“Zaginiona córka” Gill Paul
Powieść, w której autorka daje drugą szansę kolejnej wielkiej księżnej, Marii: zupełnie, jakby Gill Paul nie mogła się pogodzić z rzezią Romanowów, jakby ich historia odcisnęła na niej takie piętno, że w wyobraźni rozgrywa jej wersje alternatywne, z których dwie już przelała na papier. "Zaginiona córka" obejmuje niewiele ponad pół XX w., w tym jeden z najmroczniejszych okresów w historii Rosji. Czytelnik wsiąka w fakty zespojone z fikcją, męczące myśli i pozwalające złapać oddech dopiero, kiedy historia zatacza koło. Książka gorzka, ale warta przełknięcia.
O czym jest “Zaginiona córka”?
Dlaczego ta książka?
Podzielam fascynację Gill Paul ostatnią carską rodziną. Nie dość, że w swoich powieściach przemyca wiele faktów historycznych, to jeszcze chętnie dzieli się bibliografią. Coś czuję, że Paul może stać się dla mnie przewodniczką po przeszłości, za którą pójdę wszędzie.
W moim guście
Gill Paul opisuje minione czasy, jakby miała je przed oczami (co mimowolnie przypomina mi wielkie powieści Falconesa). Dowodzi to fascynacji i obeznania w temacie, którym autorka potrafi zarazić. Uważam to za sztukę, zwłaszcza gdy pisze o czasach Wielkiego Terroru, oblężeniu Leningradu czy zwykłej codzienności w stalinowskiej Rosji. Doceniam wartość historyczną opisywanych wydarzeń, choć wiele fragmentów ciężko mi było przełknąć, popadałam w melancholię albo się wzruszałam. Podobają mi się jednak powieści, które muszę doczytać do końca – mimo wszystko. Paul umie podsycać zainteresowanie czytelnika i doskonale wie, kiedy zdradzić który sekret. Kiedy połączyła oba wątki "Zaginionej siostry" zrobiło mi się lżej, choć to nie tajemnica, że nie wszystko mogło skończyć się dobrze. Dużo w powieściach Paul historii, ale chyba więcej życia. I za to też je cenię.
Albo i nie (dla mnie)
W przeciwieństwie do "Sekretu Tatiany", smutek, żal, gorycz, strach i cała masa przykrych emocji i stanów ducha wręcz wylewa się z "Zaginionej siostry". Nie byłam na to gotowa. Staram się nie czytać o strasznych rzeczach, bo potem długo je przeżywam i widzę przed oczami, mimo że prawda historyczna nie jest mi obca. A fragmenty o patologicznej przemocy rodzinnej były dla mnie poniżej pasa, nadal się wzdrygam na samą myśl.
Komu polecam?
Nie polecam "Zaginionej córki" wszystkim właśnie z powodu natłoku nieszczęść i niesprawiedliwości; horroru, napięcia i niepewności, udzielającego się podczas lektury braku nadziei. Myślę, że dobrze wiedzieć, po co się sięga, żeby odpowiednio się nastroić. Powieść polecam jednak miłośnikom historii, którzy chętnie przemierzają zakamarki przeszłości w towarzystwie fikcji, lubią łączyć fakty i kluczyć między wątkami, aż odnajdą światełko w tunelu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz