“Dwa dni w Paryżu” Jojo Moyes
Miesiące miodowe, które dzieli prawie wiek; części garderoby spełniające zadanie zgoła inne, niż ich pierwotne przeznaczenie, aż w końcu ludzie przewracający życie do góry nogami – Moyes pokazuje, jak cieszyć się chwilą, z tym że nie w sposób, do jakiego przywykli czytelnicy jej słodko-gorzkich powieści. “Dwa dni w Paryżu” są jak migawki, mające dać do myślenia, albo jak magia momentów, która nie chce przeminąć. Chwile uchwycone, ale ulotne, chociaż może i odwrotnie? Kwestia perspektywy.
O czym są “Dwa dni w Paryżu”?
Z właściwą sobie swobodą Jojo Moyes zabiera czytelnika na poszukiwanie wyjątkowości w życiu zwykłych ludzi. Pokazuje, jak dostrzegać to, co prawdziwie wyjątkowe, czy to w Paryżu, przypadkowym sklepiku, muzeum, taksówce, czy na lotnisku. Te zaklęte chwile są punktami zwrotnymi dla różnorodnych, choć przeważnie kobiecych postaci. Jedne odnajdują dopełnienie w kimś, inne w sobie, jednak każdą z nich życie potrząsa, otwiera im oczy – czy tego chcą, czy nie.
Dlaczego ta książka?
Moim ostatnim prezentem urodzinowym były (m.in.) książki Moyes, których brakowało mi do kompletu. Naturalną konsekwencją było to, że rzucę się na kolejną wydaną w Polsce, ledwo o niej usłyszę. Czy to przez męczący rok, czy przytłaczająca ciemnicę za oknem, potrzebowałam czegoś w stylu Jojo Moyes. Mogła to być któraś ze starszych powieści, ale pazerność bibliofilki zwyciężyła…
W moim guście
“Dwa dni w Paryżu” warte były utraty poczucia czasu, bo przypomniały najlepsze powieści Moyes: nie taki był plan, ale jednak stało się, a jak już zaczęło się dziać, to się dzieje, i wciąga, i najlepiej tak bez końca. Podobał mi się też “Miodowy miesiąc w Paryżu”, emocjonalna ponadczasowość i drogi, które nieoczekiwanie trzeba przebyć samotnie. Zaskoczyły mnie “Pończochy”, wzruszył “Zeszłoroczny płaszcz”, ale…
Albo i nie (dla mnie)
… nie cierpię opowiadań! Myślałam, że dałam się wciągnąć w powieść, a tu taka niespodzianka. Nie lubię (takich) niespodzianek. Mój zawód podwoił fakt, że pierwsze opowiadanie było tak długie, że nawet nie wpadłam na pomysł sprawdzenia ilości rozdziałów. Dałam się wciągnąć i tym samym nabrać. Wielka szkoda, bo ta historia miała potencjał na powieść. Inne przeczytałam już nie tak chętnie, bo poza opowiadaniami Wiśniewskiego, które rozbrajają mnie bez względu na objętość, w opowiadaniach odnaleźć się nie umiem. Nie wiem, czy to może Moyes nie zdążyła się rozkręcić, czy ja przestałam chcieć się wkręcić. Dopiero za drugim razem zauważyłam w blurbie jedno małe słówko sugerujące, że “Dwa dni w Paryżu” to zbiór opowiadań. Myślę, że powinno zostać to bardziej wyeksponowane.
Komu polecam?
“Dwa dni w Paryżu” to dobry pomysł na zaznajomienie się z Jojo Moyes albo na prezent (Mikołajki? Walentynki? Dzień Kobiet?) dla przedstawicielki płci pięknej, chętnie chowającej nos w książce. Nie polecam, jeśli ktoś – podobnie do mnie – z wypiekami czeka na nową powieść Jojo Moyes i ma nierozwiązywalny problem z książkami kończącymi się za szybko. Chociaż jak już ktoś przeczytał wszystko, to chyba lepsze opowiadania, niż nic? Jak już wspomniałam we wstępie – rzecz gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz