“Srebrna łyżeczka” Magdalena Witkiewicz
Poczytna Witkiewicz wie, jak zarzucić przynętę na czytelniczki płci pięknej: niejednoznaczny list, miłość życia, tajemnice z przeszłości i cała masa skorupek, które aż proszą się o złożenie w spójną całość. Wcale nie trzeba być wielbicielką literatury kobiecej, żeby dać się wciągnąć... "Srebrna łyżeczka" jest jak film, który ogląda się jednym okiem, a jednak do końca. Powieść przede wszystkim wygładza (życio)rysy, dając nadzieję na lepsze jutro, a to raczej nikomu nie zaszkodzi.
O czym jest “Srebrna łyżeczka"?
Główni bohaterowie na dwa głosy opowiadają historię swojej miłości, która wielokrotnie zaskakiwała ich samych. Pretekstem do powrotu do przeszłości staje się list od nieznajomej – nic konkretnego, a powoli wytrąca Lidię z równowagi, zaburza jej uporządkowaną rutynę i każe rozmyślać o rzeczach dawno odłożonych do lamusa pamięci. Autorka umiejętnie prowadzi narrację, a nostalgiczny nastrój udziela się czytelnikowi. Kiedy niewiadome się wyjaśniają, pozostawiają kojące uczucie, że wszystko zostało powiedziane.
Dlaczego ta książka?
W moim guście
Na powieści z listem pojawiającym się nie wiadomo dlaczego i od kogo, zapowiadającym dokopywanie się drugiego dna i obiecującym wciągającą opowieść, daję się skusić. Czasem potrzebuję tych wszystkich 'babskich' tajemnic, gdybań, niedopowiedzeń, poplątań losu, przypadków czy wielkich finałów. Znalazłam to w "Srebrnej łyżeczce", razem z pewnymi starszymi paniami, które otuliły moje serce o wiele bardziej niż główni bohaterowie. Podobały mi się historie w historii, zmiany perspektywy i doszlifowanie wszystkiego. Jeżeli chodzi o opowieść, nie czuję niedosytu ani oburzenia, jak to bywało w przypadku "Jeszcze się kiedyś spotkamy" albo "Cześć, co słychać". "Srebrna łyżeczka" podobała mi się najbardziej z książek Witkiewicz, które dotychczas stanęły na mojej drodze.
Albo i nie (dla mnie)
Czytało się dobrze, nie rozczarowałam się, a jednak czegoś mi brakowało. Wolę powieści wzbudzające w czytelniku burze emocji albo takie, które poniekąd zmuszają do opowiadania się po którejś ze stron. Tu nie zależało mi na postaciach, po prostu poznawałam ich historię – ze stabilnym pulsem. Powieść poprawna, ale nie porywająca. Choć mogło być gorzej, więc koniec narzekania.
Komu polecam?
"Srebrna łyżeczka" spodoba się tym, w których życiach starsi ludzie zajmują szczególne miejsce. Witkiewicz w wątku pobocznym obrazuje aż niewiarygodnie piękną relację, i wcale nie pozbawioną realizmu! Fankom wielkich miłości pewnie nie muszę tej pisarki polecać. Nie polecam za to tym, którzy chcą czuć motyle w brzuchu i przyśpieszone tętno podczas lektury.
Jaka piękna, ciepła recenzja! Najbardziej zatrzymałam się chyba przy wspomnieniu relacji ze starszymi ludźmi, bo zdecydowanie najcieplejsza relacja jaką mam jest z moją Babcią. To od niej uczę się cierpliwości, pogody ducha, patrzenia na życie jak na dar. Podobało mi się jak ujęłaś w tej recenzji wiele form miłości i jej przejawów. Sam tytuł książki też wydaje mi się jakiś symboliczny jakby mówił o czymś cennym i delikatnym. Bardzo ładnie napisane, z ciepełkiem w serduchu.
OdpowiedzUsuńMam to samo z moją Babcią! Choć o tej relacji jest więcej w "Jeszcze się kiedyś spotkamy"... Cieszę się, że przemyciłam trochę ciepełka, bo chyba faktycznie te poboczne wątki bardziej mnie ujęły niż ten główny. Ciekawe, co powiesz, jak trafisz na którąś z tych dwóch powieści. Dziękuję za doping <3
Usuń