“Mala M.” Paulina Świst, Lilka Płonka
Duetów Świst sparowała już wiele, ale ten rozkłada dotychczasowe na łopatki. Przy współudziale przyjaciółki, pisząca pod pseudonimem prawniczka popełniła jedną z najlepszych książek: bezczelnie bezpośrednią, niezobowiązująco zabawną, doprawioną pikanterią i przestępczością zorganizowaną. Główna bohaterka jak nie daje ciała, to coś chlapnie, dzięki czemu sytuacje z jej udziałem zyskują zamierzenie wyskokowy charakter. Reasumując: dream team i drama queen – rewelacja!
O czym jest “Mala M.”?
Jeśli istnieje damski odpowiednik Piotrusia Pana z urokiem osobistym Czarodziejki z Księżyca, to Mala może mieć z nim wiele wspólnego. Lekkoduszna trzydziestoparolatka w krótkim odstępie czasu poznaje o jednego faceta za dużo. Zanim wybierze między bogiem seksu a panem idealnym, nieźle namiesza się w życiu jej i jej najlepszej przyjaciółki. A to dopiero początek! "Mala M." jest o babskich słabościach i męskich ego, urwanych filmach i powracających wspomnieniach, myśleniu po fakcie i planach całkiem serio tak dalekosiężnych, że strach się bać. Lilka Płonka z "Sitwy", na której wątek niecierpliwie czekały fanki pornosensacji Świst, występuje tym razem w roli autorki. Bez względu na to, która co napisała, musiały bawić się przednio. I niech się bawią.
Dlaczego ta książka?
Co rusz wybuchałam śmiechem przy serii prokuratorskiej ("Prokurator", "Komisarz" i "Podejrzany") i choć następne książki Świst już tak mnie nie rozkładały, to na tą skusiłam się po przerwie – i podobało mi się!
W moim guście
Albo i nie (dla mnie)
Kto nie przeklina, niech pierwszy rzuci kamieniem, jednak momentami Mala dowalała tak, że aż mi za nią było głupio. Wznosiła wulgaryzm na wyżyny znajdujące się już poza moim zasięgiem, ale dramatów nie było, bo wyszłam z tego bez szwanku.
Komu polecam?
"Malę M." polecam czytać na leżąco – ze śmiechu albo żeby wspomóc wyobraźnię. Fani Lilki będą zachwyceni, widząc ją po drugiej stronie. Jak ktoś lubi dziarskie dialogi i latające wokół rykoszety, będzie czerpał radość z szeroko pojętych meandrów żywota Mali. Nie polecam tym, którzy szukają starej gwardii z pierwszych książek, bo coś mi się zdaje, że ta powieść otwiera nowy rozdział w rozrywce serwowanej przez Świst. Poczekamy, zobaczymy, choć ja już się cieszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz