“Chemik” Stephenie Meyer
Ciekawe, czy Meyer napisze kiedyś coś, co zmieni pierwsze skojarzenie z jej nazwiskiem, o ile jest znane. “Chemik” to kolejna książka ‘dla dorosłych’, niemająca w sobie nic fantastycznego, może poza zwrotami akcji, na które ewidentnie wpłynęły sensacyjnie puszczone wodze fantazji autorki. Mimo opornego początku poczynania tajnej trucicielki w którymś momencie nabierają pędu, wciągając wielbicieli efektownych blockbusterów w wydaniu papierowym. Zaskakująco dobra pozycja jak na literaturę tego typu.
O czym jest “Chemik”?
Agentka do zadań specjalnych, zmieniająca tożsamość jak skarpetki, dostaje nieplanowane zlecenie od byłego pracodawcy – departamentu tak tajnego, że nawet nie nadano mu nazwy. Rusza na ratunek ludzkości pokazując swoją drugą twarz, której nikt wolałby nie oglądać. Najpóźniej wtedy wiadomo, jak mylne może być pierwsze wrażenie, jakie robi “Chemik”. Wystarczy też przeczytać wymowny blurb, żeby wiedzieć, czy ma się ochotę drążyć tematykę terroryzmu, tajniactwa i tortur w wydaniu kogoś, kto co rusz stara się odpruć przyszytą mu łatkę, ale całkiem oderwać jej coś nie może.
Dlaczego ta książka?
Tak, czytałam wszystkie części “Zmierzchu”, i to będąc już całkiem dorosła, choć jeszcze zanim zaczął się cały ten szum wokół (fatalnej moim zdaniem) ekranizacji. Niektórzy przez nią nie pójdą już ze mną do kina, ale to ewentualnie historia na “Twilight” z perspektywy Edzia. Czytałam również “Intruza”, który spodobał mi się dopiero pod koniec, więc wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę i po “Chemika”. A jak już ktoś pożycza mi książkę jeszcze nie czytaną, to wiadomo, że ta przepycha się w kolejkę. Ciekawa byłam, czy Meyer wyjdzie babski Bond, aniołek Charliego czy może Bella z dystansem do krwi.
W moim guście
Podobało mi się. Nie miałam wygórowanych oczekiwań i nastawiłam się na szybką rozrywkę, dlatego czuję się usatysfakcjonowana. Jestem fanką zderzania się światów bądź charakterów, zwłaszcza jeśli towarzyszą temu dyskusje, pyskówki i wszelkie przepychanki słowne bądź demonstracje nastawienia. Kiedy akcja już ruszyła w konkretnym kierunku, aż chciało mi się czytać, i to bez rozkładania sensu przedstawionych wydarzeń na czynniki pierwsze. Po prostu dla czystej rozrywki i zaspokojenia ciekawości – czasem tak lubię.
Albo i nie (dla mnie)
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego blurb pokrywa mniej więcej pierwsze sto stron. Ciągnęły mi się one do tego stopnia, że zaczęłam się obawiać ukierunkowania fabuły, na jakie nie mam ochoty, biorąc pod uwagę dzisiejsze czasy. Kołowały mnie też częste zmiany tożsamości i może przez to trudno było mi się zsynchronizować z główną bohaterką. Były to jednak złe dobrego początki, a z obiecaną, gratisową gwiazdką “Chemik” dostaje całkiem dobrą ocenę.
Komu polecam?
Może od razu odradzę osobom wrażliwym na odcinanie bądź przyszywanie fragmentów ciała, krew i mózg rozbryzgujące się dookoła albo igły, wstrzykiwanie i reakcje fizjologiczne. Polecam za to tym, którzy od czasu do czasu mają ochotę zrelaksować się przy ‘amerykańskim picu’, nie zaprzątając sobie głowy tym, dlaczego któreś (wszystkie?) z opisanych wydarzeń jest absolutnie niemożliwe. Dla wtajemniczonych: “Zmierzch” nadal prowadzi, ale “Chemik” zdecydowanie wyprzedził “Intruza”.
Jeśli "Chemik" wyprzedził "Intruza" to nie ma takiej możliwości bym nie przeczytała. "Intruz" mi się bardzo podobał, więc przeboleję tutaj jakoś rozlew krwi z chirurgicznych cięć i opisy autopsji - dobrze że uprzedzasz ;) Jeśli Ty mówisz, że warto - to na pewno warto! Musiałam przeczytać recenzję dla pewności ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojej opinii, choć nie jestem pewna, czy bardziej Ci się spodoba od "Intruza". Oddam jak najszybciej, żebyśmy się wrażeniami na 'jeszcze ciepło' wymieniły :D
Usuń