“Ja, diablica” Katarzyna Berenika Miszczuk
Zanim Miszczuk stworzyła postać szeptuchy i wskrzesiła zapomniane słowiańskie bóstwa, wtrąciła się w diabelsko-anielskie potyczki. “Ja, diablica” to pierwsza część młodzieżowej serii o dziewczynie, która przyciąga (nie)szczęśliwe przypadki, i istotach nieśmiertelnych, których życie wieczne nie obfituje w wystarczająco dużo wrażeń. Nieprzewidywalny ciąg wydarzeń, humorystyczne podejście do życia (a raczej śmierci) oraz pomysłowość autorki po raz kolejny zapewniają kawał dobrej, rodzimej rozrywki. Nawet jeśli tym razem nie ma wielkich WOW, to w towarzystwie bohaterów “Ja, diablica” można się poczuć na tyle komfortowo, że siedzi im się na diabelskich ogonach, dopóki tom się nie skończy.
Tak się złożyło, że 2018 z Miszczuk zaczęłam i kończę. W międzyczasie przetestowałam “Obsesję”, jednak seria diabelsko-anielska już utwierdza mnie w przekonaniu, że najlepiej leżą mi światy fantastyczne tej autorki.
Los Diablos
Dziwnym zbiegiem okoliczności zostaje zamordowana Wiktoria Biankowska. Trafia do Piekła, gdzie podpisuje umowę o pracę jako diablica - jedna z niewielu, obok np. Kleopatry. Przydzielony głównej bohaterce konsultant Beleth ewidentnie się do niej przystawia, a sama (nie)zainteresowana szybko orientuje się, że z jej śmiercią coś poszło nie tak. Rozpoczyna się licytacja na spryt, intrygi i przekorę. Swoje trzy grosze dorzuca co ciekawsza postać, aż Szatan (czyli diabeł #1) musi wdrożyć drastyczne środki. Do tego koniec “Ja, diablica” zapowiada drugi tom w zgoła innym towarzystwie ...
Miszczuk ma tendencję do dokładnego przygotowania sobie gruntu pod przyszłą akcję. Tym razem nikt na tym nie ucierpiał, bo nietypowa wizja Piekła jako miejsca wiecznej zabawy i swawoli musi zostać wystarczająco wiarygodnie przedstawiona. Główne cechy charakteru postaci szybko wychodzą na jaw, jednak wspólne wszystkim - zwłaszcza diabelskim bohaterom - jest to, że darzy się ich ograniczonym zaufaniem. Do końca nie wiadomo, kogo na co stać, bo to przecież diabły - istoty piękne, inteligentne, czasem nawet dobre, ale z natury interesowne i przebiegłe. To jeden z elementów siłą rzeczy gwarantujących zwroty akcji. Jak już ni z tego, ni z owego zaczyna się dziać, to tak zostaje do końca. Co chwilę coś, nie ma kiedy spokojnie się rozsiąść. Powieść połyka się z przyjemnością, a kiedy staje w gardle - przełyka, ku wyższemu dobru.
Obiekt westchnień
Aspektem niezwykle irytującym są wynurzenia głównej bohaterki na temat Piotrusia. Co ciekawe, sama Wiki jest postacią dającą się polubić, ciekawą nowego świata, impulsywną i umiejącą się odszczekać. Jak na rasowego introwertyka przystało, Piotr rzadko dochodzi do głosu. Zatem czytelnik zmuszony jest oglądać go oczami głównej zainteresowanej… Jej pensjonarskie wzdychanie wręcz słychać. Na samo zdrobnienie jego imienia, analizowanie poszczególnych min i gestów, reakcji lub ich braku przewraca się oczami. Dla mnie to zdecydowanie najbardziej beznadziejny wątek w tej książce. Choć może nie wątek, ale wyobrażenie (Piotra) - niepoważne, niewzbudzające ani empatii, ani chęci dopingowania tej ‘pary’. Na szczęście w “Ja, diablica” dzieje się wystarczająco dużo, żeby nie poświęcać temu szczególnej uwagi.
Pierwszy tom okazał się właśnie taki, jak chciałam - zupełnie oderwany od rzeczywistości, zamotany i działający na własnych, dziwnych zasadach. Cenię Miszczuk za jej fantastykę i liczę na to, że będę się dobrze bawić z jej piekielnymi postaciami do końca tej serii.
+
- myślenie za głośno,
- starszy brat,
- herbata mieszana 6 raz - dużo innych szóstek ;)
- Azazel i Beleth, diabły z charakterkiem,
- poczucie humoru, czyli przepychanki słowne, ‘jezuski’ i inne przytyki,
- pomysł na Piekło i rozbuchanie akcji,
-
“Piotruś”, czyli westchnienia, wynurzenia, wyobrażenia,
sporo krwi i wolnoleżących kończyn.
Komu polecam?
“Ja, diablica” nadaje się dla młodszej publiczności, która chętnie wplątuje się w sieć intryg i lubi przeżywać z bohaterami więcej niż jedną historię. Nie polecam wielbiciel(k)om silnych męskich charakterów, bo tych, póki co brak. Jeśli ktoś jest uczulony na babskie wynurzenia, może skreślić Wiki zbyt wcześnie. Mnie ta książka się podobała - nie aż tak, jak “Szeptucha”, ale zdecydowanie podobała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz