"Syreny" Joseph Knox
fot. Wydawnictwo Otwarte |
Już po przerzuceniu pierwszych stron widać, że Knoxa kręcą kryminały, intryguje mrok półświatka i pociąga blask bogactwa. W świat tytułowych "Syren" autor rzuca młodego detektywa, który już zdążył przegrać życie zawodowe. Bohater bez reszty zatraca się w świecie Franczyzy, gdzie grube pieniądze, twarde prochy i niekończąca się walka o władzę na czarnym rynku są na porządku dziennym (a raczej nocnym). Podobnie czytelnik - szybko wpada w mafijną matnię, nie spuszczając z oczu policyjnych akcji albo gierek, w których każdy kieruje się własnymi zasadami, choć nie zawsze pozostaje wierny sobie. Jednych ten świat pociąga, innych odpycha - neutralność jest niemożliwa. Debiutancka powieść Brytyjczyka ukaże się w Polsce 15 marca 2017. Warto zwrócić uwagę, bo może być boom.
Ostatnio rozsmakowałam się w skandynawskich kryminałach i ten gatunek chyba już zawsze będzie mi się kojarzył ze Szwecją albo Norwegią. A tu proszę, kolejny egzemplarz recenzencki* rodem z… Manchesteru. Nie, żebym miała uprzedzenia, ale najzwyczajniej nie miałam wyobrażenia, co mnie czeka. I ani się obejrzałam, a po przeczytaniu ostatniego zdania zaczęłam się zastanawiać, co się właściwie stało. "Syreny" pozostawiają uczucie nietypowe, niejasne i niespotykane - zaskakujące doświadczenie.
Thriller społeczny?
Aidan Waits przekreślił swoją 'karierę', kradnąc porcję koki z policyjnego magazynu. Pewnie nie był pierwszym ani ostatnim, ale czyjś wybór padł właśnie na niego. Widać predyspozycje do odurzania się alkoholem i innymi substancjami zrobiły z niego kandydata idealnego do tajnej akcji pod przykrywką. Ma za zadanie dostać się do świata Franczyzy - imperium Zaina Carvera, barona narkotykowego o niezachwianej pozycji. Wszyscy wiedzą o jego przekrętach, ale nie mogą mu nic udowodnić. To może się niedługo skończyć, zwłaszcza kiedy w jego sieć wpada córka znanego polityka. Bez obaw, tu wszystko nie kręci się wokół rządowych wpływów, jak u poczytnych Skandynawów. Ucieczka Isabelle to tylko pretekst. W świecie "Syren", powabnych kurierek zgarniających kasę za narkotykowy utarg klubów Carvera, warunki dyktuje ich charyzmatyczny boss. Koka i inne krążą jak zwitki banknotów o najwyższych nominałach. Imprezy w willi Fairview są legendarne, przyciągają ludzi z pewnymi tendencjami, nie do końca radzącymi sobie w społeczeństwie. A swój 'czar' Carver buduje na bezkarności i strachu. Jest człowiekiem, którego trudno przejrzeć, i postacią, bez której kryminał Knoxa straciłby kręgosłup.
Akcja rozkręca się niespostrzeżenie, a brutalne morderstwo i narkotykowe faux pas nie są ani wstępem, ani apogeum. Są kolejną, zwiększoną dawką substancji o działaniu, którego nie da się przewidzieć. Skłaniają detektywa/wtyczkę Waitsa do wyostrzenia spojrzenia. Niby nie ma nic do stracenia, ale chciałby wiedzieć, o co tak naprawdę toczy się gra. Rzeczywistość zaczyna się rozsypywać, a odnajdywane kawałki do siebie nie pasują. Wszystko to w otoczeniu znieczulonym, pełnym osobowości charakterystycznych, ale niejednoznacznych. Jakby każda grała wcześniej wymyśloną rolę, nie była sobą albo działała pod wpływem czegoś lub kogoś, pozornie szczerze, niewzruszenie i konsekwentnie. W tym towarzystwie zimne wyrachowanie, kalkulowanie zysków i strat, a przede wszystkim dbanie o własny tyłek to podstawa egzystencji. Byle tylko nie narazić się silniejszemu… Przynajmniej nie jawnie. W "Syrenach" nikt nie gra w otwarte karty, każdy ma coś do ukrycia czy nawet swoją cenę. Na myśl o takim podejściu do życia, o ludziach żyjących na takich zasadach, przechodzą dreszcze. Darujmy sobie obrzydzającą brutalność.
A jednak
Jakoś się autorowi udało. Knox napisał swój pierwszy kryminał tak dobrze, że "Syreny" potrafią wciągnąć i omamić kogoś kompletnie niezainteresowanego brytyjskimi klimatami i podłościami półświatka. Po otrząśnięciu się z lektury można przypuszczać, że tak właśnie czuje się po nieświadomce albo jakiś innych prochach, których dawki ktoś precyzyjnie zwiększa. Autor dyktuje warunki po ostatnie zdanie, pozostawiając czytelnika samego sobie, głowiącego się nad tym, jak mógł dać się w to wszystko wciągnąć… Po co? I skąd to bliżej niezidentyfikowane, niekomfortowe uczucie?! Bardzo intensywne pierwsze wrażenie. Ciekawe, czy Josepha Knoxa wypromują tak, jak on faworyzował "Dziewczynę z pociągu" i inne bestsellery. Myślę, że warto sprawdzić, na co stać i jego, i może Waitsa - bohatera przegranego, ale jeszcze nie spisanego na straty.
+
- tajemnice, których rozwikłanie jest tylko tłem,
- niewypowiedziane dywagacje Waitsa, zaczynające się na kobietach z gatunku okrutnych, a kończące na instynkcie samozachowawczym,
- wiarygodność przedstawionej rzeczywistości,
- "Szminka na pitbullu",
- (tego jeszcze nie było, ale tym razem musi, i to żadna reklama - sami sobie sprawdźcie) wyjątkowo dobrze zrobione materiały prasowe,
-
- kobiety - za twarde,
- ósemka w mózg, bagażnik, walizka, zwłoki. Dużo zwłok. Zmasakrowanych - obnażonych opisami autora bardziej niż wizualną nagością,
- niektórych się nie przechytrzy…
Komu polecam?
"Syreny" są świetnie skonstruowane i napisane ręką kogoś, kto zdaje się dokładnie wiedzieć, co robi. Polecam tym, których pociągają blaski i cienie półświatka albo żonglowanie podwójnymi tożsamościami. Thriller ten nadaje się na bezsenną noc albo nudny weekend, bo ciężko przerwać, zanim nie dowie się wszystkiego. Nie polecam wrażliwym oraz wierzącym w dobro ludzi i dającym drugą szansę, albo i trzecią. Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć, a światów nie poznać. Debiut Knoxa niewątpliwie zapowiada się efektownie. Zobaczymy, komu przypadnie do gustu. Mnie niespodziewanie zajął, i tym razem tyle wystarczy.
* Wydawnictwo Otwarte po raz kolejny - znów dziękuję!
Zaciekawiła mnie Twoja recenzja, szczególnie, że do książki się przymierzam :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie www.zakladkadoksiazek.pl
Dziękuję! Liczę na to, że podzielisz się wrażeniami ;)
UsuńPozdrawiam też i chętnie Cię odwiedzę