“Święto ognia” Jakub Małecki
Kolejna powieść Małeckiego, którą można pochłonąć w jeden wieczór. Pytanie tylko, czy się tego chce? Z jednej strony wchłania czytelnika, totalnie wyrywając go światu wokół, z drugiej – na każdym kroku rozbraja refleksjami domagającymi się oswojenia. Autor opowiada o grubych warstwach i głębokich przekonaniach, zwykłym rzeczom nadając niezwykłości. Niby trzema głosami, a jednak tak przejmująco 'po swojemu' jak tylko on potrafi. Piękna powieść pokazująca, jak patrzeć, żeby dostrzec.
O czym jest “Święto ognia”?
Książka opowiada o rodzinie, która 'żyje dalej', ale jakby na trzech osobnych wyspach – trzech rzeczywistości i wyobraźni. Ojciec wiecznie rozpamiętujący to, o czym nie mów się głośno, żyjący przeszłością. Primabalerina od lat trzymająca się ścisłych reguł katorżniczej pracy, mającej dać jej wyśnione spełnienie. Aż w końcu niepoprawnie wręcz optymistyczna Nastka, której nastawienie do świata zawstydzi niejednego. Choć może nie tylko bohaterowie "Święta ognia", może każdy ma swoją krainę, z której istnienia nikt inny nie zdaje sobie sprawy? Jakub Małecki uderza w przejmujące tony, trąca czułe struny, a potem porzuca i można się zapaść we własnych myślach. I dlatego jest tak wybitny.
Dlaczego ta książka?
Pierwsza powieść Małeckiego, którą przeczytałam, przeszyła mnie na wskroś, i od tamtego czasu ufam mu w ciemno.
W moim guście
Za każdym razem zachwyca mnie, jak przejmująco potrafi pisać ten autor. Gdyby ktoś mnie spytał, o czym jest jego książka, to w pierwszej kolejności mam ochotę powiedzieć, co robi z człowiekiem. Tylko po co to opisywać? Książki Małeckiego trzeba przeżywać całym sobą i wszystkimi swoimi historiami, a zwłaszcza tymi nieopowiedzianymi, z intymnej wręcz krainy. Podobało mi się wszystko, choć jak zwykle za krótko, często (uzasadnienie) smutno, przeszywająco i obezwładniająco. Proza Małeckiego to wyzwanie dla duszy, wręcz narkotyczne, bo ledwo jakaś nowa powieść pojawi się na horyzoncie (gra słów zupełnie przypadkowa!), musi się ją mieć, chce smakować, a równocześnie zwlekać z przeczytaniem, żeby mieć przed sobą jak najdłużej. Dla takich książek się żyje – ja żyję.
Albo i nie (dla mnie)
Nic na nie. Wracam do czekania na następną, i za jakiś czas sięgnę po którąś ze stosu hańby, choć Małeckiego wydzielam sobie celowo.
Komu polecam?
To jedna z niewielu książek, które poleciłabym wszystkim – egoistycznie, bo głównie z mojej miłości do literatury, którą dzięki tej pozycji mieliby szansę zrozumieć. A może sami by przepadli? Małecki ma bezkresny talent do wzbogacania wnętrza czytelnika i takich uwrażliwiających przeżyć, jakie niosą ze sobą jego powieści, warto doświadczyć na własnej duszy. Nie polecam może tylko, jeśli ktoś preferuje podrasowane wersje rzeczywistości od tych prawdziwie pięknych, niedostrzegalnych na pierwszy rzut oka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz