“Krew i miód” Shelby Mahurin
Jeśli debiut był udany, to kontynuacja zmiata konkurencję. Zupełnie jakby autorka czerpała energię i inspirację z mroku i niebezpieczeństw, mnożących się w wykreowanej przez nią Belterze. W "Krwi i miodzie" przeciwieństwa nieoczekiwanie zaczyna coś łączyć. Robi się intensywniej i fantastycznie(j); nie ma czasu przystanąć, bo wrażenia napierają na czytelnika, oplatając niczym magiczne złote wzory. Z lektury trudno się wyplątać, ale kto by chciał?! Zwłaszcza że Mahurin nie myśli się poddać. "Krew i miód" ma wszystko, co fascynuje fanów fantasy.
O czym jest “Krew i miód”?
W bohaterach obudziły się moce, dające im nadzieję na pokonanie największych wrogów. Co lepsze, na ich drodze staje tak barwna trupa, że pojawienie się prawdziwych przeciwieństw losu jest tylko kwestią czasu. W "Krwi i miodzie" kończą się przekomarzania, dysputy, planowanie. Trzeba działać, i to od razu. Cienie drzemią znacznie bliżej, niż życzyliby sobie główni bohaterowie, którzy zaczynają stawiać sobie nie tylko pytanie, kim są dla siebie, ale i co skrywają ich własne wnętrza...
Dlaczego ta książka?
W moim guście
Ostatnio uświadomiłam sobie, że czytając książki, zwykle chłonę historie. Zapytana o szczególne postacie, miałam problem, ale gdyby kogoś interesowały wrażenia, sypałabym przykładami lektur jak z rękawa. Historia w "Krwi i miodzie" komplikuje się coraz bardziej, wykrzywia, wypada z ram, psuje plany i sieje niepewność, bo bohaterowie dolewają oliwy do ognia. Niektórzy pokazują swoje mroczne strony, inni nie chcą zdradzić o sobie nic. Dodatkowe niewiadome, czekające na swój moment. A tych momentów jest tyle, że miałabym kłopot z określeniem jednego kulminacyjnego. Do tego zaskakujące zakończenie – jestem zachwycona! Chyba nie ma nic lepszego, niż seria satysfakcjonująca odbiorcę coraz bardziej.
Albo i nie (dla mnie)
Niezawinione śmierci – to mnie zawsze doprowadza do białej gorączki. Do francuskich wtrąceń zdążyłam się już przyzwyczaić, choć z racji impetu tej części nie miała wiele czasu się irytować. Przypisy nie wymagałyby nie wiadomo jakiego nakładu pracy, a na pewno usprawniłyby lekturę.
Komu polecam?
Radzę nie dać się zwieść opisom o magii wkraczającej w romans ani recenzjom zarzucającym drugiej części brak akcji. Polecam tę serię jeszcze bardziej, niż po lekturze "Gołębia i węża" – jeśli komuś czegoś wtedy zabrakło, tu to znajdzie! Tempo, magia, fantastyczne istoty, zwroty akcji, zachwyt, złość, niecierpliwe oczekiwanie, utrata poczucia czasu... Mahurin wprawiła w ruch chaos, którego chce się być częścią. Nie polecam chyba tylko niecierpliwcom, którzy po skończeniu "Krwi i miodu" będą sobie pluć w brodę, że zaczęli niekompletną (jeszcze) serię.
Jeszcze bardziej zachęcasz niż w recenzji pierwszej części, aż strach pomyśleć co będzie po trzeciej - nakład zostanie wykupiony przez fanów tego bloga :)
OdpowiedzUsuńCudownie się czyta takie recenzje, gdzie z każdego słowa wyłania się radość z czytania :)
Hahaha :D Temu efektowi to akurat nie tylko ja jestem winna. Masz rękę! Dziękuję jeszcze raz za fantastyczny prezent (i komplementy, aż pąsowieję :)
Usuń