“Korona w mroku” Sarah J. Maas
Maas musi mieć słabość do masek, skoro zakrywa nimi nie tylko twarze bohaterów podczas balów (jedynego elementu rodem z “Kopciuszka”), ale przede wszystkim to, co kryją ich wnętrza. Między opowieściami o zabójczyni a drugą częścią “Szklanego tronu” zdają się leżeć wieki, tyle się wydarzyło. Największym walorem pozostaje to, że wokół głównej bohaterki pojawiają się postacie, które nie raz spychają ją z pierwszego planu - skrycie, subtelnie, ale też bezczelnie i brutalnie. W “Koronie w mroku” autorka zmusza czytelnika do coraz bardziej wnikliwego zagłębienia się tajemnice przedstawionego świata, a to, co krok po kroku odkrywa, zakrawa na zaledwie rozgrzewkę przed maratonem, który go czeka.
Rozwój wewnętrzny bohaterów staje w szranki z rozwojem akcji. Wymaga to od czytelnika, żeby miał wszystko na oku, choć nie zauważyć czegoś i popełnić błąd okazuje się rzeczą ludzką także na kartach tej powieści. Przygoda, w którą niczego nieświadomy ciekawski udał się z “Zabójczynią” przeradza się w wyprawę mającą wpłynąć na losy świata. Ba, świat znany dotychczas już się zmienił. Ale o tym dane będzie wiedzieć nielicznym…
Maski, wersje, (prawdziwe) twarze
Zabójstwa na zlecenie to profesja, w której Celaena czuje się najlepiej. Działa instynktownie, wykorzystując przewagę, jaką dają jej lata treningów i doświadczenia. Czy to aby wszystko? Jak ktoś z jej charakterem może przetrwać w paszczy lwa, którą tym razem jest królewski dwór? Główna bohaterka na powrót zaczyna przypominać siebie sprzed feralnej nocy, która zmieniła jej dotychczasowe życie. W nowej roli odnajduje się lepiej, niż można by się tego spodziewać, chociaż wiele jej zagrań pozostawi rozległe pole do (nad)interpretacji. Przy tym Celaena jest jedną z wielu, którzy działają zgodnie ze swoim planem. Co nimi kieruje i co mają w zanadrzu? I znowu można snuć domysły, a autorka wysunie się na prowadzenie. I to jak!
Celowo nie dałam pierwszemu tomowi najwyższej noty, ale teraz chyba nie pozostało mi nic innego. “Korona w mroku” jest jeszcze bardziej nieoczywista i efektowna, a co najważniejsze - a przynajmniej przeze mnie najbardziej oczekiwane - daje dojść do głosu mocom, które pozornie nie miały racji bytu, a jednak gdzieś kumulowały się nieujawnione. Mocne charaktery, przemilczane historie i nowe perspektywy pozwalają liczyć na niepowtarzalne wrażenia. Główna bohaterka, której kiedyś przyjdzie zmierzyć się z przeznaczeniem, pomimo swoich mankamentów (a może właśnie dzięki nim?) ma osobowość, niepozwalającą pozostać obojętnym. Aczkolwiek sprawiedliwie będzie stwierdzić, że zarówno ci, którzy staną przy jej boku, jak i naprzeciw niej, są - w swoich kategoriach - niczego sobie.
Uwielbiam serie, w których każda kolejna część jest lepsza od poprzedniej (Kwiat paproci, cykl o Dworach). Znowu piszę z wypiekami na twarzy, żeby jak najszybciej zebrać wrażenia i zacząć następny tom. Dla mnie to najlepszy znak, że trafiłam z Maas.
+
- (nawet) tytuł,
- przyjaźnie - nieoczywiste, trudne, ale piękne,
- zagadki, znaki, magia i moc,
- pierwszy taniec,
- najkrótszy, a zarazem najbardziej obiecujący rozdział,
- rozmowy, które powinny być przeprowadzone dużo wcześniej (choć lepiej późno, niż wcale),
- to, co można wyczytać tyko w książkach,
-
- topór katowski,
- zaułek,
- wsadzanie palców w krew, brrr,
- pożegnania - nie znoszę pożegnań.
Komu polecam?
Czytelnicy, którzy nieswojo czują się w krętych, ciemnych korytarzach, będą musieli wziąć się w garść, czytając “Koronę w mroku”. Choć śmiem twierdzić, że nie będą żałować. Polecam tym, którzy lubią, jak przeszłość i prawda wychodzą na jaw, albo kiedy fakty i zamiary są zmyślnie zatajane. Odradzam tym, którzy nie wierzą w magię książek ani przyjaźni. Trochę nietypowo, ale: NIE polecam czytać ostatniego zdania (co sama niepoprawnie praktykuję, od kiedy pamiętam). Chyba wyjątkowo będę zaczynać lekturę kolejnych części tego cyklu od pierwszego zdania ;)
A może też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz