"Bogowie i potwory" Shelby Mahurin
Pierwsze kuszenie odbyło się już przy pomocy finezyjnej okładki, drugie – przy bliższym poznaniu kogoś z grupy głównych bohaterów, a każde kolejne przez wykolejenie akcji, pokrzyżowanie misternego planu, pojawienie się postaci jak z innej bajki... Co komu wpadnie w oko. A (szeroko pojętych) klejnotów u Mahurin jak w skarbcu. Gdyby z zakończenia trzeciego tomu autorka zrobiłaby wielkie widowisko, zabrakłoby skali ocen. Tymczasem Mahurin wspięła się na wyżyny – na góry trzeba będzie jeszcze poczekać. Na szczęście?
To chyba całkiem nieźle, nie osiągnąć szczytu swoich możliwości, kończąc pierwszą trylogię? Może nie czuję niedosytu, ale zbrakło mi tego wielkiego WOW na końcu, które wbija w fotel, jak to np. Maas udało się niezliczoną ilość razy w "Szklanym tronie". Mimo to uważam trylogię o Lou i Reidzie jako świetny debiut i polecę każdemu fanowi fantasy, który nie wzbrania się przed young adult.
Tragicznie zmarli lub przynajmniej przez dłuższy czas nieznani rodzice głównej postaci (bez względu na płeć) trafiają się w niezliczonej liczbie fantastycznych cyklów i serii. Shelby Mahurin powołuje do życia matkę-psychopatkę, która dla mnie jest jedną z głównych gwiazd tej trylogii. Postać zła, nieobliczalna, nieprzewidywalna i przerażająco zdeterminowana. Dążenie po trupach do celu nabiera w wykonaniu Morgane nowej głębi. Duety już spotykałam różne, przeciwieństwa, skakanie sobie do gardeł, dwie połówki pomarańczy (tutaj: bułeczki), doprawdy rozmaite. Jednakże poczynania takiej demonicy śledziłam po raz pierwszy. Podobało mi się to przeciwstawienie konwencjom, gdzie zła matka jest nie do pomyślenia.
W "Bogach i potworach" nie rozpraszały mnie już francuskie wtrącenia, za to słowa pisane kursywą na początku irytowały. Dobrze, że w końcu tempo przyśpieszyło tak, że ich się nie zauważało. Jeśli miałabym zaryzykować radę, poleciłabym czytać "Gołąb i wąż", "Krew i miód" oraz "Bogowie i potwory" bez zbędnych przerw pomiędzy poszczególnymi tomami, bo skomplikowanie wątków na początku trzeciej części może przytłoczyć. Powoli sobie sporo przypomniałam, jednak nie mogłam pozbyć się odczucia, że coś mnie omija, coś przeoczyłam.
Mahurin zapunktowała u mnie magią wzorów (nie tak przekombinowaną, jak magia kolorów w cyklu o Powierniku Światła), nowymi interpretacjami znanych 'potworów', mrokiem, pozbawianiem złudzeń i kompletnością historii, mimo że nie z każdą decyzją autorki się zgadzałam. Trudno o lepszy debiut, więc zamierzam śledzić poczynania tej pisarki. Ciekawe, czy Shelby Mahurin pójdzie w ślady wspomnianej koleżanki po fachu i odważy wodzić na pokuszenie publiczność bardziej zaawansowaną wiekowo, z jeszcze większym rozmachem? Fani fantasy, miejcie się na baczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz