“Ja, ocalona” Katarzyna Berenika Miszczuk
Jak ktoś po dziesięciu latach wraca to czegoś, co zdążyło się zakurzyć, to efekt może być ambiwalentny. Z jednej strony lubiani bohaterowie, zagmatwane wizje i wierzenia oraz nieprzewidywalne plany, z drugiej – nowa recepta na pomysł sprzed lat, czy raczej potrzeba bez wykrystalizowanego pomysłu? “Ja, ocalona” to eksperyment, który nie zachwyci wszystkich wiernych czytelników. Całość w stylu Miszczuk, ale bez rewelacji. Może już czas na coś zupełnie nowego…?
O czym jest “Ja, ocalona”?
Czwarta część tułaczki Wiktorii Biankowskiej po zaświatach zbiega się w czasie ze stanem zawieszenia roku Pańskiego 2020, panującym znużeniem i apatyczną atmosferą. W Niebie nuda, w Piekle pustki, co każdej z postaci doskwiera z innego powodu. Po raz kolejny połączy ich pomysł, ale czy to przegoni marazm? Czy raczej doprowadzi do zguby? Czyta się dobrze, jak to zwykle tę autorkę, ale czy warte to wszystko zachodu, każdy zdecyduje najpóźniej, gdy konflikt ‘eskaluje’.
Dlaczego ta książka?
Mam już tak, że jak zaczynam serię, to muszę skończyć, choć kiedyś zobaczyłam czwartą część cyklu diabelsko-anielskiego Miszczuk zarzekałam się, że nie kupię. Nowe wydanie nie pasowało do starego, wiadomo. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie wydawnictwo, dodrukowując czwartą część w szacie graficznej. Cieszyłam się na nią niezmiernie – tym bardziej że jej podróż do mnie wydłużała się niemiłosiernie. Szkoda, że większe wrażenie wywarły na mnie perypetie wydania i mojego egzemplarza, a nie jego zawartości.
W moim guście
Lubię historie nie z tej ziemi, wizje światów i splatanie ze sobą wierzeń. Dobrze, że autorka przy kilku okazjach przypomniała niektóre wydarzenia z poprzednich tomów, których już kompletnie nie pamiętam. Na plus również przemawia fakt, że nie wiadomo, na co się to szemrane towarzystwo porwie tym razem. Z tym że jak już się zacznie…
Albo i nie (dla mnie)
Komu polecam?
“Ja, ocalona” nie jest najlepszą z części tego cyklu, ale jego składową, więc polecam wszystkim, którzy lubią mieć kompletny obraz. Nie polecam, jeśli ktoś chce zachować w pamięci dobre imię Wiktorii, choć po epilogu sądząc, może i nam się ta ocalona jeszcze zrehabilituje…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz