“Zaginięcie” Remigiusz Mróz
Kolejna beznadziejna sprawa dla duetu, który powoli wypracowuje sobie sposoby działania w pełni zrozumiałe tylko dla tej dwójki. Mróz zmienia scenerię ze świata warszawskich grubych ryb na Podlasie, gdzie główną rolę odgrywają sprawy małych społeczności i zmowa milczenia mieszkańców. Kiedy z bogatego, strzeżonego domu letniskowego znika trzylatka, nie pozostawiając żadnych śladów, wiadomo, że do akcji wkroczą Chyłka i Zordon. Jako obrońcy będą musieli - w granicach przepisów prawnych - działać na korzyść oskarżonych. Tylko czy uda im się to bez wydawania osobistych osądów?
W “Zaginięciu” Remigiusz Mróz jeszcze bardziej zwraca uwagę na rozstrzał między rolą adwokata a jego osobistą opinią na temat sprawy. Obrońca ma bronić, a nie dociekać, co zaszło naprawdę, choć im więcej wie, tym pewniej będzie mógł lawirować między przepisami. A moralność? Za to nie płaci mu nikt. Trudny temat, który w drugim tomie serii o Chyłce doprowadzi do niejednej scysji.
A priori
Znika dziecko, nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Stara znajoma Chyłki z liceum, z którą - delikatnie mówiąc - nie rozstała się w zgodzie, zwraca się po pomoc właśnie do sławnej prawniczki. Nie chce nikogo innego, bez względu na koszty. Dla bohaterów zaczyna się wyścig z czasem, bo w takich sytuacjach pierwsze 72 godziny są decydujące. Jeśli w “Kasacji” oskarżony milczał, to tu potencjalni sprawcy nadrabiają, nadając jak najęci. Co ma daleko idące konsekwencje…
Przeniesiona na północno-wschodnie krańce Polski akcja rusza z impetem, bo czas działa na niekorzyść oskarżonych. Chyłka i Zordon, stosując metody, do których przywykli w stolicy, próbują ugrać coś na nieswoim terenie. Trafiają na prokuratora, wokół którego krążą legendy, ale nie jest to jedyny gracz dużego kalibru, z którym przyjdzie im się zetrzeć. W “Zaginięciu” pole do popisu, o dziwo, dostaje Kordian. Chyłki nie zabraknie, ale czytelnika czeka sporo zaskoczeń. Choć autor tym razem chyba wyciąga do niego rękę, pozwalając domyślić się zawczasu, o co w tym wszystkim chodzi. Nie psuje to w żadnym razie lektury, która przelatuje, jak z bicza strzelił i zostawia odbiorcę z jeszcze większym apetytem na ostatni tom.
Eee-booki, czyli paratexterska dygresja
Tym razem nie mogę bez notabene… Pewnie nie przeczytam tej serii drugi raz, dlatego zdecydowałam się przetestować e-booki. Ja, dinozaur, delektujący się konsystencją papieru i przewracaniem kartek. Plusem jest postęp, że (chyba?) przestałam kupować książki jak szalona i mogę czytać nawet w środku nocy, nie przeszkadzając nikomu. Minusem ciężar, którego nie czuję, trzymając tablet w ręku, i przede wszystkim niemożność zorientowania się, gdzie w powieści jestem. Rzucić okiem na spis to nie to samo, co widzieć zbliżanie się do końca. Chociaż może zawdzięczam to samemu Mrozowi, bo o wiele gestów za wcześnie okazało się, że dotarłam do podziękowań. Osobliwe uczucie…
Nie pozostaje mi nic innego, jak żyć z tym chwilowym przestawieniem, żeby sprawdzić, dokąd Chyłkę kolejnym razem poniesie. W “Zaginięciu” najbardziej podobała mi się niezbadana sceneria i tempo, a podpadły tym razem bluzgi, których w niektórych momentach zwyczajnie nie da się obronić. Całość jest na poziomie pierwszej części i pozwala liczyć na równie rozrywkową kontynuację.
- filozofia ‘iść i załatwić’,
- zawstydzanie intelektem,
- puenty w punkt, zwykle Chyłki,
- szansa dla aplikanta,
- przenikliwość, która nie zna granic, czyli Chyłka znów w formie,
- intryga nierozwikłana do samego końca,
- jak absolwent prawa mógł nawet nie słyszeć o szkicach z procesów w Wielkiej Brytanii zamiast filmowanych relacji albo o sprawie O.J. Simpsona…?!
- nagminne łamanie przepisów ruchu drogowego, ileż można…
- wulgaryzmy o najwyższej sile rażenia, jeszcze zanim (obcy) rozmówca otworzy usta.
Komu polecam?
Chyłkę polecam tym, którzy niewyparzone języki odbierają jako narzędzia ostrego intelektu. “Zaginięcie” spodoba się tym, którzy dostrzegli potencjał Zordona i życzą mu, żeby zabłysnął. Jeśli ktoś akurat rzuca palenie, to nie polecam, bo w towarzystwie tej dwójki osiągnięcie celu będzie utrudnione.
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz