"Książę Mgły", "Pałac Północy", "Światła września" – "Trylogia mgły" Carlos Ruiz Zafón
Pierwsze trzy powieści jednego z arcymistrzów współczesnej literatury, zmarłego niespodziewanie w 2020 roku Carlosa Ruiza Zafóna, spełniają jego życzenie, trafiając do odbiorców wykraczających poza krąg młodzieżowy. Przesycone fascynującą, jednocześnie przerażającą magią, niedopowiedzeniami, zamglonymi tajemnicami i niespotykanie skomplikowanymi układankami ludzkich losów, zaklinają miejsce i czas, a w końcu i czytelnika. Niezwykłości powieści Zafóna nie sposób opisać – ją trzeba przeżyć.
"Książę Mgły" dobry jest na początek, doskonale kumuluje w sobie aurę wszystkich powieści Zafóna. Czytelnik stopniowo zapuszcza się w labirynt, w którym w końcu się gubi. Nie musi płacić ceny podobnej do tej, co główne postacie, ale z pełną świadomością musi się oddać w ręce autora. Prozę Carlosa Ruiza Zafóna trudno przejrzeć, choć pojedyncze wątki można połączyć. Całość, zapewne w większym stopniu dzięki elementom magicznym, jest jedną wielką niewiadomą, w którą brnie się jak zaczarowany. Pierwsza z powieści wydała mi się strasznie smutna, choć od początku wiedziałam, że szczęście i fajerwerki to nie tu.
Jeśli mam oceniać historię, bohaterów i akcję, to najbardziej podobał mi się "Pałac Północy". Kogo nie pociągają tajne stowarzyszenia i budowle zabezpieczone przed niepowołanymi? Historie angażujące pokolenia? Wydarzenia, które nie są całkiem realne, ale zupełnie magiczne przecież też nie? I tak pierwsza, czysta, prawdziwa przyjaźń – pakt oparty na bezwzględnym wspieraniu się i dzieleniu wiedzą. Czyż to nie piękne? Niech pierwszy rzuci kamień, kto w młodości nie knuł z bratnią duszą, nie wymyślał niestworzonych historii, alfabetu, nie snuł planów opartych o otwartość nieskalanego dziecięcego serca... Ujęli mnie młodzi bohaterowie, przepadłam w matni historii, i pierwsza łza wzruszenia zakręciła mi się w oku. Ostatnie wzruszenie zafundowały mi "Światła września" – nie tyle historią (choć jestem wrażliwa na ludzi piszących listy), co uświadomieniem, że to naprawdę ostatnie, co przeczytałam spod pióra Zafóna. Drzwi Cmentarza Zaginionych Książek pozostaną tylko uchylone. Nie pojawi się już żadna powieść, w której mgła walczy z cieniem o pierwszeństwo w przerażeniu niczego nieświadomych bohaterów, pragnących tylko wiedzieć więcej, niż im się pozwala, czy doświadczyć bardziej, niż mają możliwość. Nie będzie więcej aniołów stróżów, nie pojawi się przypadkowo Andreas Corelli. Zły los dopadł twórcę tych historii...
Jako dorosła doceniam "Trylogię mgły", ale jako nastolatka czułabym się teraz chyba jeszcze bardziej rozbita. I nie chodzi o to, że w życiu nie wszystko układa się po naszej myśli. Raczej o to, żeby samemu zdecydować, do których marzeń dążyć, a z których zrezygnować. Tym razem Carlos Ruiz Zafón zaklął dla mnie czas, cofnął go i na chwilę zatrzymał. Pozostaje pamiętać przeżycia i wracać do tego bogactwa literackiego, jakie nam pozostawił.
A może też…
Lubię tego autora i tą serię.
OdpowiedzUsuń