“Zakazany owoc” Jojo Moyes
Wprawne oko stałego czytelnika książek Jojo Moyes szybko zorientuje się, że "Zakazany owoc" to jedna z pierwszych powieści tej autorki. W dwóch zawiłych historiach, które łączy urokliwe, acz konserwatywne nadmorskie miasteczko, a dzieli pół wieku, da się dostrzec przebłyski talentu pisarki, ale o magii jej pisarstwa nie może jeszcze mowy. Wszystko jest spójne i poprawne, a to za mało, zwłaszcza jeśli zna się późniejsze powieści Moyes, mające to nieodzowne 'coś', co zapiera dech i każe zarywać noce w wirach emocji.
O czym jest “Zakazany owoc”?
Powieść opowiada o podążaniu za pragnieniami wbrew konwenansom, które budziły skrajne uczucia już kiedyś i nie przestały polaryzować do dziś. Obie wspomniane historie kręcą się wokół domu z duszą, ambiwalencji samej w sobie: dla jednych dzieła sztuki architektonicznej, dla innych dziwadła niepasującego do okolicy. Ściany Arcadii dosłownie kryją sekrety zamiecione pod dywan lata temu, będąc jednocześnie domem dla osób niepasujących nigdzie indziej – od enfants terribles bohemy po samotną matkę z niemowlęciem. "Zakazany owoc" oczywiście opowiada o miłościach, ale też o innych więzach, z których czasem niełatwo się wyplątać.
Dlaczego ta książka?
Kolejna Moyes do kolekcji; premiera z tych, które musiałam mieć. Mimo że "Zakazany owoc" nie wyląduje na szczycie listy moich ulubionych książek tej autorki, cieszę się, że przyczynił się do tego, że znacznie więcej książek Moyes przeczytałam, niż mam na regale hańby (już tylko cztery!).
W moim guście
Albo i nie (dla mnie)
Ostatnio nie lubię pisać o książkach, które nie przypadły mi do gustu. "Zakazany owoc" był dla mnie za wolny, zbyt ospały, jakby historia z jakiś tajemnych powodów nie chciała rozwinąć skrzydeł, choć taki miała potencjał. Na małomiasteczkowe problemy trzeba mieć odpowiednia nastrój, a ja dostałam je zamiast powiewu lata, co pociągnęło za sobą oczywiste rozczarowanie i zanikające zainteresowanie. Nie pojawił się nawet efekt wow, kiedy zgadłam kilka drobiazgów... Powieść nie była zła, ale mnie nie wciągnęła. W dodatku po raz kolejny przejechałam się na blurbie tej serii wydawniczej, bo mowy o latach 50-tych nie było, a ta część fabuły stanowi prawie połowę. Miałam nadzieję, że wątek współczesny będzie bardziej ożywiający, ale niestety nie zmienił moich ogólnych odczuć.
Komu polecam?
Trudny orzech do zgryzienia. "Zakazany owoc" polecam albo tym, którzy lubią czytać powieści chronologicznie, czyli na początek przygody z Moyes, albo kolekcjonerom, mającym za sobą już wszystkie inne. Nie polecam, jeśli ktoś chce wyrobić sobie zdanie na temat tej autorki, bazując na jednej pozycji, bo będzie to trefny wybór, pozostawiający po sobie nieostry obraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz