“33 razy, mój kochany” Nicolas Barreau
Nie każda historia musi być wiarygodna, żeby przemówić do czytelnika, jednak świat w niej przedstawiony powinien być na tyle spójny, żeby został zaakceptowany. Barreau wymyślił sposób na (po)godzenie się ze śmiercią, tyle że zawieszony gdzieś między życzeniem a rzeczywistością. Pomysł sam w sobie niezły, warsztat w porządku, ale całość może nie spełnić oczekiwań, jeśli emocje towarzyszące lekturze będą milczeć jak grób.
“33 razy, mój kochany” do mnie nie dotarła, nie poruszyła żadnej struny i nie spełniła oczekiwań. Liczyłam na magiczną powieść w stylu tych spod pióra Ahern, a dostałam coś, co kazało mi czekać, aż zdarzy się to, co zapowiedziano w blurbie. Nie tak miało być.
Listy i znaki
33 lata to nie czas na umieranie. Nawet jeśli śmierć poprzedza choroba, nie można się na nią nastawić. Główny bohater i jego czteroletni syn muszą sobie z tym poradzić. Ten pierwszy, pisarz, utracił wraz z żoną chęć do życia i wenę, ten drugi radzi sobie lepiej. Ich towarzystwo, zamiast wzbudzać w czytelniku współczucie, przenosi go w stan zawieszenia i oczekiwania na bliżej nieokreślone. Nie zmieniają tego listy, które - pisane do zmarłej - powinny zakłuć nie raz. Nadziei na to, że wreszcie coś się wydarzy, nie dają nawet znaki, których pojawianie się nie roztacza takiego czaru, jaki autor zapewne chciał rzucić.
Nad książkami, które nie wywarły na mnie wrażenia, postanowiłam się nie rozwodzić. Powieść “33 razy, mój kochany” miała mieć w sobie małe, piękne rzeczy, które pomagają patrzeć w przyszłość i dają nadzieję na lepsze. Nie miała, choć serca z kamienia nie mam. Nadinterpretacja ewidentnych “znaków” była oderwana od rzeczywistości, a rozwój wypadków tak ewidentny, że nawet nie miałam frajdy z przejrzenia zamiarów autora. Szkoda, bo tę powieść dostałam w prezencie, tak jak chciałam. Nauczyłam mnie co najwyżej, żeby uważać, czego sobie życzę.
- język,
- męska przyjaźń i rezolutny czterolatek,
- noworoczne konkretyzowanie radości,
- spojler w blurbie,
- rozdrapywanie ran,
- nadinterpretacje i brak miejsca dla wyobraźni, a co najgorsze - dla uczuć,
- początek epilogu - zabieg zrozumiały, ale chybiony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz