Z życia wzięte
Znowu zacznę od biografii, bo nawet nie trzeba gustować w literaturze tego typu, żeby losy Hepburn czy Foxa walnęły w człowieka z zaskoczenia, przewalcowały go emocjonalnie, aż w końcu porzuciły innym, niż zastały. I to po długim czasie od zakończenia lektury. Niechętnie czytam o nieszczęściach, rzeczach smutnych i takich, na które nie poradzi się nic. Myślę, że i "Wojowniczka" Roberta Matzena, i "Nie ma to jak przyszłość" Michaela J. Foxa, przypomną, że życie ma się jedno; że bohaterowie wprawdzie dokonali wielkich rzeczy, ale właściwie zaczęli od siebie, w ogóle zaczęli cokolwiek. I mimo że każde z nich miało powody usiąść i narzekać, załamać się i poddać, to tego nie zrobili. Po obie książki sięgnęłam z różnych, osobistych powodów, ale polecam je chyba każdemu – żeby bardziej cenić to, co się ma, i dzielić się tym, bez czego życie nie ma sensu. Bez względu na to, czy jest się gwiazdą, czy Tobą albo mną. Ciepło mi się robi, jak wspominam te książki. Piękne, prawdziwe, bezlitośnie szczere. Ledwo zaczęłam, a już wiem, że mam problem z wyborem książki roku.
Ale wiesz, że to się (nie) wydarzyło naprawdę?
Mnie od dawna chwyta historia i kolejnymi trzema premierami, które mnie w tym roku rozbroiły, są powieści skrajnie różne, ale wprawiające z czytelnikiem rzeczy warte przeżycia, a nie czytania o nich. "Gate" Wiśniewskiego to wielki powrót do sopockiego Grandu i losów postaci powiązanych ze sobą przypadkiem. To całość rozebrana na fragmenty, które z kolei rozkładają odbiorcę na czynniki pierwsze. W "Katharsis" Siembieda właściwe dopasowanie poszczególnych części zaczyna się już w prologu. Umysł kluczy między faktami, o których chce się dowiedzieć więcej, a fikcją wydumaną tak wiarygodnie, że nie chce się jej weryfikować, żeby nie straciła na sile rażenia. Sekretem z zupełnie innego świata żyją bohaterowie "Tajemnic Fleat House" Riley. Tu można niektórych rzeczy się domyślić, ale całości za nic, przynajmniej przez większą część lektury. To jedna z tych książek, dla których zarywa się noce. Właściwie każda ze wspomnianych taka jest, choć ja Wiśniewskiego muszę w swoim tempie uwewnętrznić, a Siembiedę celowo dawkuję, mając świadomość, że na następne takie przeżycie przyjdzie poczekać.
Niezupełnie 2022
Dorwałam w tym roku nowe wydanie "Trylogii Mgły" Zafóna, na które polowałam naprawdę latami. Mimo że są to książczyny skierowane do raczej młodszej publiczności, trafiły mnie podobnie do tych wielkich powieści przedwcześnie zmarłego pisarza. Przypadkiem trafiłam na "November 9" z twistem, którego przestałam się spodziewać, pochłonięta nietypową relacją dwojga młodych postaci. "Co by było, gdyby" pokocha ten, komu łezka zakręciła się przez Lou albo inne historie, których wspomnienie bezwstydnie kłuje.
W tym roku zwieńczenia doczekała się trylogia "Gołąb i wąż", a kontynuacji "Jaga". Nie próżnowała Świst, efektownie akcentując finał cyklu "Paprocany" i rozpoczynając z przytupem "Fightera". Sensacja góruje nad sekscesami, choć jak mam być szczera, na prezent nie polecam – wystarczy rzut okiem na fanpage'a autorki, żeby stwierdzić, że żadna wielbicielka raczej do Gwiazdki z czytaniem nie poczeka. Za to "Roman(s)" może być udanym dopełnieniem. Ja się takiego rozwoju wypadków nie spodziewałam i polecam wręczyć komuś, komu czasem umyka moment, kiedy powinien być po pracy.
Prezent(y) poza kategorią
Z nadzieją, że coś podpowiedziałam, polecam się na tą – prezentową – i wszelkie inne książkowe kwestie.
Cieszcie się tymi, o których szczególnie myślicie w tym wyjątkowym czasie. Póki są...
A może też...
O tak, Zafrona lubię.
OdpowiedzUsuń