"Gniewa" Katarzyna Berenika Miszczuk
Długo wyczekiwana kontynuacja "pre-historii" cyklu "Kwiat paproci" miała być jak dolanie oliwy do ognia. Ludzko-boski duet to wręcz idealny materiał na ognistą opowieść ze świata słowiańskich wierzeń, we wsi innej niż wszystkie, gdzie dzieją się rzeczy, które nawet szeptusze i wróżowi spędzają sen z powiek. Tymczasem "Gniewa" wzbudzić może w czytelniku emocje godne głównej bohaterki – i to skrajnie różne od tych spodziewanych.
Miałam pisać tylko o książkach wartych zarwania nocy, pamiętam. Tylko co z cyklem, który czytam od lat, a jego zakończenie odwlekane jest z tomu na tom? "Gniewy" zignorować nie mogę. Chwała Miszczuk za stworzenie tej postaci: charakternej staruszki z nieprzejrzystą przeszłością, skrywającą więcej sekretów niż ziół w przepastnym kredensie, zdolną do ripost o takim impecie, że i niejednemu z bogów podpadnie. Jarogniewa wkradła się w serce we wspomnianej serii, a w tej nowej, "swojej", dała poznać bardziej. Wielka szkoda, że druga część zamiast zadymy, przynosi nudę. I nie mam tu na myśli zastoju panującego w Bielinach.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak rozczarowana lekturą, że nie mogłam się doczekać końca. Głupie, ale aż odliczałam strony. Najgorsze, że w kolejnym tomie pewnie pokładać będę nadzieję jak w tym. A tymczasem niektóre serie chyba lepiej zostawić w spokoju...
A może też…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz