"Gate" Janusz Leon Wiśniewski
Sopocki Grand nie jest tym razem głównym miejscem akcji, ale wspomnieniem majaczącym gdzieś na horyzoncie przeszłości, które przypadkowy impuls wywołuje z pamięci; albo takim, które w zapomnieniu za nic utonąć nie chce, mimo upływu lat. U Wiśniewskiego niby tylko życie "się przytrafia", ale te zbiegi okoliczności mają konsekwencje, a to zwykle dopiero początek. Książek tego autora wyczekuje się po dziś dzień – i spokojnie wyczekiwać się będzie.
Nie trzeba pamiętać postaci ani wydarzeń z powieści "Grand" z 2014 roku, żeby z zainteresowaniem śledzić sceny rozgrywające się na największym niemieckim lotnisku, w strefie dostępnej tylko szczególnym gościom. Choć większość scen rozgrywa się tylko i wyłącznie we wspomnieniach bohaterów, Wiśniewski wręcza czytelnikowi bilet do pierwszej klasy: pozwala wiedzieć i widzieć więcej. Mimo początku pod znakiem zapytania wprawionemu pisarzowi udaje wciągnąć czytelnika w matnię przypadku, kolei losu (tudzież jego wykolejeń), straconych szans i czasu, którego nie da się cofnąć. Chociaż może każda z historii wydarzyła się – wbrew pozorom – we właściwym momencie? O tym będzie można myśleć jeszcze długo po skończeniu lektury "Gate".
Co nowego u Wiśniewskiego? Mam wrażenie, że nadzieja. Że nie zawsze wszystko stracone, niekoniecznie tak fatalistycznie ani za późno. Może trochę, jakby gdzieś jednak było miejsce, gdzie słońce wschodzi, a nawet świeci. Inny wydźwięk miał dla mnie koniec "Gate" niż zapisane w mojej pamięci powieści. Za najlepszą książkę Wiśniewskiego uważam "Samotność w sieci" i tuż za nią "Koniec samotności", a co do stanu czytelniczych uczuć... Myślę, że od kiedy przytrafiły mi się książki Małeckiego, to powróciły i motyle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz