powinni pałać emocjami, nawet skrywanymi,
- niby coś się dzieje, ale powieść (za) długo nie rusza do przodu,
- miała być wielka sprawa, a skończyło się niejasnym celem,
- historia o żelazku, podwójna,
- niewinni, którzy zapłacili za nieswoje błędy,
- źli, zaślepieni i skłonni do wszystkiego sadyści.
Komu polecam?
Ostatnią część kontynuacji Millennium Lagercrantza polecam tylko takim niepoprawnym niecierpliwcom jak ja - którzy chcą wiedzieć, jaki jest alternatywny koniec. Nie polecam jednak wszystkim innym, zwłaszcza jeśli Millennium nie znają jeszcze wcale. Na uwagę zasługuje trylogia Larssona (“Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, “Dziewczyna, która igrała z ogniem”, “Zamek z piasku, który runął”), która jest mroczniejsza, ale mocniejsza, bardziej dynamiczna, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach i pozostawiająca wrażenia, o których chce się dyskutować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz