“Żałobnica” Robert Małecki
Mało kto potrafi z taką pieczołowitością wykreować i tak konsekwentnie podtrzymać nastrój powieści, jak Robert Małecki. Czytelnik zanurza się w jego kryminały, a otrząsa dłuższą chwilę po przemyśleniu ostatniej rewelacji. Tych nie zabraknie w “Żałobnicy” – krzyż na drogę temu, kto zdąży zwątpić, choć sprawiedliwie będzie przyznać, że autor nie ułatwia przeprawy. Historia pokiereszowanych postaci może przytłoczyć, ale wytrwałych czeka seria odkryć, na które nie tylko z początku nic nie wskazuje.
O czym jest “Żałobnica”?
Wizja wypadku męża i pasierbicy to nie jedyny demon, z którym zmaga się główna bohaterka. Jej zlewające się ze wspomnieniami wizje szybko dają czytelnikowi do zrozumienia, że z Anną jest coś nie w porządku, że jej życie nie było usłane różami i że nie wszystkie rany zdążyły się zabliźnić. “Żałobnica” to teatr jednej aktorki i każdy musi zdecydować dla siebie, kiedy ona gra, a kiedy jest prawdziwa; co zakrawa na prawdę, a co jest jawnym kłamstwem. Studium postaci pogłębiane jest przez szczegóły leniwie, wręcz niechętnie wypływające na powierzchnię, które z kolei nadają kształt całej historii. Mgła, ciemność i cisza, królujące i w tym kryminale Małeckiego, przerwane się przez nieuniknione błyski i ostre cięcia. Dopiero one pokazują, z kim mieliśmy do czynienia przez całą powieść. “Żałobnica” to historia kobiety nieszczęśliwej, która zawiodła się na losie i tym, w co wierzyła, co czyni ją tym bardziej nieprzewidywalną.
Dlaczego ta książka?
Pierwszy kryminał Małeckiego, który przeczytałam (“Skaza”), zapisał mi się w pamięci jako niezwykle klimatyczny. Chciałam się dowiedzieć, co się właściwie stało, i podobnie było z “Żałobnicą” po kapitalnym trailerze z Dereszowską w roli głównej. Ciekawe, czy kiedyś doczekamy się ekranizacji któregoś z kryminałów Roberta Małeckiego?
W moim guście
Lubię, kiedy pierwsze strony książki przenoszą w inne miejsce i czas; kiedy autor tworzy atmosferę tak realną, że czuję, jakbym zmieniła miejsce pobytu. Małecki to potrafi, a że przy okazji jest specjalistą od skaz, nic u niego nie jest proste, oczywiste ani przewidywalne. Bardzo podobało mi się zakończenie, bo oczywiście obstawiałam kogoś innego. Ta niespodzianka trochę zrekompensowała mi rozciągnięte w czasie kluczenie po ścieżkach przeszłości. Na szczęście ten autor zawsze wie, kiedy skręcić, żeby nie zgubić drogi.
Albo i nie (dla mnie)
Stonowanie “Żałobnicy” wymaga od czytelnika cierpliwości, a u mnie różnie z tym bywa, dlatego książka nie wciągnęła mnie tak, jak bym sobie tego życzyła, choć moje zainteresowanie nie zostało uśpione. Tliło się podobnie jak nadzieja, że w końcu wreszcie coś się wydarzy. Bywa, że męczą mnie książkowe kobiety z niejasną przeszłością, a bohaterka Małeckiego potrzebowała ponadprzeciętnie dużo czasu, żeby przekonać mnie, że też ma coś do powiedzenia. Takie tempo nie jest dla mnie.
Komu polecam?
“Żałobnicę” polecam tym, którym niestraszny stłumiony klimat i którym nigdzie się nie spieszy. Roberta Małeckiego cenię za konstrukcję fabuły w jego książkach, ale żeby ją ujrzeć, trzeba czasem przegonić mgłę. Nie polecam, jeśli ktoś akurat ma ochotę na kryminał z żywiołową akcją, bo w “Żałobnicy” dominuje śmiertelna powaga i autoanaliza ze swoistym światełkiem w tunelu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz