“Panie Czarowne” Jakub Ćwiek
Trudno o lepszy PR dla mieściny gdzieś na którymś końcu Polski niż bohaterki "Pań Czarownych" – kobiety o nietuzinkowych talentach, niekiedy poskramianych nerwach i mocy, która furii nadaje nowy wymiar, aż świat trzęsie się w posadach. Ćwiek snuje swoją opowieść to tu, to tam, aż w pewnym momencie okazuje się, że zaplątał czytelnika w misterną pajęczyna z wierzeń, porzekadeł, zabobonów i niespętanej wyobraźni. A kiedy zaczyna się kocioł, to nici z regularnego oddechu. Rewelacja!
O czym jest “Panie Czarowne”?
Historia tytułowych pań kręci się wokół miasta o wyjątkowej historii, której prawdziwa wersja znana jest tylko głównym zainteresowanym. Kiedy Zakon kryjący się za wiarą w Chrystusa trafia na trop wiedźmy żyjącej z dala od rodzinnego miasteczka, równowadze pielęgnowanej od lat przez głuchołaskie czarownice grozi zaburzenie. “Panie Czarowne” nie jest prostą konfrontacją Dobra ze Złem. To współczesna, ale ponadczasowa opowieść o silnych więzach, a nawet pętach; o niesprawiedliwościach wobec kobiet, które nie mogą pozostać bez echa; aż w końcu przyjaźni i miłości kruszących kamienie.
Dlaczego ta książka?
Jakoś (bez konkretnego powodu) nie po drodze było mi dotychczas z Jakubem Ćwiekiem, więc jak tylko zobaczyłam coś o wiedźmach, wiedziałam, że nadszedł czas. Musiałam odnaleźć własną drogę do tego zakątka polskiej fantastyki, ale nie żałuję. Oj nie.
W moim guście
Zawsze powtarzam, że wolę męskich bohaterów, a potem trafiam na takie fantastyczne babki, że poszłabym za nimi w ogień. Jak już się zorientowałam, kto jest kto, ujęło mnie wszystko, co między głównymi postaciami niewypowiedziane, a zrozumiałe, wręcz oczywiste, i dzięki fabule wykraczające poza rozumienie się bez słów. Od drugiego wejrzenia spodobał mi się rozmach, a siła rażenia mnie rozbroiła. Ćwiek starannie wypracował moment, w którym akcja rusza bez hamulców. Krótkie rozdziały ostatniej części tylko bardziej nakręcały, chłonęłam je z obawą, że niektóre fragmenty za szybko przeczytam i coś przeoczę. Lektura zbliżała się do końca, a ja się bałam, gdzie autor zmieści to wszystko, co jeszcze musi się wydarzyć – on natomiast ze stoickim spokojem robił swoje, choć wokół.. Nie lubię niespodzianek, ale takie kumulacje zwrotów akcji uwielbiam.
Albo i nie (dla mnie)
Na początku miejsca i postacie pojawiały się punktowo, na chwilę i zmieniały za szybko. Kilka razy byłam skołowana (Karolczak? Kowalczak?), a mimo to przyzwyczaiłam się do stylu autora i dałam mu omamić. Sporo pociekło krwi, plwocin, połamano kilka karków... Mocno sensacyjna ta fantasy, ale bez efekciarstwa, więc kombinację uznaję za udaną.
Komu polecam?
Polecam tym, którzy cudze chwalą! A tak całkiem na poważnie, to nie wyobrażam sobie zdeklarowanego fana rodzimej fantasy, nieznającego twórczości Ćwieka (teraz "Drelich" muszę nadrobić, koniecznie!). "Panie Czarowne" spodobają się amatorom nieoczywistych kombinacji i rozwiązań, którzy trochę już o wiedźmach, czarownicach i innych poczytali, więc potrzebują czegoś świeżego, choć nie totalnie odrealnionego. Nie polecam, jeśli ktoś źle znosi drastyczne sceny albo łakomi się na historię trzech (lub więcej) natchnionych kobiet, pichcących w kotle i przywracających życia innych na właściwe tory (lub wykolejających tych, którym się należy). U Ćwieka króluje inny rodzaj kotła. Ja się na taki piszę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz