“Beach Read” Emily Henry
Kiedy pisarza dopada niemoc twórcza, niewiele może go postawić na nogi. Zaszycie się z dala od wszystkiego, nie takie znowu niewinne przypadki i sprawdzone metody, stare jak świat – to recepta na ten romans. Autorka pewnie podpisałaby się też pod stwierdzeniem, że skoro nie idzie samo z siebie, trzeba trochę pomóc. Co w założeniu nie jest złe, ale skoro miało być letnio, a nie wyszło nawet lekko, to coś nie zaiskrzyło. Pozostając w klimacie plażowym: uwaga, grozi oparzeniem słonecznym! Lepiej zapobiegać, niż leczyć.
O czym jest “Beach Read”?
Drogi Janie i Gusa krzyżują się w położonym nad jeziorem, małym miasteczku, do którego każde z nich trafiło przygnane przeszłością. Z początku podejrzliwi, zawierają pakt, mający pomóc im przełamać blokadę twórczą. Klasyczny przypadek zabierania kogoś w swój świat, uchylania rąbka tajemnicy, aż w końcu czytania z siebie jak z otwartej książki. "Beach Read", zapowiadająca się na wakacyjny romans, to czytadło, które nie chce wpasować się w gatunek dla niego przewidziany. Miłość i przyjaźń poplątane są z trudnymi sprawami rodzinnymi, niedomkniętymi drzwiami i niewypowiedzianymi pragnieniami, a przede wszystkimi wizjami, w które każdy z bohaterów wżył się bardziej niż w rzeczywistość.
Dlaczego ta książka?
Typowe dla mnie nabranie się na chwyty marketingowe. Chyba powinnam przestać czytać blurby, bo podobnie jak z "Nas dwoje", solidnie przestrzeliłam.
W moim guście
Albo i nie (dla mnie)
Wystarczyło raz przyjechać na imprezę samochodem i wypić przywiezione wino, żeby potem każdy taki następny irytował mnie bardziej. Nie toleruje tego, nawet w książkach. Tak-to-zostawianie również nie znajduje mojej aprobaty, bo albo w te, albo we wte. A już totalnie odpadłam, prychałam i kręciłam głową po pierwszym pojawieniu się prezerwatywy – nie pamiętam, kiedy trafiłam na tak przerysowanie bezpieczne (s)ekscesy. Nie dla mnie, całość. Plus instrukcja obsługi dołączona do powieści, choć nigdy nie byłam członkinią żadnego klubu książki, więc co ja tam wiem?
Komu polecam?
Jeśli kiedyś zrobią z "Beach Read" film, to polecam obejrzeć, zamiast przeczytać. Możliwe, że przespałam sugestie odnośnie do grupy docelowej, więc może odradzę komuś, kto szuka czegoś ciepłego i przyjemnego, pasującego idealnie do drinka na plaży albo chociaż butelki chłodnej wody z gałązką mięty w parny miastowy dzień. Chociaż wiem: polecam jako odskocznię od życia pełnego wrażeń, hahaHA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz