Nieocenionym pomocnikiem w tworzeniu tego premierowego posta będzie Instagram. Nadal nie wypracowałam myśli przewodniej swojego konta, nawet mistrz każdego planu pojawia się, mimo że wcale nie miał. Wciąż uważam insta za najbardziej pozytywne z mediów społecznościowych i dziele się na nim frajdą z każdej nowej książki. A tych w tym roku było... szczęśliwi nie liczą! Czego nie wspomnę, znajdziecie tam, a może i nawet w przeczytanych.
Biografie mimo obaw
Może i nie będzie chronologiczne, ale pierwsze wow, które przychodzi mi na swobodną myśl o podsumowaniu roku, to (auto)biografie. Tę o Audrey Hepburn chciałam z sentymentu, Magdy Gessler – bo lubię kilka razy w roku, hurtowo, z osobami, bez których sobie nie wyobrażam codzienności, śledzić "Kuchenne rewolucje", a Lady Di za to, że do mojego serca też trafiła, choć uświadomiłam to sobie, kiedy już jej wśród nas nie było.
"Audrey Hepburn. Tancerka ruchu oporu" zaimponuje nie tylko tym, którzy pochłaniają biografie albo kojarzą tę aktorkę. Pamiętam, jak kiedyś przypadkiem trafiłam na film z Jennifer Love Hewitt i nie wierzyłam, że opowiada o prawdziwym życiu Hepburn. Ta książka to piękny, poruszający prezent dla nieprawdopodobnej kobiety.
Pozycją wyjątkową jest debiut Mery Spolsky, który przyciąga tematyką i zaskakuje formą. "Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj" jest przeżyciem nawet dla niezaznajomionych z twórczością artystki. To coś dla muzykalnych dusz, wolnomyślicieli i amatorów nietuzinkowości w każdej dziedzinie życia. Mnie urzekła szczerość, do bólu.
Zwykle po pierwsze: powieści
Niecierpliwie oczekiwana, nowa powieść Jakuba Małeckiego zmiotła konkurencję. Ktoś gdzieś napisał, że "Święto ognia" jest małeckie i mogę znowu siedzieć, myśleć, ale trudno o większy komplement. Polecam sprezentować wrażliwcom i tym, którzy w literaturze szukają tego legendarnego 'czegoś', potrafią rozkoszować się językiem i chłonąć historię, nawet niewiarygodną. Opowieści Małeckiego już tak mają, że gdzieś się w człowieku zagnieżdżają i za nic go nie opuszczają. Są prze- i ujmujące. Jedyne w swoim rodzaju. "Święto ognia" sprezentowałabym każdemu, kto kocha książki – albo po to, żeby je pokochał.
Skoro o miłości do książek mowa, nie sposób wspomnieć o ostatnim zbiorze tekstów zmarłego w 2020 roku Carlosa Ruiza Zafòna. "Miasto z mgły" jest chyba najlepszym pomysłem na prezent dla tych, którzy niekoniecznie mają czas na powieści. Po lekturze tej niepozornej książczyny na pewno go wygospodarują. Uważałabym z obdarowywaniem fanów Zafòna, bo sama mam prawie wszystkie jego książki – w różnych wydaniach i językach.
Fantastyczny fun
Najbardziej oczekiwanymi tomami fantasy tego roku była dla mnie piąte "Dwory", czyli "Dwór srebrnych płomieni". Jeszcze czytam, więc nie wiem, czy to ostatnia część, jednak pierwsze trzy prezentowałabym bez zastanowienia – najchętniej czytelniczkom niebojącym się przepaść we wrażeniach, stracić poczucia czasu, a nawet zaniedbać obowiązków.
Z polskiego podwórka przemówiły do mnie "Panie czarowne" Ćwieka (re-we-la-cja!) i "Chąśba" Puzyńskiej (jeszcze przede mną). Kolejnego Viriona nadal nie przeczytałam, choć następny już napisany. Ograniczę się więc do polecenia fantastycznego Ćwieka: niestraszny, acz sensacyjny; dobrze obmyślanych, choć nieprzekombinowany. Ewidentnie wciągający, bez względu na płeć, przy czym elementarne zainteresowanie wiedźmami jest tu wskazane.
Varia na do widzenia
Wielbicielom powieści historycznych polecam sprezentować "Kukły", a jeśli jeszcze nie poznali twórczości Siembiedy, to najlepiej od razu wszystkie cztery powieści z prokuratorem Kanią w roli głównej. W nich można się zaczytywać, one skłaniają do dowiadywania się więcej. Maciej Siembieda będzie świetnym kompanem podróży w trudne czasy, tajemnicze miejsca i powroty do historii, które aż proszą się, żeby zostać opowiedziane.W tym roku stroniłam od thrillerów, mimo że "Zabójcza przyjaźń" Alice Feeney przypadła mi do gustu. Ta książka będzie niezłym prezentem dla koleżanki lubiącej kombinować i składać kawałki historii w spójną całość. Nie polecam natomiast "Powolnego spalania" Pauli Hawkins, bo tu zbyt łatwo można się domyślić, która bohaterka co zrobiła i dlaczego.
Im dłużej myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że moją książkę roku 2021 przeczytałam już w jego pierwszej połowie. Chociaż jeszcze miesiąc przede mną, a kilka premier piętrzy się na regale hańby. O innych, które dostałam – od innych tudzież samej siebie – to może kiedy indziej wspomnę...
Póki co: przyjemnego prezentowania Wam! Jeśli mogę coś doradzić – wiecie, gdzie mnie znaleźć. Będę zachwycona, mogąc pomóc.
Jaki ciepły świąteczny wpis, dla tych co teraz w pośpiechu szukają pomysłu na prezent! Książka sprawdzi się zawsze, zwłaszcza pięknie wydana co cieszy nie tylko duszę ale i oczy. Ja już na szczęście po kompletacji prezentów, książki oczywiście też się znalazły na liście :) Cudownie że dla każdego wybrałaś coś miłego i wartościowego! Piękny książkowy rok za Tobą i jeszcze lepszy przed!
OdpowiedzUsuńCiepły to dopiero Twój komentarz :) Dziękuję za nieustanne wsparcie! Też już mam skompletowane prezenty, choć nie ma w nich książek, bo na te książkowe to po cichu ja liczę - zawsze, niepoprawnie i niereformowanie :D
Usuń