"Bogini tańca" Ewa Stachniak
Arcyciekawa powieść biograficzna o baletmistrzyni, którą kojarzą chyba tylko prawdziwi pasjonaci baletu. Stachniak otwiera przed czytelnikami świat fenomenalnych tancerzy, żyjących w iście "ciekawych czasach". Pasja i ciężka praca, wyznaczająca ścieżki życia Niżyńskich, osiąga apogeum w drugim pokoleniu, gdy główna bohaterka od swych pierwszych kroków próbuje dorównać bratu geniuszowi. Nikt się nie spodziewa, że dzięki temu któregoś dnia balet zostanie wyrwany z okowów. A czytelnik śledzi tę rewolucję z wyostrzonymi zmysłami.
Choreografia faktów i fikcji autorstwa Ewy Stachniak - rodowitej wrocławianki, która od dekad mieszka i tworzy w Kanadzie - oddaje hołd tytułowej "Bogini tańca", Bronisławie Niżyńskiej. Jeśli ktoś chce wniknąć w prawdziwy świat baletu, to tędy. Od schyłku świetności caratu po pierwsze oznaki zbliżającej się II wojny światowej: autorka nie odstępuje swojej bohaterki na krok. Zanim przepadnie się w historii Broni, uderza intensywność wrażeń, jakie na Stachniak wywarły memuary Niżyńskiej. Ze wstępu jak z mgły wyłania się obraz kobiety, którą pragnie się poznać. Ta namiastka, którą tajemnicza postać o sobie zdradza, jest zaledwie przedsmakiem. Wątpię, że ktokolwiek, kto nigdy o Niżyńskiej nie słyszał - w przeciwieństwie do Krzesińskiej czy Pawłowej - jest w stanie sobie wyobrazić, jak potoczyło się jej życie.
Kupiłam tę książkę, bo zwabiła mnie okładka, a utwierdził w wyborze opis. Kurzyła się na półce od lat i pomyślałam, że jak nie przeczytam jej po poprzedniej lekturze, to nie wiem, kiedy znów będę na tanecznych skrzydłach. "Bogini tańca" okazała się jedną z tych książek, której nie chce się kończyć, choćby czasami miało się wrażenie, że to niekończąca się opowieść. Chciałam tańca, a dostałam świat, o jakim nie śniłam: od wnętrza, ze środka sceny, sprzed lustra i z myśli uchwyconych, przelanych na papier, pozostawionych pokoleniom. Piękna powieść o kobiecie godnej podziwu. Przepadłam w świecie Broni i żałuję, że nie mogę po prostu pójść, kupić biletu na przedstawienie reżyserowane przez La Nijinską, które ona sama obejrzy zza kulis.
Nawet jeśli latami, ba, dekadami była tą drugą - La Nijinska jest jedna, choć nie dostrzegłam w niej typu, który stawia siebie na pierwszym miejscu. Cieszę się, że poznałam ją przynajmniej w ten sposób, i może nawet troszkę zazdroszczę tym, którzy lekturę powieści Ewy Stachniak mają dopiero przed sobą. Dużo tańca, ale też przede wszystkim życia, smutków, nieszczęść, nieporozumień, próbowania od nowa, trzymania się razem i małych radości, chowanych głęboko w środku. Piękna, poruszająca powieść, doprawdy polecam.
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz